[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i, jak zwykle, gapiła się na swego chłopca, jak przysłowiowy wół na przysłowiowe
malowane wrota. Oczywiście znowu nie rozumiała niczego.
- Widzi pani - mówił pan Sułek - w ten sposób zostałem hutnikiem. Kocham moją
pracę. Ten codzienny rytm i pot, który ze mnie taka praca wyciska. Nie nudzę się
jak przedtem. Znalazłem sens życia - entuzjazmował się wyraznie coraz bardziej.
- Wczoraj w ten sam sposób został pan murarzem... - powiedziała pani Eliza
przypominajÄ…ce.
- To co z tego?
- A przedwczoraj słynnym sportowcem... Zmienny pan jest, panie Sułku jedyny.
- Cicho, dobrze?!
- Kotłują się w panu najprzeróżniejsze tendencje. Jak w kalejdoskopie.
- Co się kotłuje i w czym? - Był zdezorientowany.
- Wszystko w panu aż wrze. Bucha z pana optymizm i siła.
- O, tak. Jestem piekielnie silny - powiedział chłopak, naprężając muskuły.
- Och, kawał chłopa z pana, panie Sułku. W tej narzutce ze starej opony wygląda pan
naprawdÄ™ imponujÄ…co. Kocham pana...
- Cicho! To fartuch hutniczy. Co może wiedzieć kobieta o wytopie stali? - rzucił
pogardliwie.
Strona 62
Jacek Janczarski Kocham Pana, Panie Su³Ku
- Za moich czasów - zamyśliła się pani Eliza - nie zajmowano się tym tak
nagminnie...
- A teraz każdy powinien wiedzieć, jak to się robi! - powiedział chłopiec z głęboką
wiarą. - I robić to, jeżeli czas pozwala. Ja czasu mam dużo i dlatego wytapiam...
- Nie wiedziałam, że stal wytapia się w kuchni szamotowej, prawda?
- A jednak to fakt. W tej właśnie kuchni nastąpi mój pierwszy w życiu spust
surówki. To będzie moja surówka. Z mojej własnej rudy!
- Boże, jakiej znowu rudy, panie Sułku jedyny?
- Syderyty.
- Nie rozumiem tego. Boję się o pana, panie Sułku!
- Syderyty to rudy żelaza. Występują one w Polsce między Zawierciem a Wieluniem.
Cypis tam właśnie spędzał wakacje i uzbierał trochę tych rud. A teraz ja, hutnik,
wytopię z tego żelazo!
- Jest pan wspaniały i męski! - powiedziała pani Eliza z podziwem.
- Tak - zgodził się bez trudu chłopiec.
- A ja taka drobna i krucha...
- Jest pani chuda. Powinna pani jadać dużo kartofli i mąki.
- Jestem wątła i delikatna, panie Sułku... Jak kwiat...
- A mnie się wydaje - powiedział, mierząc ją wzrokiem hutnika - że jest pani po
prostu chorowita. Jest w pani jakaÅ› nieznana choroba.
- Wiem - przyznała, spuszczając oczy. - Lecz przecież i pan dobrze wie, jaka to
choroba...
- Niech mnie pani zabije - nie wiem.
- Nie domyśla się pan?
- Niech pani dorzuci do ognia - zmienił temat.
- To przecież właśnie - rzekła, dorzucając - miłość do pana. Ona nie daje mi spać
po nocach, a za dnia każe chodzić senną i bladą...
- Jak trup, tak? - spytał po hutniczemu.
- Raczej jak zjawa... - sprostowała po kobiecemu.
- %7łe też - nie mógł się nadziwić hutnik - tak panią wzięło?... Co to miłość może,
swoją drogą, zrobić z człowieka...
- No, widzi pan...
Patrzył na rozgrzaną kuchnię wzrokiem pełnym miłości.
- Ciekawe, ile to może być stopni?
- W mieszkaniu jest całkiem ciepło i przytulnie... - powiedziała dziewczyna
zalotnie.
- Chodzi mi ł o liczbę stopni w samym środku pieca.
- I po co, po co chce pan to wiedzieć?
- My, hutnicy - wyjaśniał - dobrze wiemy, że spust surówki, inaczej wytop, odbywa
się w temperaturze pięciuset stopni Celsjusza.
- Nie wiedziałam o tym, prawda, panie Sułku?
- Na to wygląda. Jeżeli tylko uda mi się uzyskać taką temperaturę, z pieca popłynie
stal.
- Do tego rondla, prawda? - spytała pani Eliza, wskazując na rondel w ręku pana
Sułka.
- Tak.
- Z tej kuchni szamotowej, prawda?
- Tak. Ta kuchnia jest zresztÄ… w tej chwili zwyczajnym piecem hutniczym.
- A pan, panie Sułku, jest w tej chwili zwyczajnym hutnikiem, prawda?
- Jestem nim.
- A ja, panie Sułku, jestem zwyczajną narzeczoną hutnika. I zwyczajnie... kocham
pana... - zwyczajnie zakończyła wywód pani Eliza.
- Cicho. Jak to, zwyczajnie? - zaniepokoił się pan Sułek.
- Kocham i już.
- Ejże, pani Elizo, nie podoba mi się to - powiedział jak hutnik.
- Zgasło pod kuchnią - zauważyła jak narzeczona hutnika.
- Pod piecem hutniczym - sprostował.
- Zapalę - zaproponowała- podrzucę drobnicy, prawda?
- Nie podoba mi się to - wrócił pan Sułek do podjętego uprzednio tematu. - Nie
podoba mi się to, i to bardzo. Powinna pani stać, patrząc na mnie, i upajać się.
Stanęła w pewnej odległości i uczyniła, co kazał.
- Upajam siÄ™, prawda?
- Jakoś nie widać - grymasił pan Sułek. - Cholera jasna! Bądz co bądz, jestem
Strona 63
Jacek Janczarski Kocham Pana, Panie Su³Ku
hutnikiem i mężczyzną!
- Wiem o tym... - upajała się pani Eliza po swojemu. Cofnęła się jeszcze kilka
kroków i po chwili wydała z siebie bardzo dziwny dzwięk.
- Słyszy pan? - spytała.
- Nie.
- A teraz?
Wydała powtórnie ten sam dzwięk.
- Coś skrzypi... - zauważył chłopiec.
- To ja - stwierdziła z satysfakcją.
- Gdzie pani jest? - spytał, nie widząc.
- Tutaj, za kominem... - powiedziała pani Eliza zza komina.
- Ahaaa!...
- Chcę być panu kobietą i świerszczem.
- Jednym i drugim naraz? - zdziwił się nie bez podstaw.
- A czemuż by nie? Chcę być dla pana wszystkim, najdroższy panie Sułku...
- I tym, i owym? - upewnił się połechtany przyjemnie.
- I jeszcze czymś więcej... Kocham pana, panie Sułku.
- Cicho... - powiedział chłopiec, patrząc na piec. - Za chwilę przewiduję pierwszy
wytop. Tak zwany spust surówki.
- Boże, czy taka chwila właśnie nadchodzi, panie Sułku jedyny?
- Zbliża się ona nieuchronnie. Oooo, leci! - krzyknął chłopiec. - Prędzej! Rondel!
Pierwszy wytop powiódł się naszym bohaterom tylko do pewnego stopnia. Z
niewielkiego otworu kuchni szamotowej spłynął bowiem żywy jak srebro gajowy
Marucha. Przewiany jesiennymi szarugami gajowy, z prawdziwie leśnym instynktem,
tutaj właśnie znalazł sobie ciepłe przytulisko...
ROZDZIAA XV
ZwiÄ…teczna trzaskanina
W radosnym podnieceniu wszyscy ludzie na świecie szykowali się do spędzenia Zwiąt
Wielkanocnych. W takim samym, a może nawet większym podnieceniu, szykowali się do
świąt nasi mili bohaterowie. Właśnie szykowali tradycyjne świąteczne pisanki, bez
których święta są naprawdę nie do pomyślenia.
- Mój już ma chyba dosyć - powiedział pan Sułek poważnie.
- A mój, panie Sułku jedyny? - spytała pani Eliza nieporadnie.
- Niech pani pokaże... ja bym go jeszcze potrzymał - zadecydował.
- Ojej jej jej jej! Jaki pana jest piękny! - wykrzyknęła" dziewczyna szczerze.
- A co, nie wolno? - spytał pan Sułek swobodnie. - Jest sinobrązowy. Udał się, nie
ma co...
- Ciekawe, jak wyjdzie mój, prawda?
- Nie sądzę, żeby był ładniejszy. Słowo honoru. Miał gorszy kształt.
- To prawda. Pana kartofel do złudzenia przypominał prawdziwe jajko.
- Był po prostu jajowaty. Musi pani wiedzieć, że jajowaty kartofel to prawdziwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl