[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Savignon.
Astralna nić wcią\ prowadziła w stronę taborów, więc inkwizytor był pewien, \e
chłopak na razie jest bezpieczny i przynajmniej nie posłano go do samobójczego ataku.
Nie miał więc nic innego do roboty, jak nadal przyglądać się wojennemu widowisku. A
to układało się całkiem interesująco, gdy\ na spotkanie Burgundczykom ruszyła
piechota rebeliantów, od skrzydeł chroniona przez raubritterów. Tym razem atak był
znacznie lepiej przygotowany. Buntownicy szli, a nie biegli, i nieśli przed sobą snopy
siana mające chronić ich przed ogniem arkebuzów lub bełtami kusz. Wydawało się te\,
i\ udaje im się zachować względny porządek wewnątrz oddziałów. Burgundczycy
rozwinęli linię i osłonięci tarczami ruszyli kłusem na wrogów, z wysuniętymi
włóczniami. Chłopska armia uderzyła w cesarskich niczym morska fala bijąca o
skalisty brzeg. I tak jak fala załamuje się na głazach, tak oni odbili się od tarcz i padli
pod ciosami włóczni. Lecz buntowników było tak wielu, \e samą swą masą wstrzymali
Burgundczyków. Zaczęła się przera\ająca w swej krwawej prostocie młócka.
Włócznia przeciw widłom, tarcza przeciw siekierze, pancerz przeciw kowalskiemu
młotowi. Walczący zbili się w tak gęsty tłum, i\ nie wystarczało im nawet miejsca, by
się zamachnąć. Kłuli, siekali, uderzali pięściami, gryzli, kopali...
I wtedy nastÄ…piÅ‚o coÅ›, czego, szczerze mówiÄ…c, Löwefell spodziewaÅ‚ siÄ™ od
samego początku. Raubritterzy, zamiast oskrzydlić cesarską piechotę lub ruszyć na
chronionych pawę\ami kuszników, po prostu uderzyli na walczące chłopstwo,
rozrywając jego szeregi, siejąc śmierć i panikę. Nie minął nawet czas, w którym mo\na
by odmówić Zdrowaś Mario , kiedy buntownicy podali tyły. Rozpoczęła się rzez, w
której największy udział mieli rycerze zdrajcy bezlitośnie masakrujący swych
niedawnych sojuszników. Có\, właśnie za ten postępek obiecano im zapewne
darowanie wszystkich grzechów i cesarską łaskę. Byliby całkowicie pozbawieni
rozumu, gdyby nie skorzystali z tak szczodrobliwej oferty. Ale Löwefell miaÅ‚ co
innego do roboty ni\ zastanawianie się nad losem raubritterów. Bo oto wreszcie
objawiła się cesarska konnica. Na tyłach taborów, czyli tam, gdzie nikt się jej nie
spodziewał. A wystarczyło czytać pamiętniki Cezara, pomyślał inkwizytor i spiął
konia. Polecając swe \ycie Bogu, ruszył w stronę taborów, gdzie szturm rycerzy
właśnie przełamał utworzone z wozów barykady.
* * *
Chłopak le\ał w wykrocie, oszołomiony upadkiem i zdyszany, z włosami
zlepionymi potem i pyłem. Nad nim przywarował jeden z cesarskich brytanów, potę\ne
czarne psisko o zębach przypominających sztylety. Z gardła bestii wydobywał się
głuchy charkot, ślina skapywała z sinych warg.
Nie zdÄ…\Ä™, pomyÅ›laÅ‚ Löwefell, obejmujÄ…c palcami rÄ™kojeść no\a. Jak mi Bóg miÅ‚y,
nie zdÄ…\Ä™.
Bo te\ rzeczywiście nie miał co marzyć o tym, \e wyprzedzi w ataku brytana,
którego wytresowano specjalnie do walki i pościgu. Zanim zdą\y cisnąć no\em, bestia
rozedrze chłopaka na strzępy.
Dobry piesek powiedziaÅ‚ dr\Ä…cym gÅ‚osem czarnowÅ‚osy i Löwefell niemal
boleśnie czuł, jak wiele wysiłku kosztuje chłopaka przełamanie drętwoty szczęk. Nie
bój się, piesku.
Inkwizytor usłyszał te słowa i niemal parsknął śmiechem, gdy\ tak bardzo zdawały
się one nie pasować do sytuacji. Chłopak le\ał cały czas bez ruchu, a brytan w
pewnym momencie zamknął paszczę i kichnął. Odwrócił wzrok od swej ofiary i nagle
ujrzał jakiegoś mę\czyznę wygrzebującego się z pobliskiego dołu. Skoczył w jego
stronÄ™, rzuciÅ‚ mu siÄ™ na plecy. Potem Löwefell sÅ‚yszaÅ‚ ju\ tylko krzyk peÅ‚en bólu i
przera\enia oraz wściekły warkot brzmiący, jakby wydobywał się z paszczy demona.
Spiął konia i pochylając się, wyciągnął czarnowłosego za kark.
Masz szczęście, obwiesiu rzucił. Jak Bóg na niebie, masz więcej szczęścia
ni\ rozumu.
Chłopak stanął na równe nogi i przysunął się do końskiego boku, poczuł się
pewniej, bÄ™dÄ…c blisko Löwefella i jego wierzchowca.
Wsiadaj! rozkazał inkwizytor.
Złapał chłopaka za ramię, posadził przed sobą na siodle. Spiął rumaka i ruszył
galopem w stronę lasu. Niestety, z uwagi na bitewny tumult nie mógł podą\ać w
kierunku cesarskich oddziałów, więc musiał zmierzać tam, gdzie uciekały niedobitki
buntowników. Ale najwa\niejsze było, aby dopaść bezpiecznej gęstwiny.
Skąd się wzięliście, panie? Gdyby nie wy...
Löwefell nie zamierzaÅ‚ mu wszystkiego tÅ‚umaczyć, zwÅ‚aszcza teraz, gdy zajÄ™ty byÅ‚
ucieczkÄ….
Dziękuj Bogu, nie mnie rzekł tylko. To Jego wola cię ocaliła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]