[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do naszych podstawowych zadań. Bycie członkiem rodziny
panującej ma bardzo wiele aspektów.
- Ale ja nie jestem księżną ani księżniczką.
- Liczę na to, że się nią staniesz. Chcę ci pokazać, że mój
świat nie różni się aż tak bardzo od twojego. %7łe można je
połączyć.
Cara nic nie odpowiedziała. Michael nie nalegał.
Zależy mu, by poznała jego codzienne zajęcia. By zdała
sobie sprawę, jak istotną rolę odgrywa w życiu społeczeń
stwa, jak wiele znaczy dla swoich poddanych.
Chce, by o tym wiedziała, by nie było to dla niej zasko
czeniem, bo naprawdę wierzy, że nadejdzie dzień, gdy Cara
zgodzi się iść razem z nim przez życie.
Z każdą chwilą utwierdzał się w przekonaniu, że tylko tego
pragnie. Tylko ona jest dla niego ważna. Ona i ich dziecko.
Tylko dlaczego tak trudno ją przekonać? Dlaczego nic
do niej nie trafia? Mogą stworzyć bardzo szczęśliwą rodzi
nę, taką, jaką stworzyli jego rodzice. Odnalezć to, czego
Michael dotąd szukał, choć tak naprawdę nawet nie zdawał
sobie z tego sprawy.
Jeśli Cara odda mu swe serce, to na zawsze.
I tylko o to jÄ… prosi.
Ledwie Cara wysiadła z limuzyny, od razu wpadła w wir
zajęć, jednak przez cały dzień chodziły jej po głowie sło
wa Michaela.
Chciał pokazać jej swój świat, udowodnić jej, że do sie
bie pasujÄ….
Czy to możliwe?
Na szczęście była zbyt pochłonięta bieżącymi sprawa
mi, więc nie miała czasu na myślenie o Michaelu, o wizycie
w bibliotece i o tym, co powinna zrobić.
Musi podjąć decyzję, to jasne. W dodatku czasu jest coraz
mniej. Tylko te jego słowa... Wciąż nie dawały jej spokoju.
Postanowiła, że teraz nie będzie się nad tym zastanawiać.
Nie będzie się oszczędzać, zabierze się ostro do pracy.
Wieczorem padała z nóg, ale natrętne pytania powróciły.
Czy mogłaby tu zostać? Czy mogłaby zamieszkać w Eliason?
Sen nie przychodził. Cara przewracała się z boku na
bok, zastanawiajÄ…c siÄ™, co jest najlepsze dla niej, dla Mi
chaela i, co najważniejsze, dla ich dziecka?
Następny dzień nie przyniósł żadnej odmiany i żadnej
decyzji. Wieczorem podekscytowana Cara powtarzała so
bie te same pytania.
I znów powracały do niej słowa Michaela.
Kiedy dwa dni po wizycie w bibliotece podeszła rano do
biurka, znalazła na nim książkę, której tam wcześniej nie
było. Wzięła ją i popatrzyła na tytuł. Dziewięć miesięcy".
Niektóre rozdziały były zaznaczone.
Kalendarium ciąży. Etap po etapie. Gdzieniegdzie wid
niały znaki zapytania.
Zdjęcia rozwijającego się płodu, tydzień po tygodniu,
a przy jednym podpis: Nasze dziecko w tym tygodniu".
Azy popłynęły jej z oczu.
Nie umiała płakać jak gwiazdy filmowe. Szloch wstrzą
sał jej ciałem, potoki łez płynęły po policzkach.
Nasze dziecko w tym tygodniu".
Michael dokładnie przeczytał książkę. Chciał wiedzieć
jak najwięcej. On kocha to dziecko.
Wiedziała o tym przez cały czas, tylko nie dopuszczała
do siebie tej myśli.
Michael kocha to dziecko równie gorąco jak ona.
Czy mogłaby je zabrać i wyjechać do Stanów, skoro wie,
że Michael musi tu zostać?
Akała coraz bardziej rozpaczliwie.
I co ona ma teraz począć? Co zrobić, by nikt nie ucierpiał?
Ani ona, ani Michael, a przede wszystkim ich dziecko.
Musi się opanować. To tylko hormony. Dość histerii.
Czuła się zmęczona płaczem i niepewnością.
- Cara mia, co się stało? - nieoczekiwanie rozległ się
głos Michaela.
- Dlaczego tak się skradasz? - prychnęła, pociągając no
sem i ocierajÄ…c oczy.
- Co się stało? - powtórzył.
- Nic. - Wsunęła książkę pod stertę papierów.
Zauważył to. Podszedł i wyjął książkę.
- Znalazłaś ją.
- To nie fair.
- Nie miało być fair - rzekł miękko.
Cara wstała z fotela i wyszła na taras.
Michael poszedł za nią. Starała się nie zwracać uwagi
na jego obecność. Zapatrzyła się na ogrodową fontannę.
Szum spadającej wody uspokajał jej rozdygotane nerwy.
Czuła, że on jest tuż za nią. Nie dotykał jej, ale był bar
dzo blisko.
- Gdy siÄ™ pobierzemy...
- Nie pobierzemy siÄ™.
Zignorował jej oświadczenie i mówił dalej:
- Wyobrażam sobie, jak wtedy będzie. Będziemy tu so
bie siedzieć i opowiadać o wydarzeniach mijającego dnia.
I rozmawiać o dzieciach.
- O dzieciach? - zdumiała się. - W liczbie mnogiej?
- No jasne. Będziemy mieć przynajmniej siedmioro -
zapewnił z przekonaniem Michael.
- Ty chyba żartujesz!
- Dokładną liczbę możemy ustalić - rzekł, kładąc rękę
na jej ramieniu. - Jaki masz pomysł? Więcej? Może dzie
sięcioro? Powinnaś mieć dużo dzieci. Będziesz wspaniałą
mamÄ….
- Tego się nie wie z góry. Myślałam, że z jednym chyba
jeszcze sobie poradzÄ™.
- No to może trójka? To całkiem dobry kompromis. Tak,
trójka będzie w sam raz.
- Trójka? - powtórzyła. - To nie będzie do pary.
Michael pokrzepiająco uścisnął jej dłoń.
- Na razie wystarczy nam jedno. No, chyba że będą bliz
nięta. Chciałbym, żeby tak było. Oczywiście nie będziemy
ubierać ich tak samo. Powinny mieć poczucie swej odręb
ności.
- Daj spokój - żachnęła się Cara. Już perspektywa jedne
go dziecka była przerażająca. Przecież nie miała zielonego
pojęcia o wychowaniu dzieci.
Dla Michaela problem jakby w ogóle nie istniał. Mówił
o tym, jakby to było coś absolutnie oczywistego.
- Czyli tu się zgadzamy. Jeśli będziemy mieć bliznięta, to
nadamy im różniące się od siebie imiona. Będziemy zachę
cać, by każde rozwijało własne zainteresowania.
- %7ładnych blizniąt - oświadczyła kategorycznie Cara,
modląc się w duchu, by jej słowa się spełniły.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]