[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uporządkować myśli - toteż ucieszyła się na widok Sylvii. Może
powinna zaufać jej doświadczeniu.
- Przecież w głębi serca znasz odpowiedz - rzekła Sylvia
łagodnie. - Patrzyłaś na świat oczami siedemnastoletniej dziew
czyny, nienawidzącej człowieka, który skrzywdził jej siostrę.
Jak sądzę, obwiniasz go także o to, że odebrał ci szanse na lepszą
przyszłość.
Rzeczywiście, nie było jej łatwo zrezygnować ze studiów.
- Chyba masz rację.
- Tylko że nie jesteś już tamtą dziewczyną, a z tego, co
mówisz, Bryce także się zmienił.
Libby zastanowiła się. Przed laty Bryce był aroganckim,
zadufanym w sobie młodzieńcem. Człowiek, którego poznała
przed kilkoma dniami, sprawiał wręcz odwrotne wrażenie. Co
prawda, metoda jego działania nie przypadła Libby do gustu,
jednak musiała przyznać, że przynajmniej nie próbował jej za
straszyć.
Jeśli chodzi o Petera, też się pomyliła. Dopóki go bliżej nie
poznała, sądziła, że jest człowiekiem o lodowatym sercu.
- Może byłam trochę za surowa dla Petera - odezwała się
w końcu.
- Trochę? - Sylvia aż uniosła brwi ze zdziwienia. - Wciąż
wierzysz, że chciał się z tobą pogodzić tylko z jednego powodu.
- Sama już nie wiem.
- To przypomnij sobie, kogo wezwałaś na pomoc, kiedy
Kyle miał wypadek. I kto mu pomógł, jak się zadławił?
- Peter.
- I nadal uważasz, że mógłby skrzywdzić Kyle'a?
Rzeczywiście, skoro zawierzyła mu życie synka, czy powin-
CZAS UKOJENIA
151
na wątpić w jego zapewnienia, że nie pozwoli odebrać jej dzie
cka? Miał rację, gdy powiedział, że święta cieszą jedynie tych,
którzy potrafią otworzyć serca, i uczynił to dla dobra córki.
Może i Libby powinna pójść w jego ślady... - Bardzo mi po
mogłaś - podziękowała Sylvii.
- Nie ma sprawy. A propos, słyszałaś, że nasze osiedle za
jęło trzecie miejsce w konkursie?
- Naprawdę?
- Ralph twierdzi, że to jedynie dzięki gwiezdzie, którą umie
ścił na dachu. - Spojrzała na zegarek. - Muszę już lecieć. Obie
całam, że wpadnę do niego o ósmej.
- Najwyrazniej nie możecie żyć bez siebie - zażartowała
Libby.
- W naszym wieku, drogie dziecko, nie mamy czasu do
stracenia. A na twoim miejscu też bym się pośpieszyła...
Po chwili wahania Libby podjęła decyzję.
- Idę na chwilę do Petera - poinformowała Kyle'a.
Chłopiec natychmiast wybiegł z pokoju.
- Mogę iść z tobą?
- Chcę z nim tylko porozmawiać.
- Pogodzicie się?
- A kto ci powiedział, że się gniewamy?
Kyle wzruszył ramionami.
- Wystarczy na was spojrzeć.
- Nie gniewam się na Petera, choć muszę przyznać, że zo
stało nam kilka kwestii do wyjaśnienia.
- Wez mnie z sobą, proszę.
- Ale tylko pod warunkiem, że zostawicie nas samych.
Kilka minut pózniej, opatuleni po uszy, zapukali do drzwi
wiktoriańskiego domu. Libby bezwiednie ściskała dłoń syna.
- Mamo, bo mi połamiesz palce - zaprotestował.
- Przepraszam, kochanie.
Poczuła, że kręci jej się w głowie. Po co tu przyszła?
- Przepraszam za najście, w dodatku w samą Wigilię - za-
152 CZAS UKOJENIA
częła, gdy Peter otworzył drzwi. Widząc, że oboje z Samanthą
ubrani są do wyjścia, pożałowała, że wcześniej nie zadzwoniła.
- A może wpadniemy innym razem, bo chyba gdzieś idziecie?
- Proszę, wejdzcie. Właśnie się do was wybieraliśmy.
- Naprawdę?
- Sam, idzcie z Kyle'em w coś pograć.
Dzieci wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
- Już nas nie ma.
Peter pomógł Libby zdjąć płaszcz.
- Co cię do mnie sprowadza? - spytał już w salonie.
- Chciałam cię prosić o pewną przysługę.
- Słucham.
- Przekaż Bryce'owi, że może widywać Kyle'a, kiedy ze
chce. - Spodziewała się dojrzeć choć cień aprobaty, lecz twarz
Petera pozbawiona była wyrazu.
- A skąd ta zmiana? - zapytał, zakładając nogę na nogę.
- Powiedziałeś, że nie utracę Kyle'a. Wierzę ci.
- Jesteś tego pewna, czy jutro znów zmienisz zdanie?
- Przepraszam, że w ciebie zwątpiłam, że byłam niespra
wiedliwa. Wiem, że nie możesz mi przebaczyć, ale...
- Kto mówi, że nie mogę?
Chwycił ją w ramiona i gorąco pocałował. Libby poczuła, że
ogarnia ją ciepło, za którym od tak dawna tęskniła.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę...
- Dlatego, że cię przeprosiłam?
- Rozwiązałaś za mnie bardzo trudny problem.
- Nie rozumiem.
- Znajdziesz coś dla siebie w skarpecie przy kominku.
- Jeszcze za wcześnie.
- Wigilia to prawie święta.
Wziął ją za rękę i wskazał na skarpetę, na której złotą nicią
wyhaftowane zostało jej imię. Libby sięgnęła do środka i wy
dobyła dużą białą kopertę. Zawierała ona notarialnie potwier
dzone oświadczenie, w którym Bryce zrzekał się praw do syna.
CZAS UKOJENIA
153
- Czy ja śnię? - Nie wierzyła własnym oczom.
- Bryce chce tylko od czasu do czasu móc widywać chłopca
jako przyszywany wujek.
- A... dlaczego wujek?
- Dowiedział się, że ja chcę zostać ojcem Kyle'a.
W jego oczach Libby zobaczyła dobroć i miłość.
- Naprawdę nadal tego pragniesz?
Ujął jej twarz w dłonie.
- Oczywiście. A jeszcze bardziej chcę, żebyś została moją
żoną. Nie przypuszczałem, że po tym, co w życiu przeszedłem,
potrafię jeszcze tak kochać. Uzdrowiłaś mnie.
- A ty mnie. Obiecuję, że zrobię, co w mojej mocy, żeby
zaprzyjaznić się z Bryce'em.
- Wiem.
- Posłuchaj, Sam kupiła prezent dla Kyle'a, ale ja jeszcze nie.
- Już po ósmej. Sklepy są zamknięte - przypomniała mu.
- Tylko że tego prezentu i tak nie można kupić.
- Co masz na myśli? - zmarszczyła brwi.
- Kyle prosił Mikołaja o pełną rodzinę. - Peter uśmiechnął
się czułe. - Taką składającą się z ciebie, ze mnie, jego samego
i z Samanthy.
Twarz Libby pojaśniała jeszcze bardziej.
- Zgadzam się na taki prezent. Kiedy im powiemy?
Na schodach rozległ się tupot nóg i podekscytowane okrzyki.
- Obawiam się, że ktoś nas podsłuchiwał - dodał Peter. -
W tym roku nie będzie niespodzianek.
Dzieci wpadły z hałasem do pokoju. Tuląc się do nich i śmie
jąc, Peter i Libby wymieniali pełne miłości spojrzenia. Zrozu
mieli, że dla wszystkich nadeszły wreszcie prawdziwe święta. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl