[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zledziła je wzrokiem w zadumie.
Pies liznął ją po szyi jakby ze współczuciem i nagle nie wiedzieć czemu łzy
nabiegły dziewczynie do oczu.
Na pró\no schylała głowę: kapały coraz rzęsistsze, obfitsze.
Baczna na wszystko Marza spojrzała ponad ogniem na siostrę z niezadowoleniem.
Nie nale\ało do zwyczaju płakać w obecności swata.
Przyjdzie na to czas, gdy warkocz będą obcinać.
Nie nale\y czynić nic w niewłaściwej porze.
Ale Olsza nie była w stanie powstrzymać łez, płynących nie wiedzieć po co, i
zawstydzona uciekła z izby.
W pośpiechu ani zauwa\yła, \e przestąpiła próg lewą nogą.
Marza westchnęła głośno.
śeby nie obecność Stra\a, cisnęłaby ze złości za siostrą polanem.
Udając, \e nic nie dostrzega, swat obtarł obyczajnie usta ręką, pokłonił się
nisko ogniowi, pokłonił staremu Brusali i zabierał się do odejścia.
- Kiedy\ weselisko?
- pytała ostro\nie Marza.
- Rada bym, \eby nieskoro - dodała szybko - bo mi się będzie bez dziewczyny
cnić...
- Sprawim je rychło, nim Sita wyjdą wysoko na niebo - zawyrokował swat.
* Sita - Plejady - skupienie gwiazd znajdujących się w gwiazdozbiorze Byka.
- Pózniejsza pora niesposobna.
Jednak\e gwiazdy, wró\ące początek zimy, ju\ się ukazały, a weselisko Olszy z
Miłoszem Kruków jeszcze się nie odprawiło.
Przyczyną tego była niechęć starej Kruczychy, Miłoszowej matki.
Przeciwić się nie mogła, bo syn, nim swata posłał, pozwoleństwo ojcowe
otrzymał, lecz pyskowała, co wlezie.
Kołacząc gniewnie garnkami wydziwiała, \e nic jej po takiej snesze.
*Snecha - synowa.
Strona 27
Kossak Zofia - Grod nad jeziorem
Misy potrafi pisać, to jedno.
Do roboty niezdatna.
Całe dnie łazi po lesie, jakby w domu nic nie było do zrobienia...
Niektórzy powiadają, \e matka jej była ciotą, z boginkami w zmowie...
Wszyscy pamiętają, jak topielica nawiedzała dom Brusalów...
Olszę przezywają w grodzie wieszczycą...
Ludzie nic nie powiadają bez przyczyny...
Musi wieszczycą być...
Przy tym słaby ród...
W domu dwie niewiasty i stary dziad do niczego.
Krewnić się warto z takim domem, gdzie mocni dziewiarze, mogący wspomóc w razie
walki czy pilnej roboty...
- Na ziołach się rozumie.
Okadzi i wysmaruje pięknie, jakby mnie miszka pazurem przeorał - śmiał się
stary Kruk, który sprzyjał Olszy.
Nigdy z nią po prawdzie nie gadał, ale podobało mu się, \e dziewczyna lubi bór.
Sam był człowiekiem leśnym i w duszy \ywił cichą pogardę dla osiadłych, domu i
statków jedynie patrzących rolników.
- Tfu!
Tfu!
- spluwała z gniewem Kruczycha i znów powtarzała swoje.
Nie mogąc zabronić, starała się przynajmniej zaślubiny odwlec.
Niewiasta zawsze znajdzie sposoby, by według swej woli zdarzeniami pokierować.
Posłuszne pragnieniom Kruczychy okoliczności układały się nieprzyjaznie dla
mał\eństwa.
To miesiąc był niedobry i sam wró\ Zwiętoch nie doradzał rozpoczynać nic
nowego, to wieprz, przeznaczony na wesele, nie był dosyć spaśny, to sen się śnił
zle wró\ący, to statki nie gotowe.
Tak schodziło z dnia na dzień, a\ stra\nik Mier pierwszy zobaczył o północy
gwiazdy, zwane Sitem, górujące na niebie wysoko.
Podobnie świetliście błyszczały Kosy, a mleczna droga, zwana Drogą śurawi lub
Drogą Dusz, zbladła i skurczyła się.
* Kosy - Orion - jeden z większych gwiazdozbiorów.
Było to jawnym dowodem, \e większość przebywających na niej dusz zeszła w
pobli\e ziemi czekając wspominek i objaty.
* Objata - ofiara.
Zaczynał się miesiąc poświęcony Dziadom.
W tym miesiącu nie przystoi myśleć o niczym innym, kromie o zmarłych, których
trzeba zaopatrzyć, by sobie spokój na cały przyszły rok zapewnić.
śadne weselisko nie mo\e się teraz odbywać.
Miesiąc Dziadów.
Z powodu opadłych liści, układających się wokół pni rdzawą podścielą, zwą go
te\ listopadem.
Dnie były kuse, zimne i wietrzne, jezioro szare i wzdęte.
Pomimo fali, mieszkańcy grodu wypływali co dzień na połów ryb, przeznaczonych
na ofiarę.
Zaciągali siecie, zaopatrzone w nowe pławiki, i zatoczywszy krąg kierowali
pomału czółna ku sobie, ściągając matnię.
Była cię\ka, zwisała głęboko, pełna srebrnołuskiej zdobyczy.
Gdy wyciągnęli ją z trudem na brzeg, ręce obecnych zanurzały się z chciwością w
śliską, trzepoczącą mnogość.
Tyle dobra!
Tyle dobra!
Wy\yłby człowiek bez trudu, nie dr\ał nigdy przed głodem, gdyby bogowie nie
zabraniali połowu.
Stary Dobek karcił ostro podobne pogwarki przestrzegając ludzi przed
zabieraniem bogom tego, co sobie zostawili.
Dobrze, \e na ofiarę pozwalają ryb u\ywać.
Gdyby nie to,.
wiele\ nale\ałoby poświęcić skopów, wieprzy, wołów.
* Skop - baran.
Uwagi były słuszne i gospodarze przestawali szemrać, w milczeniu ju\
przebierając ryby.
Wielkie szczupaki rzucały się wściekle, rozpryskując wszystko wokoło i gryząc
jak psy.
Liny wciskały się na samo dno, karpie przewalone na bok ukazywały złoto\ółty
wzór łuski.
Mniejszą płoć, okonie i wiuny ciskano w wodę z powrotem.
Strona 28
Kossak Zofia - Grod nad jeziorem
Większe sztuki wędzono lub gotowano i składano w kadzie.
Równocześnie kobiety piekły kołacze i placki z przedniej mąki, zaprawione
miodem, warzyły piwo.
Nareszcie, gdy wszystkie przygotowania były ukończone, Zwiętoch i śywoch,
\ercy, jęli trąbić na wielkich, drewnianych trombitach z kory, oznajmiając
całemu grodowi, \e nazajutrz na wzgórzu zmarłych, pod słupem kamiennym, o którym
nikt nie wie, kiedy i jakie stawiały go ręce, odprawiać się będzie noc Dziadów,
czyli pusty wieczór, zwany tak\e bdynem.
I następnego dnia, nim słońce zeszło ze swej niskiej okrojonej drogi na zimowy
zachód, z przystani poczęły odbijać czółna.
Było ich tyle, \e pokryły ćwierć jeziora.
Nim wszyscy ruszyli, zapadł mrok, wietrzny, mglisty.
Fale chlupały o brzeg niosąc szelest zwiędłych trzcin.
Sysek, Wisz, Chwostek i inne młodziaki trzymali zapalone pochodnie.
Dymiły one więcej, ni\ oświecały, rozpraszając się we mgle czerwono.
Do najlepszego czółna, nale\ącego do starego Dobka, siedli obaj \ercy,
ustrojeni w swe czapy brzozowe, z kosturami w ręku i \arem zabranym z ogniska.
Wokoło ładowali się inni.
Czółna były długie, wąskie, w jednym klocu wydłubane, mogące pomieścić troje,
czworo ludzi.
Najpierw siadali mę\czyzni, potem kobiety, obcią\one tobołami i garnkami.
W tobołach było ciasto, ryby, ser, kasza pra\ona i groch pieczony, w garnkach,
starannie owiniętych w szmaty, piwo i mleko.
Zastawiona w nich uczta Dziadów, tryzna, stanowić będzie pokarm dla dusz,
których popioły cielesne na \alniku spoczywają.
W tę noc wszyscy zmarli, jacy \yli kiedykolwiek w grodzie, zejdą się do
rozpalonego stosu i biada krewnym, co by po\ałowali swym rodowcom jadła lub
napoju!
Nareszcie ostatnie czółna odepchnięto \erdziami od brzegu i popłynęli wszyscy
gromadą poprzez nieprzeniknioną, jednolitą ciemnię powietrza i wody.
Trzeszczały boki łodzi ocierając się o siebie w mroku, pluskały \erdzie i
paczyny.
* Paczyna - du\e wiosło.
Czasem muskane w przejezdzie szuwary dotykały twarzy jadących mokrymi kiściami
niby wilgotne, zimne dłonie.
Szepcząc: czur!
czur!
kobiety łamały ukradkiem placek i rzucały w wodę utopcom na odczepne.
Ka\dy odganiał, jak mógł, wzrastającą trwogę.
śeby\ choć jedna gwiazdeczka nad głową!
śeby\ miesiączek, księ\yczek wychynął zza chmur!
Lecz niebo było skryte, ciemne i dalekie, a oni płynęli w nieznaną, obcą dal,
niby prosto w świat umarłych. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl