[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak księżniczka Charlotte. Tyle że czuła się zupełnie inaczej.
- Wyraził się jasno: nie jest gotowy na dzieci. Nawet użył słowa katastrofa". Wy-
starczająco dużo poświęcił, by doprowadzić posiadłość do porządku. Nie zamierzam go
R
L
T
zmuszać do związku, którego nie chce. Jeśli powiem mu teraz, poczuje się odpowie-
dzialny za dziecko. Będzie chciał się ożenić, tak jak z Ellą, i znów wpakuje się w mał-
żeństwo z nieodpowiednią kobietą.
- Kochasz go. Czy to nie czyni cię odpowiednią"?
- Nie według Corrana. On chce się związać z kobietą praktyczną i rozsądną. Ro-
zumiem go i zgadzam się z nim.
- Jesteś rozsądna - upierała się Caro. - I praktyczna też. Sprzątałaś, malowałaś, to
mało?
- On chce żony, która będzie pasowała do Mhoraigh. Której nie będzie przeszka-
dzało mieszkanie na odludziu. Która będzie mogła pomóc przy owcach, zna się na rol-
nictwie i hodowli. A nie takiej jak ja, która nawet nie wiedziała, jak się obiera ziemniaki.
- Musiałaś się nauczyć. Tak jak ja dworskiej etykiety.
Lotta uśmiechnęła się pod nosem.
- Widziałam, jak z Philippe'em naśmiewaliście się z przyjęcia u ambasadora. Chy-
ba jednak nie odrobiłaś lekcji.
- To wina Philippe'a! - odparła Caro z uśmiechem. - Rzecz w tym, że chociaż tu nie
pasuję, nie poddaję się, uczę się na błędach. Ty też tak możesz. Poza tym Corran zasłu-
guje na to, by się dowiedzieć, że będzie ojcem.
- Jeszcze nie teraz, Caro. - Ileż to razy ważyła za i przeciw? - Nie chcę go do ni-
czego zmuszać.
Caro nie wyglądała na przekonaną.
- Powiem mu, kiedy urodzę, naprawdę. Najpierw porozmawiam z babką, potem z
następcą tronu. Będą rozczarowani. Perfekcyjna księżniczka w ciąży! - dokończyła z
gorzkim uśmiechem.
- Och! Co ty poczniesz?
- Urodzę dziecko. I będę samotną matką. Wiem, że babce to się nie spodoba, lu-
dziom pewnie też nie, ale zbyt długo robiłam wyłącznie to, czego ode mnie oczekiwano.
Zcisnęło ją w gardle na myśl o Corranie, ale naprawdę zamierzała zrobić tak, jak
powiedziała. Wolała zostać sama, niż zmuszać go do czegokolwiek. Pobyt w Mhoraigh
R
L
T
nauczył Lottę wiary we własne siły. Jeśli zechce, będzie silna jak Raul Wilk. Czy nie te-
go pragnęła, uciekając z Montluce?
- Robię to dla siebie i dla dziecka. Dam radę.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
- Poproszę mleko i ciasteczka.
Corran unikał spojrzenia Betty McPherson. Wolał robić zakupy w supermarkecie
w Fort William, ale Lotta powtarzała, że powinien wspierać miejscowy sklep, więc...
Wpadał do Betty i wysłuchiwał wieści o Lotcie, której życie właścicielka sklepu śledziła
w kolorowych magazynach. Informacja o księżniczce zelektryzowała wioskę, aczkol-
wiek wielu twierdziło, że od początku Lotta wydawała się wyjątkowa.
Zgoda, myślał Corran, wyjątkowa. Ale żeby od razu księżniczka?
Wcześniej w Mhoraigh go nienawidzono, teraz mu współczuli. Był żabą, której
pocałunek księżniczki nie zamienił w księcia.
Betty była bardzo miła, gotowała mu obiadki, ale Corran nie znosił litości, a wła-
śnie to widział w jej oczach. Nienawidził, gdy opowiadała o imprezach i nowych suk-
niach Lotty. Tego, że wracał do pustego domu, w którym brakowało... Lotty. Była w
Montluce, daleko, poza jego zasięgiem.
Rzucił się w wir pracy, ale już nic nie było jak przedtem. Pookie snuł się przygnę-
biony i nawet Meg wydawała się przybita.
- Tak będzie najlepiej - powtarzał sobie i psiakom, ale bez przekonania.
Jeśli wierzyć Betty, Lotta wróciła do dawnej roli. Absurdem było przypuszczać, że
będzie tęskniła za Mhoraigh, dziurą bez imprez, bez znanych ludzi, bez okazji do nosze-
nia eleganckich ciuchów. Co tu na nią czekało? Ujadająca podróbka psa. I Corran.
Wiedział, że była tu szczęśliwa - przypomniał sobie jej lśniące oczy - ale też nigdy
nie powiedziała, że chciałaby zostać na zawsze. Bo czemu miałaby to zrobić?
Tylko raz dał się skusić i wyszukał księżniczkę Charlotte w internecie. Doskonała,
tak jak twierdziła. Poczytał o jej życiu i nie znalazł żadnej skazy, żadnego skandalu, nic.
Była piękna i dobra.
I bardzo bogata.
Co taki biedny, prosty farmer, pracujący na zapuszczonej posiadłości, miałby do
zaoferowania księżniczce?
R
L
T
Corran spojrzał na ołowiane niebo i lecące z niego grube płatki śniegu. Powinien
zrobić zapasy, w razie gdyby droga okazała się nieprzejezdna - o tym musi myśleć, a nie
o mieszkającej daleko stąd Lotcie.
Otworzył usta, żeby powiedzieć, że jednak wezmie więcej mleka, ale Betty go
uprzedziła.
- Widziałeś? Znowu piszą o naszej dziewczynie.
Corran zacisnął zęby.
- O tu. Królewski ślub!" - A na zdjęciu książę i Caro. - W najbliższy weekend
Philippe i Caro powiedzą TAK!" - grzmiał nagłówek.
- Super. Poproszę jeszcze...
- A tu nasza Lotta, patrz. Mizernie wygląda, co?
Nie odpowiedział. Zapomniał o mleku i ciastkach.
Wyglądała na zmęczoną, ale wciąż była piękna. Stała obok jakiegoś bubka. Char-
lotte i Kristof: Szykuje się kolejny ślub?".
Potem ona sama na zdjęciu. I podpis: Brzuszek Charlotte: czyżby księżniczka by-
ła w ciąży?"
Podniósł pisemko drżącymi dłońmi i przyjrzał się brzuchowi Lotty. Faktycznie
większy. Czy to możliwe? Kiedy widać ciążę? Lotta wyjechała trzy i pół miesiąca wcze-
śniej.
Corran dodał dwa do dwóch i zesztywniał. Zmiął gazetę i przez chwilę stał jak
sparaliżowany, wpatrując się błędnym wzrokiem w ścianę, aż w końcu obrócił się na
pięcie i wyszedł, zapominając o mleku i ciasteczkach. Betty uśmiechnęła się i odstawiła
towar na półkę.
W pałacu panowała atmosfera radosnego podniecenia. Wnętrza rozbrzmiewały
gwarem rozmów gości z całego Montluce i zagranicznych znamienitości zaproszonych
na ślub księcia Philippe'a i panny Caroline Cartwright, który miał się odbyć następnego
dnia.
W Montluce od dawna nie było królewskiego ślubu, stąd ta niezwykle podniosła
atmosfera. Pomimo prószącego śniegu zebrały się nieprzebrane tłumy gapiów, które
wzdychały na widok przybywających sław i koronowanych głów.
R
L
T
Lotta krążyła wśród gości, starając się porozmawiać z możliwie jak największą ich
liczbą. Dla Philippe'a i Caro wzięła się w garść. Wyglądała przepięknie w obszernej
włoskiej sukni z czerwonego jedwabiu, z odsłoniętymi ramionami, w naszyjniku wysa-
dzanym brylantami i rubinami. Na głowie miała diadem. Suknię zaprojektowano tak, by
odwrócić uwagę od brzuszka, ale na wszelki wypadek Lotta dodatkowo zarzuciła na ra-
miona szyfonowy szal.
Nie wstydziła się ciąży, ale przyjęcie było na cześć Philippe'a i Caro, nie chciała,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]