[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stronę centrum miasta. Zwierzęta. Niechaj zatem spłoną. Niech ulice wypełnią się
smrodem ich ofiary. Niechaj to miejsce nazwą Przekleństwem, ichabod, stacją męki.
Skręt.
Skrzynki transformatorów wysoko na słupach latarni rozkwitły purpurowym,
opalizującym blaskiem, wyrzucając w powietrze roje wirujących iskier. Przewody
wysokiego napięcia spadły na ulicę w splątanych zwojach i niektórzy zaczęli biec,
zrobili błąd, bo teraz ju\ cała ulica była naje\ona przeszkodami, i rozpoczęło się
całopalenie, i poczuła smród. Ludzie krzyczeli i uciekali, dotykali kabli i wpadali w
elektryczny pląs. Niektórzy padali bezwładnie na jezdnię, ich pi\amy i szlafroki
zaczynały się tlić.
Carrie odwróciła się i spojrzała na kościół, z którego przed chwilą wyszła. Cię\kie
drzwi zatrzasnęły się nagle, jakby szarpnięte gwałtownym podmuchem wiatru.
Carrie ruszyła w stronę domu.
Fragment zaprzysię\onego zeznania pani Cory Simard, zło\onego przed Komisją
Zledczą Stanu Maine ("Raport Białej Komisji"), ss. 217-218:
P: Pani Simard, Komisja rozumie, \e straciła pani córkę podczas Nocy Zagłady, i
współczujemy pani głęboko. Postaramy się, \eby przesłuchanie trwało jak najkrócej.
O: Dziękuję. Chciałabym pomóc, jeśli tylko będę mogła.
P: Czy była pani na Carlin Street dwanaście minut po północy, kiedy Carietta White
wyszła z Pierwszego Kongregacjonistycznego Kościoła, który stoi przy tej ulicy?
O: Tak.
P: Dlaczego pani się tam znalazła?
O: Mój mą\ musiał wyjechać do Bostonu w interesach, a Rhonda poszła na wiosenny
bal. Byłam sama w domu, oglądałam telewizję i czekałam na nią. Oglądałam właśnie
program rozrywkowy nadawany co piątek wieczorem, kiedy zaczęła wyć miejska
syrena alarmowa, ale nie skojarzyłam tego z balem. Potem usłyszałam wybuch... Nie
wiedziałam, co robić. Próbowałam się dodzwonić na policję, ale po pierwszych trzech
cyfrach ciągle był sygnał "zajęty". A... a potem...
P: Spokojnie, pani Simard. Niech pani odpocznie. Nie ma pośpiechu.
O: Zaczęłam się coraz bardziej denerwować. Usłyszałam drugi wybuch - teraz wiem,
\e to była stacja benzynowa Teddy'ego Amoco - i postanowiłam pójść do miasta
zobaczyć, co się dzieje. Na niebie pojawiła się wielka łuna. A potem pani Shyres
zaczęła się dobijać do drzwi.
P: Pani Georgette Shyres?
O: Tak, oni mieszkają za rogiem, na Willow Street pod numerem dwieście
siedemnaście. To zaraz przy Carlin Street. Waliła w drzwi i krzyczała: "Cora, jesteś?
Jesteś, Cora?" Poszłam jej otworzyć. Była w płaszczu kąpielowym i w kapciach.
Wyglądała, jakby jej było zimno w nogi. Powiedziała, \e dzwoniła do Auburn, \eby
się czegoś dowiedzieć, a oni jej powiedzieli, \e szkoła się pali. Zawołałam: "O Bo\e,
Rhonda jest na balu!"
P: Czy to wtedy postanowiła pani iść do miasta z panią Shyres?
O: Myśmy niczego nie postanowiły. Po prostu poszłyśmy. Wło\yłam na nogi jakieś
kapcie - chyba Rhondy. Miały z przodu białe pomponiki. Powinnam była wło\yć
buty, ale zupełnie nie mogłam myśleć. Chyba teraz te\ przestaję myśleć. Po co ja
opowiadam o jakichś kapciach?
P: Proszę, nie pani to opowiada po swojemu, pani Simard.
O: Dzię... dziękuję. Dałam pani Shyres jakąś starą kurtkę, która wisiała przy
drzwiach, i poszłyśmy.
P: Czy na Carlin Street było du\o ludzi?
O: Nie wiem. Byłam za bardzo zdenerwowana. Mo\e ze trzydzieści osób, mo\e
więcej.
P: Co dalej?
O: Szłyśmy z Georgette w kierunku Main Street trzymając się za ręce, jak dwie małe
dziewczynki, które idą w nocy przez las. Georgette szczękała zębami. Pamiętam to,
bo chciałam jej powiedzieć, \eby przestała, ale pomyślałam sobie, \e to by było
nieuprzejme. Kiedy byłyśmy półtora bloku od kościoła kongregacjonistów,
zobaczyłam, \e drzwi się otwierają, i pomyślałam: ktoś tam wszedł, \eby prosić Boga
o ratunek. Ale ju\ w sekundę pózniej wiedziałam, \e to nieprawda.
P: Skąd pani to wiedziała? Logicznie byłoby raczej przyjąć to, co pani pomyślała
najpierw, prawda?
O: Po prostu wiedziałam.
P: Czy rozpoznała pani osobę, która wyszła z kościoła?
O: Tak. To była Carrie White.
P: Czy kiedykolwiek przedtem widziała pani Carrie White?
O: Nie. Ona się nie przyjazniła z moją córką.
P: Czy mo\e widziała pani kiedyś fotografię Carrie White?
O: Nie.
P: Poza tym było przecie\ ciemno, a pani znajdowała się w odległości półtora bloku
od kościoła.
O: Tak.
P: Więc skąd pani wiedziała, \e to była Carrie White?
O: Po prostu wiedziałam.
P: Czy uświadomiła to pani sobie w ten sposób, jakby nagle w pani głowie zapaliło
się światło?
O: Nie.
P: Wobec tego co to było?
O: Nie potrafię powiedzieć. To się zatarło w pamięci jak sen. Czasem po obudzeniu
się człowiek nie pamięta, co mu się śniło, pamięta tylko, \e miał jakiś sen. A jednak
wiedziałam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl