[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na bóstwo. Chciała przynajmniej raz - w głębi duszy pragnęła, by to nie był jedyny
raz - oszołomić Jareda McNeila, rzucić go na kolana swoim wyglądem.
Kiedy malowała oczy, ze zdumieniem stwierdziła, że ręce jej się trzęsą. Nie
przypominała sobie, by kiedykolwiek przed spotkaniem z mężczyzną była tak
podenerwowana. Serce łomotało jak oszalałe. Była na wielu (kto by je zliczył)
randkach w towarzystwie przyzwoitek, ale to miała być jej pierwsza prawdziwa
randka, randka z Jaredem. Co za absurd. Przecież byli już kochankami, mimo to
chciała zrobić na nim wrażenie. Umalowała usta i zaklęła, gdy szminka nieco się
rozmazała.
Szczotkując włosy, przyglądała się uważnie swojemu odbiciu w lustrze. Niby
ta sama osoba, która zaledwie przed kilku tygodniami opuściła Marceau. Zaledwie
kilka tygodni, a jednak przez ten czas stała się zupełnie, ale to zupełnie innym
człowiekiem. Wzięła głęboki oddech, wygładziła różową suknię na biodrach i
wyszła z łazienki. W salonie stanęła twarzą w twarz z Jaredem.
Niech to... Wpatrywała się w niego zdumiona. Do tej pory widywała go w
zwykłych ciuchach, dżinsach i... bez niczego. Nie wyobrażała sobie, jak będzie
wyglądał w czarnym garniturze. Farmer gdzieś zniknął. Stał przed nią
wyrafinowany, pewny siebie mężczyzna i jego widok pewnie zwaliłby ją z nóg,
gdyby nie słowa, jakimi ją przywitał.
88
S
R
- Dobry Boże - mruknął. - Dość się nabiedziłem, żeby odciągnąć od ciebie
facetów, kiedy miałaś włosy związane w kucyk, ciemne okulary i dżinsy. Gdybyś w
takim stroju pokazała się na festynie, wywołałabyś burzę.
Tak, chciała wywołać burzę, ale w duszy Jareda.
- Przyjmuję to jako komplement - powiedziała z uśmiechem. - Ty też
wyglądasz fantastycznie.
- Spodziewałaś się, że wystąpię w kombinezonie roboczym?
- Nie wiem, czego się spodziewałam, ale pierwszy raz widzę cię w garniturze
i...
- I co?
- I to, panie McNeil-z-tak-wielkim-ego-że-nawet-nie-próbuje-go-dosięgnąć:
zapiera mi dech w piersiach.
- O to chodzi? - zapytał wyraznie zadowolony z siebie. Pieścił kark i szyję
Mimi, ich usta w końcu się zetknęły.
Zatraciła się bez reszty w pocałunku, a jeszcze do tego subtelna woń jego
wody po goleniu.... Och, tak... Od jego uśmiechu, zapachu, sposobu, w jaki całował,
od tego można było się uzależnić.
Jared odstąpił o krok.
- Musimy iść, inaczej zerwę z ciebie tę suknię. Michelina starła ślady szminki
z jego twarzy.
- O której zaczyna się przedstawienie? - spytała, usiłując zapanować nad
oddechem.
Jared zaklął pod nosem i popchnął ją lekko w kierunku drzwi.
- Nie patrz na mnie w ten sposób.
- W jaki? - z trudem udawało się jej iść prosto.
- Tak, jakbyś zapraszała mnie, żebym cię wziął, teraz, zaraz, rozebraną albo
ubraną, wszystko jedno. - Nacisnął przycisk windy.
89
S
R
- Lepiej w ogóle na ciebie nie patrzeć. - Michelina weszła do kabiny. - Czytasz
w moich myślach jak w książce.
Jared przytulił ją.
- Przyprawisz mnie kiedyś o śmiertelny zawał.
- Nie chcę twojej śmierci - zaprotestowała. - Chcę tylko, żebyś poczuł się
nieco... zakłopotany.
Pocałował ją znów i tak się zapomnieli, że dopiero kiedy drzwi otworzyły się
na parterze i gruchnął śmiech czekających na windę, wrócili do rzeczywistości.
W operze, a wystawiano tego wieczoru Carmen, zajęli miejsca w loży.
- Całkiem niezłe miejsca - przyznała Michelina. - Cieszę się, że nie muszę z
nikim tobą się dzielić. Jak ci się udało załatwić lożę w ostatniej chwili?
Jared wzruszył ramionami.
- Ma się swoje koneksje.
Uśmiechnęła się tak, jakby chciała powiedzieć, że  koneksje" nie robią na niej
wrażenia.
- Czemu się śmiejesz?
- Pomyślałam, że jesteś zupełnie inny niż mężczyzni, z którymi się dotąd
spotykałam. Usiłowali imponować znajomościami, tytułami albo...
- Wiesz, kim jestem. Ranczerem. To mój tytuł.
Michelina miała na myśli innego rodzaju tytulaturę, ale nie próbowała go
poprawiać.
- Ranczerem i burmistrzem - sprecyzowała.
- Tymczasowym - Jared westchnął ciężko. - I pod przymusem.
- Wujek to kolejny z twoich tytułów. Brat.
Przytaknął.
- Kochanek - wyszeptała. - Mój kochanek.
- Mówiłem ci chyba, żebyś nie patrzyła na mnie w ten sposób.
- Nie mogę patrzeć na ciebie inaczej.
90
S
R
Jared zamknął oczy i pokręcił głową.
- To będzie długa noc. - Usadowił się wygodniej i objął Mimi ramieniem.
Partie Carmen i Don Josgo śpiewały może i największe światowe sławy
wokalistyki, ale Jared nie mógł się skupić. Jego uwagę, jego myśli pochłaniała bez
reszty Mimi. Wciąż miał w uszach jej śmiech, śmiech, który zachodził za skórę i
trafiał prosto do serca. Lubił, gdy się do niego przytulała: dawała w ten sposób
dowód bezwarunkowego, absolutnego zaufania. Bezwarunkowego na pewno, ale
czy absolutnego? Nie ufała mu przecież bezgranicznie, miała swoje tajemnice i ta
świadomość bardzo go dręczyła.
Nie potrafił powiedzieć, kiedy to się stało, ale się stało. Zaczęło mu na niej
zależeć bardziej, niżby tego chciał. Niedobrze. Było pewne jak dwa razy dwa cztery,
jak to, że w Wyoming dują wichry, że Mimi wyjedzie. Przygnębiała go ta myśl,
dręczyła, nie dawała spokoju, niczym permanentna niestrawność.
Czuł instynktownie, że chwila rozstania zbliża się nieuchronnie, że umilknie
beztroski śmiech, skończą się przekomarzania i nie będzie już miał możliwości
pokazania jej, do czego jest zdolna i na co zasługuje, jaka jest i jaka potrafi być, jaka
może być. Fakt, że była jednym utrapieniem i wprowadziła w jego życie nielichy
chaos, ale równocześnie rozświetliła jego dom, a on wcale nie miał ochoty wracać
teraz do swojej cichej, spokojnej egzystencji sprzed epoki Mimi.
Powodowany impulsem znów nachylił wargi do jej ust.
Zdziwiona, początkowo nie zareagowała, ale wystarczyła chwila, by uległa
emocjom. Gładził jedwabiste włosy i aksamitną skórę. Ta gładkość... Dotąd nie
mógł się nadziwić, trwał w ciągłym zdumieniu... Usta Mimi miały smak miodu.
Puls mu podskoczył, gdy zaczęła harce językiem wokół jego ust. Z żarem
odwzajemnił pieszczotę. Poczuł, że zaczynają go uwierać spodnie w kroku.
- Rozpalasz mnie - wyszeptał.
- Sam zacząłeś - odparowała, ssąc jego wargę.
91
S
R
- Myślałem, że zajmie cię spektakl - powiedział, choć sam nie mógł oderwać
wzroku od jej piersi.
- Jaki spektakl? - zapytała, rozpinając mu marynarkę.
Miał wrażenie, że za chwilę oszaleje z pożądania, w jego żyłach nie płynęła
już krew, ale jakaś wybuchowa mieszanka. Pragnął poznać wszystkie jej lęki i
sekrety, rozebrać ją tu i teraz, poczuć, jak jej uda oplatają jego biodra. Pragnął w nią
wejść, zanurzyć się w jej wilgotnej kobiecości.
Ręka Mimi prześlizgnęła się po jego udzie; z trudem opanował się, by nie
posadzić jej sobie na kolanach. Z wielkim wysiłkiem oderwał usta od warg Mimi.
Czuł, że musi natychmiast zaczerpnąć powietrza, wziąć głęboki oddech i
oprzytomnieć. Zamiast oprzytomnieć zachłysnął się zapachem perfum zmieszanym
z zapachem pożądania
- Aresztują nas, jeżeli nie przestaniemy.
Spojrzała na niego pociemniałymi od hamowanego pragnienia oczami.
- Nie chcę przestawać. Nigdy nie chcę przestawać. Nigdy, w ogóle i wcale.
- Nie chcesz obejrzeć przedstawienia do końca? - spytał retorycznie.
Zaprzeczyła ruchem głowy, nie warto było ponawiać pytania. Wstali i
pospiesznie wyszli z loży.
Chłodne powietrze bynajmniej nie ostudziło rozpalonych zmysłów. Krótki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl