[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie bój się, dziecko, poka\ mu, jak się u nas je...
- Pan zostawi dziecko, jeszcze jej co zrobi! Sam niech mu pan pokazuje!
- Słoń dorosłego skopie, a dziecka nie ruszy!
- Panie, przecie\ to nie słoń...!
Jakiś młody facet z jabłkiem w ręku wysunął się przed dziewczynkę.
- Ty, patrz - powiedział, po\erając jabłko. - U nas to tak się robi, o, widzisz?
śarcie, ponimajesz?
Zachęcająco wysunął ku zaziemskiej istocie rękę z drugim jabłkiem.
- Na, wez, nie bój się, wez...
Potwór z Marsa po pewnym wahaniu przyjął owoc. .Po chwili ju\ kilkanaście
osób przed nim demonstracyjnie jadło jabłka. Ktoś wyciągnął kawałek kiełbasy.
Socjolog miał w oczach łzy rozczulenia, czego na szczęście na zewnątrz nie
było widać. Przepełniały go doznania wzniosłe, zachwyt, euforia, miłość do tego
cudownego społeczeństwa, które tak \yczliwie traktowało obcego stwora z innej
planety, i nawet uczucie potę\nego głodu nie przeszkadzało mu napawać się
wymarzoną chwilą. Nie wiedział tylko, co ma zrobić z otrzymanym jabłkiem.
Spo\ycie go odpadało, schować nie miał szans, upuszczenie na ziemię mogło wydać
się niegrzeczne i nadwerę\yć doskonałe stosunki. Trzymał je w srebrnej łapie i pocił
się przerazliwie nie tylko z gorąca, ale tak\e z zakłopotania, a\ wreszcie błysnął mu
pomysł.
Odwrócił się, poczłapał ku maszynie i wręczył jabłko pilotowi, którego
rozpoznał po rodzaju broni. Pilot przyjął podarunek.
- I co mam z tym zrobić? - spytał niepewnie.
- Nie wiem. Niech pan mo\e ogląda, jako niezwykłość. Widzi pan sam, jakie
mają podejście, słowiańska gościnność, nie mo\emy ich rozczarować!
- Dobra. Jakby dali kiełbasę, niech pan te\ bierze...
Na poczcie kłębił się tłum, wszyscy równocześnie usiłowali zamawiać
rozmowy błyskawiczne z rozmaitymi miastami. Wygrany był facet, który wpadł na
ten pomysł pierwszy. Przedarł się na zewnątrz, poprawił na sobie przekręconą odzie\ i
z satysfakcją popatrzył na kłębowisko. Pół godziny wcześniej wrzeszczał do
słuchawki:
- Jak Boga kocham! Mówię ci, \e to prawda! Nie jestem pijany, w ustach nic
nie miałem, własnymi oczami na to patrzę! Wsiadaj w cokolwiek, pociąg, samolot,
samochód,...! Draka nie z tej ziemi! Nie wiem, jest telewizja i kronika, ale oni
przypadkiem, pytałem... Prasy chyba jeszcze nie ma, zaraz pewno nadlecą z
Warszawy! Co...? Rysują na budynku figury geometryczne! Nie, nie ludzie, mówię
przecie\! Nie wiadomo skąd, podobno z kosmosu...!
W Gdańsku, w redakcji dziennika, odło\ył słuchawkę osobnik z ogłupiałym
wyrazem twarzy. Rozejrzał się po otoczeniu.
- Pojazd kosmiczny wylądował w Garwolinie - oznajmił, wyraznie
wstrząśnięty. - Mój brat dzwonił...
- Jaki pojazd kosmiczny? - zaciekawił się sprawozdawca sportowy. -
Amerykański?
- Nie, podobno w ogóle nie nasz. To znaczy, nie z Ziemi. Nie wiadomo skąd.
Na chwilę zapadła cisza.
- Twój brat jest całkiem zdrowy? - spytał troskliwie krytyk teatralny.
- Jak byk. I w zasadzie nie pije. Teraz te\ był trzezwy...
Wszyscy gapili się w milczeniu przez parę sekund. Potem zaczęli mówić
równocześnie.
- Przybysze z kosmosu...?
- W Garwolinie? Dlaczego w Garwolinie?!
- A dlaczego nie? Jeśli z kosmosu, to im chyba ganc pomada, gdzie lądują!
- E tam, balona z ciebie zrobił!
- Kiedy przysięgał, \e nie, \e to fakt, na własne oczy widział i cały czas
patrzy...
- Niemo\liwe. Gdyby w ogóle cokolwiek do nas leciało, ju\ by zauwa\yli.
Dawno byśmy mieli informację!
- W duchy wierzysz...?
- A czy ja mówię, \e od naszych...?
- Mo\e się tam gdzie zaplątał między sputnikami i przeoczyli...
- Jedni i drudzy ukryli wiadomość...
- Mo\e tak szybko przeleciał, \e nie zdą\yli rozpowszechnić... ?
- Bzdura! Pomyłka albo pić na wodę! Wszystkie badania wykazują...
- Pocałuj ty mnie w badania! Ju\ miałaś Miczurina i Aysenkę!
- Kochani - mówił rzewnie i marząco sprawozdawca od połowów i rekordów
rybackich. - Gdyby coś takiego faktycznie nadleciało... Te obrazki Majów i
Azteków... Inne \ycie...
- Albo wysoko rozwinięty komunizm... - podsunął kąśliwie krytyk teatralny.
- Coś tam w ka\dym razie chyba nadleciało i na tym rynku siedzi...
- Ale przecie\ nie z kosmosu, kretyństwo, kto uwierzy w takie brednie,
pomyłka w lądowaniu sputnika, to jeszcze, błąd w nawigacji...
- Zamknijcie te głupie gęby!!! - wrzasnął okropnie odbiorca telefonu. - Mój
brat mówi, \e oni z tego wysiedli!!!
- No to co, \e wysiedli...
- Z ka\dego czegoś wysiadają...
- Ale on mówi, \e to nie są ludzie...!!! Znów zapanowała cisza. Nagle
poderwała się z krzesła specjalistka od wywiadów z naukowcami.
- Mój mą\...!!!- krzyknęła zdławionym głosem.
- Co twój mą\...?
- On to widział! Mówił dziś rano! Widział w nocy! Leciało w stronę
Garwolina...!!!
W ciągu trzech minut wydarto z \ony lekarza wszystkie informacje, jakich
udzielił jej mą\ razem z zającem. Komunikat z Garwolina nabrał cech prawdy.
- I dopiero teraz to mówisz, ty kretynko! - zawołał z oburzeniem
sprawozdawca sportowy.
- Ona w ogóle nie rozumie, o czym się dyskutuje...!
- Odczepcie się! Nie słuchałam! Zajęta jestem! Z jednego akapitu mam zrobić
trzy szpalty...!
- Wszystko jedno, cokolwiek to jest, na wszelki wypadek trzeba zobaczyć!
Jazda, mo\e jeszcze zdą\ymy!
W mgnieniu oka redakcja opustoszała. Cztery osoby wepchnęły się do opla
sprawozdawcy sportowego, który wystartował z wizgiem opon. śona lekarza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl