[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zadbać o mnie?
- Tak, zadbać o ciebie. A może raczej powinienem spytać, jak sama o
siebie zadbałaś.
Nareszcie do mnie dotarło, zapaliła się żarówka.
- Och! - powiedziałam. - O to chodzi! Niestety, w ogóle o tym nie
myślałam. Moja kariera kochanki jest w powijakach. Ale na razie na
pewno jestem bezpieczna. Jutro powinnam mieć okres, jest zawsze
regularny.
Usłyszałam, jak westchnął z ulgą. Uspokojony, nie odzywał się przez
resztę drogi. Kiedy wpuściłam go do mieszkania, wziął na ręce Marcelinę i
trochę ją popieścił. Potem postawił na stole małą czarną torbę lekarską.
Wcześniej nawet nie zauważyłam, że ma ją ze sobą - tak działa na mnie
jego obecność.
Wydobył stetoskop i ciśnieniomierz, osłuchał mi płuca i serce, zmierzył
ciśnienie, sprawdził, czy nie mam na nogach zmian żylakowatych,
odciągnął dolną powiekę, starannie obejrzał końce palców i płatki uszu.
Potem wyjął z torby bloczek i szybko wypisał receptę.
- To najlepszy z nowych doustnych środków antykoncepcyjnych, kochana
Harriet - powiedział, chowając wszystkie akcesoria do torby. - Zacznij go
brać, kiedy skończy ci się najbliższy okres.
- Pigułka? - wykrztusiłam.
- Tak ją nazywają. Nie powinnaś mieć żadnych problemów, cieszysz się
doskonałym zdrowiem, gdybyś jednak odczuwała jakieś bóle w nogach,
spłycenie oddechu, zawroty głowy, mdłości, opuchnięcie kostek czy ból
głowy, natychmiast odstaw lek i tego samego dnia zgłoś się do mnie -
polecił.
Popatrzyłam na nieczytelne pismo, a potem na niego. -Skąd ortopeda wie
o pigułce? - spytałam z uśmiechem.
- 158-
Roześmiał się.
-Każdy medyk, od psychiatry do gerontologa, wie o pigułce, Harriet.
Ponieważ w każdej specjalności mamy do czynienia z jakimś aspektem
niechcianej ciąży, więc wszyscy z wielką ulgą powitaliśmy tę ślicznotkę. -
Ujął mnie pod brodę i z powagą zajrzał mi w oczy. - Nie chcę ci
przysporzyć kłopotów, kochanie moje. Przepisałem najskuteczniejszy
środek antykoncepcyjny, jaki dotąd wynaleziono, przynajmniej tyle mogę
dla ciebie zrobić.
Pocałował mnie, zapowiedział, że zobaczymy się w najbliższą sobotę w
południe, i wyszedł.
Ależ mam szczęście! Są samotne kobiety objeżdżające całe Sydney w
poszukiwaniu lekarza, który przepisuje słynną pigułkę. Niby ta pigułka
jest, ale mamy do niej dostęp, tylko będąc mężatkami. A mój mężczyzna
chce o mnie zadbać jak należy. Naprawdę go kocham, choć nie całym
sercem.
Poniedziałek.
6 czerwca 1960.
To się musiało zdarzyć prędzej czy pózniej. Chociaż Pappy wiedziała, że
kogoś mam, tożsamość mojego przyjaciela pozostawała dla niej tajemnicą
aż do dzisiejszego poranka. Pappy weszła przez drzwi od frontu o szóstej,
akurat kiedy Duncan wychodził. Nie poznał jej, oczywiście, uśmiechnął
się tylko i przepuścił ją uprzejmie, ale ona dobrze wiedziała, kim on jest, i
natychmiast przybiegła do mnie.
- Nie mogę w to uwierzyć! - zawołała.
- Ja też nie.
- Jak długo to się ciągnie?
- Dwa weekendy.
- Nie przypuszczałam, że go znasz.
-159-
- Prawie go nie znam.
Zabawne, że taką rozmowę toczą dwie dobre przyjaciółki, pomyślałam,
szykując dla nas śniadanie.
- Pani Delvecchio Schwartz powiedziała mi, że zjawił się król denarów, a
Toby - że masz kochanka, ale na myśl mi nie przyszło, że to mógłby być
pan Forsythe - rzekła Pappy.
- Mnie też na myśl nie przyszło, że to mógłby być on. Miło, że poczta
pantoflowa w Domu nie działa tak sprawnie, jak przypuszczałam. Toby
powiedział, że jestem głupia, i od tamtej pory widuję tylko jego plecy,
kiedy wchodzi po schodach, a pani Delvecchio Schwartz zaakceptowała
go po tym, jak tu wpadła, żeby go poznać - powiedziałam, dając Marcelinę
śmietankę.
- Dobrze się czujesz? - spytała Pappy, przyglądając mi się z
powątpiewaniem. - Mówisz o tym tak obojętnie.
Usiadłam, przygarbiłam się i popatrzyłam bez apetytu na gotowane jajko.
- Czuję się dobrze, ale czy jestem dobra? Oto zasadnicze pytanie. Nie
wiem, dlaczego to zrobiłam, Pappy! Wiem, dlaczego on to zrobił; jest
samotny i pełen lęku, a jego żona jest zimną rybą.
- Jest podobny do Ezry - odparła, pochłaniając jajko. Nie podobało mi się
to porównanie, ale rozumiałam,
dlaczego je zrobiła, więc puściłam jej słowa mimo uszu. Ciemny zimowy
poranek, wpół do siódmej - to niedobra pora na kłótnię, zwłaszcza gdy
obie mamy za sobą dwa dni zakazanej miłości z żonatym mężczyzną.
-Nie robił nigdy czegoś takiego. Nie mam pojęcia, czemu wybrał mnie.
Zakochał się albo tak mu się wydaje. Kiedy tu się zjawił, najzupełniej
niespodziewanie, nie miałam serca mu odmówić - oznajmiłam.
-Chcesz powiedzieć, że ty się w nim nie zakochałaś? - spytała, jakbym
popełniła grzech, jaki nie śnił się mieszkańcom Sodomy i Gomory.
- Jak można kochać kogoś, kogo się prawie nie zna? -
- 160-
odparłam. Nie była to najwłaściwsza linia obrony wobec Pappy, która tak
naprawdę wcale nie znała Ezry.
- Wystarczy przecież jedno spojrzenie - odparła sztywno.
- Naprawdę? A może to jest to, co moi bracia nazywają słoniową miłością?
Właściwie to tylko moja matka i ojciec, którzy bardzo się kochają, są dla
mnie jakimś wzorem. Ale mama mówi, że oni to budowali, że to trwało
latami i że jest im ze sobą coraz lepiej. - Popatrzyłam na nią bezradnie. - Ja
dam sobie radę, Pappy, martwię się o niego. Czy rozpoczęłam coś, za co
on będzie musiał zapłacić?
Jej subtelna twarz nagle zhardziała.
- Nie żałuj go tak, Harriet. Mężczyzni i tak zawsze mają lepiej.
- Ezra pewnie wciąż szarpie się z żoną.
-Bez końca. - Wzruszyła ramionami, popatrzyła na moje jajko. - Chcesz
je? Jajka to idealne zródło protein. Pchnęłam jajko przez stół.
- Jest twoje, bardziej go potrzebujesz niż ja. Słyszę rozczarowanie w
twoim głosie.
- Nie jestem rozczarowana - odparła z westchnieniem. Zanurzyła kawałek
tostu w płynnym żółtku, jakby interesowało ją to bardziej niż temat naszej
rozmowy. - Chyba przyjęłam za pewnik, że Ezra będzie mógł
zaangażować się w związek ze mną bez żadnych ograniczeń. Tak bardzo
go kocham! W pazdzierniku skończę trzydzieści cztery lata, och, jak by to
było przyjemnie wyjść za mąż!
Nie zdawałam sobie sprawy, że ma już tyle lat, ale jej wiek wszystko
tłumaczył. Pappy cierpi na syndrom starej panny. Przejście od wielu
mężczyzn do tego jedynego nie zapewniło jej upragnionego
bezpieczeństwa ani w wymiarze psychicznym, ani w wymiarze
materialnym. Proszę Cię, Boże, uchroń mnie przed syndromem starej
panny!
- 161 -
Czwartek.
23 czerwca 1960.
Dziś wieczorem, kiedy poszłam na górę do łazienki, żeby wziąć prysznic,
stwierdziłam, że wcale mnie nie oszukuje podsycana nadzieją wyobraznia.
Naprawdę, odkąd Duncan wkroczył w moje życie, Harold przestał mnie
śledzić. W korytarzu zawsze pali się światło, a jego nie widać. Nie słyszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl