[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do pierwszego wykonania piosenkÄ™ Mariana Matyszkiewicza nazywanÄ… popularnie
Pancerniacy. (Mój batalion  Odwet" miał być zalą\kiem jednostki pancernej). Do dzisiaj
wspominani ze wzruszeniem tę piosenkę, zwłaszcza po pewnym prze\yciu, które stało się
moim udziałem w trzynaście lat pózniej, gdy występowałem w Toronto, w Kanadzie.
Właściwy tytuł piosenki brzmiał Deszcz, jesienny deszcz, a refren miała kończący się
słowami   Przemoczone pod plecakiem osiemnaście lat..."
Otó\ gdy wykonywałem tę piosenkę na wspomnianym koncercie w Toronto, pewna pani
siedząca w Vier~ wszym rzędzie zemdlała. Wyniesiono ją z sali. Po skon-
koncercie owa pani z pierwszego rzędu zjawiła
kulisami i przepraszała za incydent. Dowiedzia-
"  r P7a ze w CZdSlc eo jedynaka...
Nawiasem: piosenka Matyszkiewicza nie zaginęła, włączył ją niedawno do repertuaru, po
niewielkiej przeróbce melodycznej, jakiś zespół beatowy. Niestety nie
wiem, który.
Jedno z najmocniejszych moich prze\yć w Powstaniu było związane z wykonaniem słynnego
Marsza Mokotowa, który został dla mnie skomponowany przez Jana Markowskiego (por.
Krzysztof), mojego przyjaciela i akompaniatora z czasów okupacji, do słów nie\yjącego ju\
oficera AK Mirosława Jezierskiego. Para autorów dedykowała mi ten utwór w uznaniu za
powstańcze peregrynacje z piosenką.
Pieśń inspirowana walkami na Mokotowie, napisana na zaplamionym papierze nutowym
zwykłym ołówkiem, została mi wysłana kanałami do mieszkania na Koszykowej.
Nowej pieśni nauczyłem się bardzo szybko, bo w niecałe trzy dni. Jej aktualność chwytała za
serce. Zresztą trzeba się było szybko uczyć, by zdą\yć ją jeszcze zaśpiewać. Wszak śmierć
zbierała dokoła obfite \niwo, chocia\ nie zawsze człowiek zdawał sobie z tego sprawę.
Po raz pierwszy zaśpiewałem Marsz Mokotowa w auli ..architektury" na Koszykowej. Zrobił
na słuchaczach wra\enie... Robił takie wra\enie zawsze, ilekroć go pózniej wykonywałem.
w ogóle na początku Powstania uczyłem się no-
ody° Piosenek dość dÅ‚ugo i nerwowo. RozpraszaÅ‚y mnie
a ^ °Sy walki, a wyobrazniÄ™ parali\owaÅ‚ chwilami lÄ™k:
uz jakiś piekielny pocisk trafi w mój dom... Pózniej
szybkoZyWykÅ‚em d° "zaPachu Pr°chu", uczyÅ‚em siÄ™ > Przy akompaniamencie
akordeonu i... ustawi-
T
99
Cznego grzechotu karabinów maszynowych, huku dział i detonacji bomb.
U\ywając przenośni mogę powiedzieć, \e w czasie Powstania miałem swoją barykadę:
została wzniesiona przy mojej czynnej pomocy zaraz pierwszego dnia sierpnia u zbiegu
Koszykowej i Lwowskiej. Ilekroć dziś znajdę się na tym skrzy\owaniu, wyobraznia
przywołuje jej kontur. Gdy się tamtędy przemykałem w pamiętnych dniach Powstania,
zawsze z troską rzucałem w jej kierunku spojrzenie, sprawdzając  jak się trzyma".
Pomagając przy jej wznoszeniu wyrywałem wraz z innymi płyty z chodnika, które stanowiły
najlepszy budulec. Miałką ziemią lub piaskiem spod chodnika napełniało się worki i
umacniało barykadę. Wznoszono tę zaporę przeciw wrogowi z trudnym do opisania,
chwytajÄ…cym za serce entuzjazmem. Pracowali tu wszyscy: mÄ™\czyzni i kobiety, starcy i
dzieci, wojskowi i cywile.
Czegó\ to  organizm" barykady nie pochłonął: stare tapczany, szafy, łó\ka  wszystko to
znosili ofiarnie mieszkańcy walczącego miasta.  Moją" barykadę, chyba dwumetrową,
zwieńczyła uszyta naprędce biało-czerwona flaga. Dla zdobycia czerwonego płótna do
narodowego sztandaru rozpruto du\ą poduszkę. Wiatr zaniósł daleko tumany pierza...
Rejon Koszykowej i Lwowskiej szczególnie mocno utrwalił mi się w pamięci, nie tylko ze
względu na barykadę. Nie opodal znajdowało się przecie\ moje mieszkanie. Tu w budynku
wydziału architektury Politechniki były moje koszary. W pobli\u  mojej" barykady na
Lwowskiej mieszkał Bronisław Zieliński (znakomity tłumacz, m.in. dzieł Hemingwaya), do
którego przychodziłem, by uczestniczyć w nasłuchu radiowym. Byłem
100
" ki furii, gdy słuchałem nadawanego przez radio lon-
b kie utworu Z dymem po\arów, gdy w niebo nad
czoną przez Niemców Warszawę wzbijały się słupy
dvmu i ognia.
W budynku  architektury" od strony Lwowskiej znajdowały się w podwórzu gara\e. Właśnie
tam było
i dane prze\yć chwile, które zachowałem w pamięci
na zawsze.
Otó\ któregoś dnia wszedłem przez ciekawość do gara\u przez uchylone drzwi. W półmroku
zamajaczył kontur czegoś nieoczekiwanego. Podszedłem bli\ej i w otwartej trumnie
zobaczyłem martwą dziewczynę mniej więcej szesnasto-siedemnastoletnią o ślicznej twarzy.
Była ubrana w granatowy fartuch, jej ramię opinała biało-czerwona opaska. Patrzyłem z
największym \alem na tę młodą bohaterkę Powstania, która sprawiała wra\enie pogrą\onej w
głębokim śnie... Widok był tak dojmujący, \e się rozpłakałem. Pózniejsze dni pochłonęły
wiele takich młodziutkich ofiar. Grzebano je sposobem zgoła zwyczajnym, jako \e przy
tragicznie zwielokrotnionej liczbie zabitych trumny stały się nieosiągalnym luksusem.
Sporo jest miejsc w Warszawie, z którymi łączą mnie do dzisiaj niezapomniane powstańcze
wspomnienia. Ile razy znajdę się na przykład w Teatrze Współczesnym Mokotowskiej,
zawsze od\ywają we mnie reminiscencje spędzonych tam chwil. Sala będąca dzisiaj wi-ownią
stanowiła wtedy coś w rodzaju półszpitala, a zarazem azylu dla ludzi, którzy stracili dach nad
gło-Wa^ Zpiewałem tam kiłkakrotnie
oregoś dnia spieszyłem na koncert i wtedy na szla-
zn jnarszruty  podwórkami, wykopami i kanałami 
od u^ SiÄ™ ^edna z bram wychodzÄ…cych na WilczÄ…, na
^ anku między Poznańską i Marszałkowską. Przy bra-
od Podwórka  stał \ołnierz i nie wypuszczał
101
nikogo na ulicę, którą w tym miejscu przedzielał-spora barykada. Owo przejście wzdłu\
barykady zna' dowało się pod ostrzałem  jak się pózniej okaza ło  niemieckiego strzelca
wyborowego. Właśnie sie zastanawiałem, jak obejść niebezpieczny odcinek, gdv w pobli\u
bramy znalazł się jakiś cywil, który nie bacząc na ostrze\enie wartownika z AK (wręcz
awanturował się o prawo przejścia!), wybiegł w pewnej chwili na ulicę. Nie zrobił nawet
dziesięciu kroków, gdy celny strzał Niemca poło\ył śmiałka trupem.
Gdy za pomocą bosaka ściągnęliśmy martwego cywila z powrotem do bramy i \ołnierz
sięgnął do kieszeni na piersi po dokumenty, okazało się, \e zabity był prawdziwym krezusem.
Ręka akowca natknęła się na grube pliki banknotów  razem sto tysięcy złotych, na owe
czasy bardzo du\a suma. Było dla nas zagadką, dokąd tak się spieszył ów cywil z pieniędzmi.
To przecie\ stanowczo nie była właściwa pora do podejmowania jakichkolwiek inwestycji
czy zwracania długu honorowego. W tamtych dniach jedyną wartość miało \ycie, które ów
cywil tak zlekcewa\ył.
Spieszyłem na występy wszędzie, gdzie mnie tylko wzywano. Tylko raz jeden odmówiłem
śpiewania i do dziś nie potrafię wyjaśnić, dlaczego to uczyniłem. Stało się tak najpewniej za
podszeptem instynktu. Pewnego dnia mój partner z Chóru Dana, Bogdanowicz, poprosił
mnie, abym razem z nim wystąpił przed jakimś zgrupowaniem \ołnierzy niedaleko Kruczej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl