[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na chwilę zmysły.
- To nie pańska sprawa, ale ten naszyjnik należy do
mojej matki i jest jedyną pamiątką, jaka została po moim
ojcu. Gdybym znała jakiś sposób, by go sprzedać nie
łamiąc jej przy tym serca, już dawno bym to zrobiła.
O wiele wygodniej jest mieć własny powóz i konia, niż
nosić na szyi kamień.
Montague uniósł brwi. Docinał jej i urągał na wiele
sposobów, ale ona wcale nie zachowywała się tak, jak tego
oczekiwał. Nie doczekał się żadnych łez, dramatycznych
omdleń czy jadowitych obelg. Właściwie nie dowiedział
się niczego od tej tajemniczej, małej harpii - oprócz tego,
że bardzo potrzebowała pieniędzy i że potrafiła zachowywać
się jak Meduza, gdy tylko zechciała.
Omal nie przyznał się przed sobą, że jej inteligencja
i siła charakteru budzą w nim pewien podziw i szacunek.
Próbował udawać, że nie widzi rozpaczy, z jaką rozstaje się
z ukochanym manuskryptem, ale jej reakcja na propozycjÄ™
sprzedania klejnotów wskazywała już dobitnie, gdzie leżą
jej priorytety. Dobrze wiedział, jak ciężko pozbywać się
cennych rzeczy, i tak jak ona nie lubił zbędnych ozdób. On
także wolałby zatrzymać dla siebie skarb pięknych słów
niż złote błyskotki. Ale prędzej da sobie uciąć rękę niż
57
PATRICIA RICE
przyzna się przed nią do tego. Oczywiste było, że ta
kobieta nie jest słodką idiotką, z jaką chciałby się ożenić
Darley. Kobieta ze stali i kamienia zamęczyłaby młodego
hrabiego.
Kiedy powrócił Jacobs, Montague ostentacyjnie odliczył
pieniądze, które miała dostać Marianna. Ona udawała, że
w ogóle nie zwraca nań uwagi, jednak jej oczy śledziły
każdy ruch arystokraty. Gdyby spróbował schować do
kieszeni choćby szylinga, skoczyłaby na niego jak tygrysica,
broniąca swych młodych. Doskonale zdawał sobie sprawę,
że ten rodzaj głodu nie był wywołany chciwością, lecz zbyt
długim postem.
Kiedy Montague skończył liczenie, schował sakiewkę do
kieszeni surduta, podniósł torbę z książkami i wyciągnął
rękę do młodej damy.
- Myślę, że najlepiej będzie, jeśli odwiozę panią do
domu, lady Marian. Damy nie powinny samotnie przewozić
tak dużych sum przez cały Londyn. Pani powóz powinien
już czekać.
Reginald widział, jak w jej oczach pojawia się najpierw
wściekłość, a potem podejrzliwość. Zastanawiał się przez
chwilę, czy nie zacznie warczeć i nie wyciągnie sztyletu
z tej małej, koronkowej torebki, czy też będzie pamiętać,
gdzie przebywa i zachowa się jak każda dama. Nie zrobiła
żadnej z tych rzeczy.
Zdecydowawszy, że nie jest godzien uprzejmości, z jaką
traktowała Darleya, odwróciła się do niego plecami i wyszła,
oczekując, że podrepcze za nią niczym wynajęty tragarz.
To zirytowało go bardziej niż chciałby przyznać. Gra nie
zaszÅ‚a jeszcze tak daleko, by ta maÅ‚a jÄ™dza tak go trak­
towała. Jeśli nie będzie dość ostrożny, ona wyjdzie za
58
KLEJNOT
Darleya, a on będzie musiał do końca życia znosić
podobne zachowanie albo straci jedynego prawdziwego
przyjaciela.
Kiedy wchodził za nią do wnętrza powozu, zrozumiał,
że to jest jego osobisty pojedynek. Nie chodziło już
o ratowanie Darleya przed nim samym, ale o ratowanie
siebie. Gdy ujrzał siedzącą obok lady Marian służącą,
zrozumiaÅ‚, że przegrywa wÅ‚aÅ›nie nastÄ™pnÄ… rundÄ™. Spodzie­
wał się, że znowu będzie z nią sam na sam.
Spokojnie i rzeczowo, jakby kontynuował przerwaną
rozmowę, Reginald oświadczył:
- Ostatnio coraz częściej wykonuje siÄ™ kopie kosztow­
nych klejnotów. LondyÅ„scy zÅ‚odzieje sÄ… wyjÄ…tkowo zuch­
wali, i o wiele bezpieczniej jest trzymać prawdziwe klejnoty
w sejfie.
Lady Marian poprawiła tylko suknię i spojrzała gdzieś
obok, jakby był tylko powietrzem. Jej służąca przyglądała
mu się ze zdumieniem, ale będąc dobrze wychowana, nie
pytała o nic głośno. Wiedząc, jak ważne jest utrzymywanie
dobrych stosunków ze służącymi pięknych dam, Reginald
uśmiechnął się do niej i zapewne uchyliłby kapelusza,
gdyby tylko nosił takowy. Jednak kapelusze zazwyczaj go
złościły, a poza tym miał tendencję do gubienia ich przy
każdej okazji. Służąca wciąż jednak była ostrożna i nieco
podejrzliwa.
Wiedział oczywiście, że nie należy tłumaczyć służbie
osobistych spraw, ale już jako całkiem małe dziecko
nauczył się omijać sprytnie różne przeszkody. Nie przestając
się uśmiechać, zwrócił się raczej do służącej niż do lady
Marian:
- Twoja pani jest w tej chwili trochę zła na mnie. Czy
59
PATRICIA RICE
mogłabyś jej powiedzieć, że jest mi naprawdę bardzo
przykro, jeśli czymkolwiek ją uraziłem?
Podekscytowana faktem, że po raz pierwszy w życiu
rozmawia z tak eleganckim dżentelmenem, Lily poruszyła
nerwowo rękami, spojrzała na kamienną twarz Marianny
i z lękiem odpowiedziała Reginaldowi:
- Ona chyba nie przyjmie moich przeprosin, jaśnie panie.
- Nie mów do mnie  jaśnie panie". Po prostu  panie
Montague". Myślę, że to wyjaśnia powściągliwe zachowanie
tej damy. Ona nie przyjmuje przeprosin od tych, którzy nie
dorównują jej szlachetnym urodzeniem.
Natychmiast obdarzony został wściekłym spojrzeniem
Marianny. Nigdy nie widziaÅ‚ jeszcze tak cudownie bÅ‚ysz­
czących oczu. Nic dziwnego, że Darley stracił głowę.
Gdyby Reginald nie wiedział, na co naprawdę stać tę
tygrysicę, zastanowiłby się pewnie, czy nie stanąć w szranki
ze swoim przyjacielem. Choć oczywiście nie zamierzał się
żenić. Wciąż uśmiechając się po przyjacielsku, spróbował
dotknąć lady Marian w inny sposób.
- Czy mogłabyś wytłumaczyć tej pani, że jestem bardzo
rozsądnym człowiekiem? Nie chwalę się przed wszystkimi
mojÄ… kolekcjÄ… i nie zamierzam tego robić nawet w towarzy­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl