[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pomyślenia. Jej teoretyczna nośność wynosi trzysta mil, a praktycznie, wyposażona w
specjalny celownik czy lornetę, daje bardzo dobre wynikł do dwustu mil z okładem.
Marsjanie po krótkiej rozmowie odwrócili się. i odjechali w kierunku, z którego przybyli.
Przy murze został tylko jeden z nich. Po przebyciu około dwustu jardów zatrzymali się i
odwrócili swoje wierzchowce, patrząc na wojownika, który został przy inkubatorze.
Był to ten sam, którego włócznia niemal mnie przebiła, a który najwyrazniej był ich
dowódcą, jako że on właśnie rozkazał im, aby się oddalili. Teraz, gdy jego oddział się
zatrzymał, zeskoczył z wierzchowca, odrzucił broń i zaczął się. ku mnie zbliżać,
okrążywszy inkubator, nagi i bezbronny jak ja. Jedyny jego ubiór stanowiły ozdoby na
głowie, ramionach i piersi.
Gdy był w odległości około pięćdziesięciu stop zdjął z ramienia ogromną metalową
bransoletę i wyciągnął ją ku mnie na otwartej dłoni. Przemawiał przy tym w jeżyku,
którego, co jest oczywiste, nie mogłem rozumieć. Potem się zatrzymał, nastawiając
miseczkowate uszy i wlepiając we mnie dziwne oczy, jakby oczekiwał na moją
odpowiedz.
Cisza się przedłużała i stawała niemal nieznośna, postanowiłem wiec zaryzykować i coś
mu odpowiedzieć. Jak przypuszczałem, swoim zachowaniem chciał mi dać do
zrozumienia, że ma pokojowe zamiary - odrzucenie broni i wycofanie swego oddziału na
dość dużą odległość wszędzie na Ziemi zrozumiane by zostało jasno i właśnie w ten
sposób. Dlaczego wiec na Marsie miałoby oznaczać co innego.
Położyłem rękę na sercu i ukłoniwszy się Marsjaninowi powiedziałem, że jakkolwiek nie
rozumiem języka, w którym przemawia, jego czyny świadczą o pokojowych i
przyjacielskich zamiarach, a pokój i przyjazń są w obecnej chwili bardzo drogie mojemu
sercu. Oczywiście moja przemowa, z której nie rozumiał ani słowa mogła mu się wydać
bełkotem, jednak na pewno pojął znaczenie tego, co zrobiłem natychmiast po niej.
Podszedłem do niego, wyciągając ręce, wziąłem z jego dłoni bransoletę i zapiąłem ją
sobie na ramieniu, tuż powyżej łokcia. Potem uśmiechnąłem się i stanąłem, czekając.
Jego szerokie usta również rozciągnęły się w uśmiechu, ujął mnie jedną ze swych
17
środkowych kończyn za rękę i poprowadził w stronę swego wierzchowca. Jednocześnie
dał znak pozostałym wojownikom, by się zbliżyli. Runęli ku nam dzikim pędem, jednak on
gestem ręki nakazał im zwolnić. Najwyrazniej obawiał się, że jeśli się znów poważnie
przestraszę, mogę w ogóle wyskoczyć z zasięgu ich wzroku.
Zamienił kilka słów ze swoimi ludzmi, wskazał mi, że będę jechał z jednym z nich i
dosiadł swego wierzchowca. Wyznaczony wojownik wyciągnął ku mnie dwie lub trzy ręce
i pomógł mi usadowić się za sobą na lśniącym grzbiecie zwierzęcia. Potem cały oddział
zawrócił i ruszył galopem w stronę majaczącego na horyzoncie łańcucha wzgórz.
Uwięziony
Ujechaliśmy może dziesięć mil, gdy grunt zaczął się bardzo gwałtownie wznosić.
Zbliżaliśmy się, jak się pózniej dowiedziałem, do skraju wyschniętego morza, a mój
pierwszy kontakt z Marsjanami nastąpił na jego dnie.
Niedługo potem dojechaliśmy do podnóża gór ł po przejściu wąskiego wąwozu
znalezliśmy się w rozległej dolinie. Daleko przed nami kończyła się. ona płaskowyżem,
na którym zauważyłem ogromne miasto. Pognaliśmy w jego kierunku. Dotarliśmy
wkrótce do niezwykle szerokich schodów, które prowadziły na płaskowyż i po wejściu na
nie wjechaliśmy do miasta czymś, co wydawało się być zniszczoną i zaniedbaną szosą.
Przyglądając się bliżej mijanym budynkom zauważyłem, że były one puste i chociaż
niezbyt zniszczone, wyglądały tak, jakby nie były zamieszkane przez całe lata, a może
nawet wieki.
W centrum miasta znajdował się duży plac. Na nim oraz w budynkach bezpośrednio do
niego przyległych zauważyłem kilkuset osobników, należących do tej samej rasy, co ci,
którzy mnie uwięzili. Byłem pewien, że jestem więzniem, mimo uprzejmości dowódcy
oddziału.
Wszyscy byli nadzy, nosili tylko ozdoby. Kobiety niewiele różniły się wyglądem od
mężczyzn, jedynie ich kły były znacznie dłuższe w stosunku do wzrostu, w niektórych
przypadkach nawet zakręcone przy uszach. Ciała miały nieco mniejsze i jaśniejsze, a
palce u nóg i rąk nosiły ślady paznokci, których mężczyzni byli zupełnie pozbawieni.
Dorosłe kobiety miały od dziesięciu do dwunastu stóp wzrostu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl