[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdybym cię nie drażnił, nie poszedłbyś w las i nikt by cię nie napadł.
Nie obwiniaj się. Jeśli ktoś tu jest winny, to ten potwór, który zabił mojego
szczeniaka i próbował dać mi jego ciało do zjedzenia.. Wiesz, co to znaczy dla nas,
29
Bestiarów. Nikt by tego nie wytrzymał. A teraz ciągle wydaje mi się, że wszystko
czuć mięsem. Pójdę za moimi zwierzętami, Promień. Tak mi się wydaje.
To nie ma sensu.
Dla mnie ma. Ciągle mam w uszach skowyt Tajfuna. Kiedy umrę, przynaj-
mniej przestanę go słyszeć.
Promień zerwał się nagle i odszedł jeszcze bardziej przygnębiony. Więc to
tak, Winograd miał zamiar zamorzyć się głodem. Nie. . . po prostu zagładzał się
niezależnie od woli. Tak czy owak, skutek będzie ten sam stos rozpalony gdzieś
na obcej ziemi i ból po stracie towarzysza.
O zmroku Promień sam zgłosił się na pierwszą wartę. Chciał choć trochę po-
być sam. Zaczekał, kiedy wszyscy pójdą spać i wdrapał się po stromym murze aż
na jego wyszczerbioną krawędz. Usiadł, spuszczając w dół nogi, i uniósł oczy ku
niebu.
Słyszysz mnie? szepnął. Nie umiem się modlić. Ale wiem, że mnie
słyszysz. Na pewno patrzysz na mnie i świetnie się bawisz. Co cię obchodzi jakiś
tam pies i jakiś tam chłopaczek. . . To tylko pionki w grze, prawda?
Niebo nie dało odpowiedzi zasnute strzępami chmur, z kilkoma bladymi
gwiazdami, które wyglądały jak gwozdzie niedbale wbite w ciemne obicie. Księ-
życe jeszcze nie wzeszły i las tonął w ciemnościach.
Dlaczego to robisz? spytał Promień. Po co? Mam mieć wyrzuty su-
mienia? Mam je, do cholery. Zazdrościłem Winogradowi psa, ale nigdy nie chcia-
łem, żeby go stracił, wiesz o tym dobrze. Więc dlaczego? Może się jednak pofa-
tygujesz i odpowiesz na to pytanie? Dlaczego pozwalasz, żeby Winograd umierał
taką straszną śmiercią?
Chłopiec wyjął nóż z pochwy i przeciął sobie dłoń. Krople krwi spadły w dół,
na ziemię.
Składam ofiarę, widzisz? A może to za mało? Ciął jeszcze raz. Nie
wiem, co może cię zadowolić. Myszka mówi, że jesteś wielkoduszna. Proszę cię,
Matko, spraw żeby Winograd wyzdrowiał.
Oczekiwał z napięciem jakiegoś znaku, lecz nic się nie działo. Tylko gdzieś
w lesie odezwało się wycie wilka, a u podnóża ruiny więzień zabrzęczał łańcu-
chem. Chłopak siedział tak długo, aż krew na jego ręku zaschła. Płomień wia-
ry i nadziei przygasł w nim do małej iskierki. Brzęknięcie łańcucha ozwało się
znowu, a po nim ciche szepty. Promień zjechał na siedzeniu po stromiznie muru
i wylądował tuż koło szałasu więznia, gdzie prawie wpadł na Myszkę.
Co tu się dzieje? syknął groznie.
Myszka, który w pierwszym przestrachu zasłonił głowę ramieniem, opuścił
rękę i wyjaśnił szeptem:
Wypuszczam go.
Oszalałeś?
A może ty oszalałeś? Ile chcesz go tutaj trzymać? To nie pies łańcuchowy.
30
Mężczyzna stał tuż obok, zbierając ogniwa w ręku z cichym pobrzękiwaniem.
Chcesz wracać do domu? spytał Promień opryskliwym tonem w north-
lanie.
Chcę potwierdził więzień i dodał szybko: Mam żonę i troje dzieci.
Czekają. . . W jego głosie pojawiła się nadzieja.
Dobrze przerwał mu Promień i zwrócił się do małego Wędrowca:
Zdejmij mu to żelastwo.
Myszka namacał stalową obrożę na szyi mężczyzny. Dało się słyszeć ciche
trzaśnięcie, a potem dzwięczne pling kawałka metalu, który upadł na kamienie.
Uwolniony przesunął obiema rękami po szyi, jakby nie wierząc, że łańcuch opadł.
Promień obrócił mężczyznę w odpowiednim kierunku.
Idz tam, a znajdziesz konie, które zostały po zbójach. Wracaj do żonki.
Dziękuję. . .
Idz i nie dziękuj, bo się rozmyślę! Wynocha! warknął Iskra. Mysz,
spać! Pożałujemy tego jeszcze, zobaczysz!
Były więzień rozpłynął się w mroku. Myszka, zanim odszedł, zwrócił się do
Promienia:
Ty jednak jesteś przyzwoitym człowiekiem. Tylko rzadko to widać.
Wynocha, gryzoniu! Spać! Obudzę cię na następną turę!
Podenerwowany Promień usiadł pod wieżą, by dalej trzymać straż. Wkrótce
jednak oczy same zaczęły mu się zamykać, choć walczył z sennością, szczypiąc
się w uszy i recytując w myślach długie fragmenty wierszy. Wreszcie powieki
opadły mu po raz ostatni i chłopiec, oparty o szorstki mur, zasnął na siedząco.
Wielki księżyc wysunął lśniące czoło znad wierzchołków drzew i jego blask padł
prosto na twarz śpiącego maga. Po chwili powieki zaczęły mu drgać. Poruszył
wargami, widać rozmawiał z kimś we śnie. Jego zmartwiona twarz rozpogodziła
się, jakby śnił o czymś przyjemnym.
* * *
Promienia zbudziło kopnięcie w podeszwę i gniewny głos Stalowego:
Wartownik! Cud, że cię nie ukradli!
Zdezorientowany chłopak przetarł oczy i rozejrzał się, niezbyt jeszcze przy-
tomny. Słońce wstawało. Wyglądało na to, że nie tylko nie obudził kolejnego
strażnika, ale sam przespał całą noc, i to w bardzo w niewygodnej pozycji. Stalo-
wy stał nad nim jak pomnik potępienia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]