[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rozmyślał, jakie to niesprawiedliwe, że właśnie on został tak strasznie poszkodowany
podczas pożaru.
Petrus odwrócił głowę ku lampie.
Czy ona gaśnie?
Zrobiło się dziwnie ciemno. Tak jak pod koniec dnia, kiedy mrok już zapada.
Ale nie, lampa paliła się normalnie, tylko światło było jak przesłonięte woalką. Widział jasny
punkt jakby spoza gęstej mgły.
Drzwi znowu się uchyliły. Petrus spojrzał w tamtą stronę.
- Siostra? - spytał zaciekawiony. - Więc jednak się namyśliłaś? Chodz do mnie. Nie widzę
cię, bo ciemno się zrobiło jak w piwnicy!
Było to właściwe porównanie, bo rzeczywiście w sali rozszedł się zapach zatęchłej ziemi.
Ktoś stał przy drzwiach. W milczeniu, bez ruchu, co Petrusa zdenerwowało.
- Siostro? No, nie żartuj sobie. Chodz tu, mówię! Mrok wyraznie zgęstniał. O mój Boże, co to
się dzieje? Właśnie w tej chwili pojął, że przy drzwiach stoi ktoś obcy.
99
Przez chwilę chory czekał w milczeniu, niepewny, co robić. Czekał, że tamten coś powie
albo się poruszy.
Potem zaczął się bać. Co to wszystko znaczy? Czy dostał się tu jakiś szaleniec? A może to
ktoś z innego oddziału?
I dlaczego jest tak ciemno?
- Kto tam? Co ty tam robisz? Siostro! Tutaj ktoś jest! Siostro! - chciał wrzasnąć, ale
najsłabszy nawet dzwięk nie wydostał się z jego gardła. Jakby nagle został pozbawiony
strun głosowych, krzyki więzły w krtani i on był w stanie wydać z siebie jedynie stłumiony
syk.
Wytrzeszczał oczy, żeby dojrzeć coś w brunatnym mroku, rzucał rozpaczliwe spojrzenia na
lampę, ale teraz ona wyglądała jak nieco jaśniejsza plama w zalegających pokój
ciemnościach.
Czy ja umieram? pomyślał Petrus w panice i nie jemu pierwszemu przyszła do głowy taka
myśl na widok tego zbliżającego się doń mrocznego cienia.
Nie, tego się chyba tak nie odczuwa, pocieszał się. To tylko wynik panicznego strachu!
Postać podeszła bliżej, stanęła tuż przy łóżku. Czyjaś twarz majaczyła w ciemnościach.
Petrus przyglądał się przerażony.
- Kim jesteś? Nie znam cię - chciał powiedzieć, ale i tym razem nie zdołał nic wykrztusić.
Starał się przesunąć bliżej ściany, lecz przejmujący ból osadził go w miejscu.
Ta jakaś niewiarygodna figura usiadła na brzegu łóżka.
- Nie, nie! - szeptał Petrus bezdzwięcznie. - Proszę sobie iść! Idz sobie!
Serce chorego biło jak oszalałe, coraz szybciej i coraz mocniej, wpatrywał się oniemiały w
nieznajome oblicze, które powoli się zmieniało. Na jego oczach skóra opadała w strzępach,
widział po prostu proces rozkładu, jakby ta istota nie była w stanie utrzymać na sobie
własnego ciała. Petrus nie mógł na to patrzeć, był chory z obrzydzenia, zasłonił rękami twarz
i wybuchnął płaczem jak przerażone dziecko. Nie, nie, nie, powtarzał w duchu. W końcu
wszystko zalała czarna ciemność, wypływająca gdzieś z głębi jego mózgu.
Kiedy rano siostra dyżurna weszła z termometrem i powiedziała uprzejme  dzień dobry , nikt
jej nie odpowiedział. Petrus Nygaard na wpół siedział na łóżku z wytrzeszczonymi oczyma i
twarzą wykrzywioną grymasem przerażenia. Był martwy.
100
W domu Abla Garda Christa bawiła się z chłopcami w chowanego, gdy rozległo się pukanie
do drzwi i wszedł przełożony zgromadzenia religijnego. Dziewczyna nie zauważyła, co się
dzieje, i gdy usłyszała kroki w hallu, wyskoczyła zza skrzyni na opał, za którą się schowała,
z okrzykiem:  Kryjesz!
Stała spłoszona, próbując bąkać jakieś wyjaśnienia. Nigdy się nie dowiedziała, co sobie
przełożony o niej w tej chwili pomyślał.
- Czy brat Abel jest w domu? - zapytał z wyrazną rezerwą.
- Nie. Nie wrócił jeszcze z pracy - odparła. - Czy mogłabym coś przekazać po powrocie?
- Muszę porozmawiać z nim osobiście. Proszę go tylko pozdrowić i powiedzieć, że Rada
przyjęła jego prośbę.
- Oczywiście, powtórzę.
Chłopcy hałasowali tak okropnie, że zdenerwowany gość pożegnał się jak mógł najszybciej.
Po jego wyjściu zrobiło się cicho.
- No, to w co się teraz będziemy bawić? - zapytał Joachim, najładniejszy spośród synów
Abla. Christa zastanawiała się często, jaka przyszłość czeka tego chłopca. Kobiety będą się
z pewnością kręcić wokół niego nieustannie niczym pszczoły koło miodu.
- Ech, właściwie to nie wiem - westchnęła. - A nie moglibyście pobawić się trochę sami? To
ja bym uprasowała wasze koszule.
Czuła się porządnie zmęczona. Było popołudnie, starsi chłopcy wrócili ze szkoły, a wszyscy
mieli nie najlepsze humory i chcieli, żeby ich zabawiać. Wiedziała, że w przeciwnym razie
zrobią się okropnie marudni, przynajmniej ci najmłodsi.
Nie, nie będą się bawić sami, Christa musi w tym uczestniczyć, bo bez niej wszystko jest
nudne.
- No, dobrze, to co będziemy robić? - zapytała, ale sama nie miała żadnego pomysłu. -
Może jeszcze w chowanego?
Ale na to nie mieli już siły. Ona zresztą też nie.
- Moglibyśmy czarować - zaproponował Józef.
Christa odniosła się do tego sceptycznie.
- W jaki sposób, twoim zdaniem, mielibyśmy to robić?
101
- Jeden chłopak w mojej klasie umie wcisnąć monetę w blat stołu tak, żeby wypadła na
podłogę. Sam widziałem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl