[ Pobierz całość w formacie PDF ]
otworzyły i Gienia zobaczyła& świętą! Promienie słońca, zaglądające do wnętrza przez
uchylone drzwi, dodawały blasku aureoli wokół głowy drobnej kobietki w kwiecistym szlafroku.
Gienia przeżegnała się i dopiero po chwili spostrzegła, że tę jasną aureolę tworzą starannie
zakręcone liczne papiloty.
Kim pani jest? odezwały się jednocześnie kobiety.
Gienia, trwożnie rozglądając się na boki, prawie że staranowała nieznajomą, wdzierając się
do środka.
Gdzie Kasia, blizniaczki? Co pani tu robi?
Kobiecinka, lekko przestraszona szarżą potężnej postaci, odpowiedziała natychmiast:
Panienki bawią w Warszawie z panią radczynią, a ja jestem Marcysia. Pilnuję domu.
Gienia Paluchowa jestem. Szefowa& była szefowa Kasi. Grozi nam niebezpieczeństwo!
Nieprzyjaciel się zbliża! Trzeba się bronić!
Rozgorączkowana Gienia zaczęła opowiadać Marcysi o najezdzie dziennikarzy, żądnych
informacji, plotek i skandali. Słuchając tej opowieści, Marcysia drżącymi rękami podała Gieni
kubek kawy i usiadła naprzeciwko, uważnie patrząc na podenerwowaną kobietę. Gdy ta
skończyła, podniosła się energicznie, mocno zacisnęła pasek szlafroka i rzekła zdecydowanie:
Same nie damy rady. Trzeba wezwać na pomoc panią Marię. Ona coś wymyśli.
Ja już zaczęłam działać oznajmiła z dumą Gienia. W miasteczku wszyscy ich pogonią.
Uruchomiłam teściową doktora Pietraszkiewicza, to kobieta energiczna, zdecydowana,
wszystkich zna i nikt niczego nie śmie jej odmówić. Nawet szklanki wody nikt im nie poda
dodała z mściwą satysfakcją.
Pani Maria, wezwana telefonicznie na pomoc, zjawiła się błyskawicznie. Wysłuchawszy
relacji Gieni, chwilę pomyślała, a potem sięgnęła po telefon.
Janeczka? Moje dziecko, połącz mnie natychmiast z burmistrzem! rzuciła zdecydowanie
do słuchawki. Zanim otrzymała połączenie, szeptem poinformowała czekające w napięciu
kobiety: Był moim uczniem. Bardzo pilnym i wyjątkowo zdyscyplinowanym.
Po godzinie uliczka przed domem Kasi była zatarasowana parkującymi samochodami, a pod
furtką kłębił się całkiem spory tłumek operatorów, fotografów i dziennikarzy, usiłujących
sforsować solidne ogrodzenie. Rej wodziła wśród nich anorektyczna gwiazda telewizyjnego
magazynu Skandale Dnia, namawiająca swojego operatora do przejścia przez płot i aż
podskakująca ze złości na jego flegmatyczną odpowiedz, żeby sama sobie przeszła, bo on nie
zamierza wdzierać się na cudzą posesję i narażać na pogryzienie przez psa.
Duża tabliczka na płocie z informacją: Uwaga, zły pies jak na razie skutecznie chroniła
ogród i dom oraz trzy kobiety, które przez szparę w okiennicach saloniku obserwowały całe to
zamieszanie. Po chwili pani Maria skinęła głową i Marcysia z Gienią wymknęły się tylnymi
drzwiami do ogrodu, a ona wróciła do obserwacji ulicy. Z ulgą spostrzegła dwie
charakterystyczne sylwetki. Tyczkowaty mężczyzna, który ściskał pod pachą wypchaną aktówkę,
był z daleka widoczny dzięki zdobiącemu jego pierś krawatowi. Fluorescencyjny pomarańcz
wściekle bił w oczy, nie pozwalając dostrzec czarnego wzorku w małe kurczaczki. Tuż za nim
podążał drobnymi kroczkami tłuściutki młodzian, odziany w policyjny mundur i ledwo
nadążający za stąpającym bocianimi krokami towarzyszem. Pani Maria uśmiechnęła się lekko i
pomyślała, że chłopcy nic się nie zmienili. Tak ich pamiętała ze szkoły wysoki, chudy, zawsze
poważny Sławek i jego wierny przyjaciel, pucułowaty i pękaty Rysio. Szybko podniosła się spod
okna i podążyła śladami Gieni i Marcysi. W ogrodzie wszystko było już przygotowane i pani
Maria dała sygnał.
Na głowy zgromadzonych pod płotem polały się strumienie wody. Telewizyjna gwiazda
zaczęła piszczeć, bezskutecznie usiłując ochronić misterną fryzurę, skonstruowaną dzięki
niezliczonym ilościom pianki i lakieru. Jej operator, stojący poza zasięgiem wody, z widoczną
satysfakcją filmował na zbliżeniu zwisające, mokre strąki i grymas zaskoczenia oraz wściekłości,
wykrzywiający jej nadmuchane silikonem usta. Tłumek rozpierzchnął się, ratując sprzęt i własną
skórę przed totalnym przemoczeniem. Równie nagle woda przestała się lać i gwiazda, widząc
zbliżającego się policjanta, gwałtownie zaczęła wymachiwać rękami, przywołując go do siebie.
Proszę zrobić z tym porządek! krzyczała. To jest naruszenie wolności prasy, zamach na
niezależne media!
Wygląda jak mokra, zagłodzona kura u dawnego chłoporobotnika pomyślał Rysio i
ledwo powstrzymał śmiech, kiedy Sławek pochylił się w jego stronę i szepnął z powagą:
Raczej nie zostanie miss mokrego podkoszulka.
Policjant z powagą rozejrzał się wokoło i oznajmił:
Obywatelki podlewają ogródek. Mają prawo. To ich ogródek. Trzeba było uważać i nie
podchodzić za blisko. Widać, że z dużego miasta są i nie wiedzą, że ogródek rano trzeba
podlewać. A w ogóle to proszę się rozejść. To jest nielegalne zgromadzenie.
Ociekającą wodą telewizyjną gwiazdę zatkało i pierwszy raz w swoim życiu milczała, dusząc
się z wściekłości. Została pozbawiona naturalnego wsparcia swojej wielkości i sławy, które obce
były, jak widać, temu prowincjonalnemu policjantowi. Na domiar złego, słysząc za sobą chichot
zawistnych koleżanek i wyrazny śmiech personelu technicznego, uświadomiła sobie, jak musi
wyglądać.
Jestem sekretarzem gminy oznajmił z powagą chudy młodzieniec i jako przedstawiciel
organu wydającego pozwolenia na organizowanie zgromadzeń, pragnę oświadczyć, że to
zgromadzenie jest nielegalne. Proszę się rozejść!
Tak jest przytaknął Rysio proszę się rozejść w spokoju, bo inaczej&
Pan chyba oszalał gwiazda odzyskała głos jakie zgromadzenie, jesteśmy
dziennikarzami, mamy prawo&
Ja też mam prawo przerwał jej chudzielec. Prawo o zgromadzeniach. Zna pani tę
ustawę? Jest tu więcej niż piętnaście osób? Jest. Zawiadomiono organ samorządowy właściwy ze
względu na miejsce zgromadzenia trzy dni przed jego terminem? Nie zawiadomiono. W punkcie
szóstym artykułu dwunastego mówi się, że zgromadzenie może być rozwiązane przez
przedstawiciela gminy, jeśli narusza przepisy niniejszej ustawy. Narusza? Narusza. Zatem jako
sekretarz gminy rozwiązuję to zgromadzenie.
Proszę się rozejść powtórzył Rysio inaczej wezwę posiłki, a panią zatrzymam jako
osobę przewodniczącą temu zgromadzeniu i wniosę do sądu grodzkiego o ukaranie pani na
podstawie artykułu pięćdziesiątego drugiego paragraf pierwszy punkt drugi kodeksu wykroczeń.
Poza tym samochody parkują tak, że uniemożliwiają straży pożarnej potencjalną interwencję i
blokują hydrant&
[ Pobierz całość w formacie PDF ]