[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Więc o to chodziło  pomyślałam.  Chciała, żebym
to ja powiedziała. Oczywiście: to znacznie bardziej
upokarzajÄ…ce.
 Termin upływa dziś wieczór  dodałam.
 Proszę mi dać ten segregator.
Po dwudziestu minutach zakończyła pracę.
Spędziłam dzień jak zombi. Miałam kaca. Na moim
biurku walały się sterty kartek pokrytych błędami
rachunkowymi. Wyrzucałam je jedną po drugiej.
Kiedy patrzyłam na Fubuki pracującą na swoim
komputerze, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
Widziałam siebie poprzedniego dnia, jak siedzę na
klawiaturze i obejmujÄ™ maszynÄ™ ramionami i nogami. A
teraz ta młoda kobieta kładzie palce na klawiszach. Po
raz pierwszy zainteresowałam się informatyką.
Kilka godzin snu pod śmieciami nie wystarczyło,
żeby wyciągnąć mnie z papki, jaką nadmiar cyfr zrobił z
mojego mózgu. Taplałam się w niej, szukając trupów
moich myślowych punktów odniesienia. Jednocześnie
rozkoszowałam się cudowną odmianą: po raz pierwszy
od niekończących się tygodni nie bębniłam w
kalkulator.
Odkrywałam na nowo świat bez liczb. Skoro istnieje
coś takiego jak analfabetyzm, powinien istnieć też
anarytmetyzm, żeby opisać specyficzny dramat ludzi
mojego pokroju.
Wróciłam do swojego stulecia. Może się wydać
dziwne, że po mojej szalonej nocy wszystko potoczyło
się znowu, jakby nie wydarzyło się nic ważnego.
Wprawdzie nikt nie widział, jak na golasa, chodząc na
rękach, przemieszczałam się po biurze, ani jak
obcałowywałam porządny komputer, mimo to jednak
znaleziono mnie śpiącą pod zawartością kosza na
śmieci. W innym kraju pewnie wyrzucono by mnie z
pracy za takie zachowanie.
Jest w tym pewna logika: najbardziej autorytarne
systemy wywołują w społeczeństwach, gdzie są
stosowane, najbardziej spektakularne odchylenia  i, co
za tym idzie, względną tolerancję dla ludzkich
dziwactw. Nie wie, kim jest dziwak, kto nie spotkał
dziwaka japońskiego. Spałam pod śmieciami? Nie takie
rzeczy tu widziano. Japonia jest krajem, który wie, co to
znaczy, że komuś  odbija .
Powróciłam znowu do swoich drugoplanowych ról.
Nie potrafię opisać rozkoszy, z jaką przygotowywałam
herbatę i kawę: te proste czynności niewymagające od
mózgownicy żadnego wysiłku działały na mój umysł
jak balsam.
Najdyskretniej, jak to było możliwe, zaczęłam znowu
ustawiać kalendarze. Przez cały czas starałam się
sprawiać wrażenie bardzo zajętej, w obawie, że znowu
posadzą mnie do rachunków.
Pewnego dnia zdarzyło się coś nadzwyczajnego:
spotkałam Boga. Nikczemny wiceprezes zażyczył sobie
piwa, uważając widocznie, że nie jest jeszcze dość
spasiony. Przyniosłam mu je z uprzejmą odrazą.
Wychodziłam właśnie z jaskini grubasa, kiedy
otworzyły się drzwi sąsiedniego gabinetu: znalazłam się
oko w oko z prezesem.
Spojrzeliśmy na siebie ze zdumieniem. Z mojej
strony było to zrozumiałe: wreszcie dane mi było ujrzeć
Boga Yumimoto. Z jego strony trudniej to
wytłumaczyć: czy w ogóle wiedział o moim istnieniu?
Chyba tak, skoro zawołał głosem szaleńczo pięknym i
delikatnym:
 Pani jest na pewno Amélie-san!
Uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę. Byłam tak
oszołomiona, że nie mogłam wydać z siebie głosu. Pan
Haneda był mężczyzną koło pięćdziesiątki, o szczupłej
sylwetce i niezwykle wytwornej twarzy. Emanowała z
niego głęboka dobroć i harmonia. Spojrzał na mnie z tak
niekłamaną uprzejmością, że do reszty straciłam
kontenans.
Odszedł. Stałam sama w korytarzu, niezdolna zrobić
kroku. A więc prezesem miejsca katuszy, gdzie
codziennie znosiłam idiotyczne upokorzenia, gdzie
byłam przedmiotem wzgardy, panem tego piekła jest ten
wspaniały człowiek, ta szlachetna dusza!
Nie byłam w stanie tego pojąć. Firma kierowana
przez kogoś tak wybitnego powinna być
wysublimowanym rajem, krainą szczęścia i harmonii.
W czym więc tkwiła tajemnica? Czy to możliwe, by
Bóg rządził otchłanią piekielną?
Stałam tak znieruchomiała ze zdziwienia, kiedy
nadeszła odpowiedz na moje pytanie. Drzwi gabinetu
monstrualnego Omochi otworzyły się i rozległ się
wrzask niegodziwca:
 Co pani tu jeszcze robi? Nie płacę pani za
wystawanie w korytarzu!
Wszystko stało się jasne: w spółce Yumimoto prezes
był Bogiem, wiceprezes zaś Diabłem.
Fubuki natomiast nie była ani Diabłem, ani Bogiem:
była Japonką.
Nie wszystkie Japonki są piękne. Ale kiedy któraś z
nich zaczyna być piękna, pozostałe powinny siedzieć
jak trusie i się nie wychylać.
Piękność jest zawsze uderzająca, ale japońska
piękność nie ma sobie równych. Po pierwsze dlatego, że
cera jak płatek lilii, łagodne oczy, niezrównane
skrzydełka nosa, wyraznie zarysowane wargi, cała ta
złożona słodycz rysów wystarczą, by przyćmić
najprzystojniejsze twarze.
Po drugie, ponieważ maniery nadają Japonce styl,
czyniąc z niej niezrównane dzieło sztuki.
Wreszcie i przede wszystkim, ponieważ uroda, która
wytrzymała tyle fizycznych i umysłowych ograniczeń,
tyle przykazań, naginań, absurdalnych zakazów,
dogmatów, tłamszenia, spustoszeń, sadyzmu, zmowy
milczenia i upokorzeń  taka uroda jest aktem
bohaterstwa.
Nie twierdzę, że Japonka jest ofiarą, skądże znowu.
W porównaniu z innymi kobietami żyjącymi na naszej
planecie nie znajduje siÄ™ w najgorszej sytuacji. Jej
władza jest znaczna: wiem coś na ten temat.
Nie. Jeśli trzeba podziwiać Japonkę  a trzeba  to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl