[ Pobierz całość w formacie PDF ]

którym byłem sam. Myślałem, że spędzenie dnia poza domem popsuje jej reputację na tyle, że
uzyskam jej zgodę, ale Julia to uparta dziewczyna Mój ostateczny plan zakładał więc
przetrzymanie jej przez noc poza domem, co już nie dałoby jej wyboru. Chociaż Jule i tale
miałaby wtedy jeszcze jakiś wybór. Pozostawało mi już jedynie dokonanie wyboru.
Klara głęboko zaczerpnęła tchu.
- Czy Daniel zdążył was przyłapać w samą porę?
- Tylko dlatego, że byliśmy w drodze powrotnej do domu - powiedział Frederick. - Bo
jednak nie mogłem tego zrobić. Aajdak bez kręgosłupa.
- Niedoszły łajdak z sercem i sumieniem  poprawiła go Klara.
Frederick znowu się roześmiał.
- Gdybyś nie miał sumienia, Freddie, to byś nie cierpiał.
- Tak więc uciekłem do Bath, nie skażony, czysty jak łza wyszukałem tam bogate
niezamężne kobiety, skoncentrowałem się na tobie i przypuściłem zdeterminowany szturm do
twego serca, ponowi wykorzystując cały swój urok, Klaro. Istotnie, człowiek obdarzony
sercem i sumieniem.
- Ale ty mnie nie oszukałeś, Freddie, już wcześniej ci to powiedziałam. Wyszłam za
ciebie z własnej woli bo sama tego chciałam. Podobnie jak ty, nie wzięłam ślubu z miłości -
powiedziała. - Nie kochałam cię, Freddie, kiedy wychodziłam za ciebie.
- o nie ma znaczenia. I tak wkrótce po tym odkryłabyś pomyłkę.
- Miłość narodziła się pózniej - tłumaczyła Klara. - Podczas tego tygodnia, który tu
spędziliśmy wspólnie, i myślę, że potem rosła z każdym dniem. Jesteś o wiele bardziej wart
miłości, niż ci się wydaje. - Mówiono mi, że jestem przystojny - powiedział - Lusterko mówi
mi, że wiara w to, co mi powtarzano, nie jest z mej strony zarozumiałością. Zostałaś więc
oszukana wyglÄ…dem, Klaro. Kochasz przystojne zero.
- Podczas tego tygodnia byłeś dla mnie niezwykle dobry. Był to niewątpliwie
najcudowniejszy tydzień mojego życia. I gdyby nic już potem mu nie dorównywało, to dla
tego tygodnia warto było żyć. Zrozumiałam, że wreszcie wiem, czym jest szczęście. Wiem
Frieddie że udawałeś miłość, której nie czułeś, ale ty żyłeś wtedy tą udawaną miłością. Byłeś
cały czas ze mną. Dałeś mi zaznać cudownej przyjemności, jaką była jazda konna, i
podarowałeś mi owo wspaniałe popołudnie w letnim domku. Cały czas rozmawiałeś ze mną i
uśmiechałeś się do mnie. Przy tobie czułam się niemal piękna. I kochałeś się ze mną. Nie
potrafię opisać, jakie to było cudowne, że poznałam smak miłości po tylu pustych latach.
- Klaro - przerwał jej - nie rób ze mnie świętego. Porzuciłem cię. I kiedy ty tu zostałaś,
ja wiodłem w mieście koszmarnie rozpustne życie.
- Ale pisałeś do mnie listy - zaoponowała - bo chciałeś, bym była zdrowa. Poszedłeś
też do doktora Grahama i zabrałeś mnie do miasta, by mógł mnie zbadać. Chciałeś dać mi
szansę całkowitego powrotu do zdrowia, chciałeś, bym znów mogła chodzić. Bez ciebie,
Frieddie, nigdy bym się nie dowiedziała, że to w ogóle jest możliwe. Nie pozwolę ci myśleć,
że niszczyłeś mi życie, skoro prawda jest dokładnie odwrotna. Byłeś dla mnie wszystkim, co
najpiękniejsze i najlepsze. A co najważniejsze, sprawiłeś, że poznałam smak miłości. Nie
tylko fizycznej, ale prawdziwej miłości. I co najlepsze ze wszystkiego, natchnąłeś mnie
życiem. Sprawiłeś, że poczułam się w pełni i pod każdym względem kobietą.
Stał milcząc, nadal oparty o framugę; oczy mu się szkliły. Nie udało jej się do niego
dotrzec.
- Wiem, że jestem tylko żałosną istotą - powiedziała - ale ty mi dałeś szczęście,
Freddie. Nie uważaj się za kompletnego łajdaka i wykolejeńca.
- %7łałosną istotą! - zawołał. - Klaro, jesteś jedyną piękną częścią mojego życia. W
moich oczach stałaś się piękna. Gdyby ciebie nie było, to myślę, że do tej pory mógłbym się
targnąć na swoje życie.
Jej także łzy napłynęły do oczu.
- Och, Freddie. - Westchnęła. - Kocham ciÄ™. Potrze­bujÄ™ ciÄ™.
- Nie wygląda na to, że się zmienię. Nie wydaje mi się, że mógłbym tego dokonać
samą siłą woli, Klaro. Szukałem możliwości zagrania w karty z jakimś chorobliwym lękiem.
Ganiałem za innymi kobietami, chociaż jedyną, której pragnę, jest moja żona. Jakże mogę ci
zaofiarować siebie? Jak mogę się zobowiązać, że będę dobrym mężem?
- Ale czy chcesz tego, Freddie?
- Tak - odparł.
- Dlaczego? - Zamrugała, by usunąć łzy z oczu.
- Bo cię kocham - odparł.
- W takim razie pozwól, że coś ci powiem. Coś, co właściwie wcale nie jest ważne, ale
wydaje mi siÄ™, że powinieneÅ› to usÅ‚yszeć. Freddie, jeÅ›li kiedykolwiek postÄ…­piÅ‚eÅ› ze mnÄ… zle,
to uważam, że zrobiłeś to oszukując mnie na samym początku oraz zdradzając mnie
bezustannie. Owszem, skrzywdziłeś mnie. Aleja ci przebaczam. I zawsze będę ci wybaczać,
jeśli mnie znowu skrzywdzisz. Dlatego, że cię kocham i wiem, że zawsze będziesz żałować,
gdy zbłądzisz. Nie możesz się już dłużej karać. Karząc siebie, mnie również karzesz.
- Czy cokolwiek osiągnę próbując, próbując i znowu próbując? Poddawać się i znowu
próbować? I tak w kół­ko? - zapytaÅ‚.
- Wydaje mi się, Freddie, że nie ma łatwiejszej drogi - odparła. - Jedynie poprzez
codzienny wysiÅ‚ek. ChcÄ™ ci pokazać, że to skutkuje. Obiecasz mi, że siÄ™ nie poru­szysz?
OparÅ‚a rÄ™ce na podÅ‚okietnikach fotela i mocno je za­cisnęła. UstawiÅ‚a lekko
rozchylone stopy na podłodze i przesunęła się bliżej brzegu fotela. Obserwowała podłogę
przed sobą i mocno się koncentrowała. Starała się zapomnieć o tym, że oprócz niej ktoś
jeszcze jest w po­koju. PróbowaÅ‚a zapomnieć, że tak bardzo ważny jest teraz fakt, żeby siÄ™ jej
udało. Odepchnęła od siebie ostrzeżenia Robina. Uniosła się odrobinę do przodu, cały ciężar
ciała opierając na rękach. A potem, gdy ręce miała już maksymalnie wyciągnięte, musiała
zmusić do pracy mięśnie nóg.
I wreszcie stanęła. Prosto i spokojnie, nawet się nie chwiała. Odwróciła głowę, bardzo
powoli, żeby nie stracić równowagi, i promiennie uśmiechnęła się do Fredericka.
- Nie mogę jeszcze chodzić. Właściwie nie powinnam nawet jeszcze stać. Robin byłby
bardzo rozgniewany, gdyby się dowiedział. I w dodatku nie mam pojęcia, w jaki sposób mam
z powrotem usiąść. Freddie, proszę, podejdz teraz do mnie. Jesteś mi potrzebny.
Po raz pierwszy od chwili gdy się obudziła, Freddie się poruszył. Lotem błyskawicy
przemierzył pokój i chwycił ją w objęcia, zanim jeszcze skończyła mówić. Zciskał ją tak
mocno, że nie musiała się już podpierać.
- Och, kochana moja - szeptaÅ‚ jej we wÅ‚osy. - Kocha­na, kochana, kochana! [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl