[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyskoczy?! Jakbym wiedział, bym to
gówno zmienił wczoraj!
- Nic nic, jedzmy, coś w tym
Garwolinie przecież się zobaczy...
Zastępca dyrektora Ośrodka
siedział przy stoliku jak skamieniały i
miał trudności z wydobyciem głosu.
Gwar w kawiarni wybuchł na nowo.
- Jak to...?! - krzyknął ktoś z
oburzeniem.
- Granda! - darł się ktoś inny. -
Balonów z nas zrobili...!
- Kretyńskie dowcipy...!
- Ale polka, ludzie! A już wszyscy
uwierzyli w tych Marsjan...!
- Pan wierzy w ten komunikat?
Chcą to utrzymać w tajemnicy, na pewno
mają jakieś przyczyny...
- Pan ma rację, to jest fałszywy
komunikat dla zagranicy! Ja panu
mówię, rzecz w tym, żeby wprowadzić
w błąd Amerykę! Ja ich widziałem na
własne oczy, to wcale nie był
helikopter!
- No i co z tego, każdy ich
widział! Przebrani byli, słyszał pan...!
- Pan wierzy we wszystko, co pan
słyszy...?
- Przecież mówią, że można
obejrzeć...!
- Pan ogląda, kto panu nie da...?
- Ale broń mieli...!
- Jaką broń, co za broń, zabiło
kogo...?!
- Ja od razu mówiłem, że to
podejrzane...! Zastępca dyrektora
Ośrodka odzyskał wreszcie zdolność
mowy.
- Ja-ja-ja-ja-jak to to to... -
powiedział z wysiłkiem. - Ośro... ośro...
ośrodek...? Myyy...?
Zabrzmiało to trochę jak krowi ryk
i fotoreporter się zainteresował.
- Proszę? - spytał zachęcająco. -
Co pan ma na myśli?
Zastępca dyrektora ze
zdenerwowania nie mógł przestać się
jąkać.
- Oś-oś-oś-rodektototozor-
gagagaga-nizował...? Us-us-us-łyszaaaa-
łem. Rararadio... Dedede... menti... Czy-
czy-czy ja do-do-do-brze sły... szałem...
- Dobrze pan słyszał, oczywiście.
A co mieli powiedzieć? Wasz ośrodek
ma prawo do eksperymentów.
Zastępca dyrektora chciał się
zerwać z krzesła, ale powstrzymała go
sekretarka, przyzwyczajona do
łagodzenia reakcji zwierzchników.
- Niech pan siedzi spokojnie,
panie dyrektorze, i niech pan się nie
przyznaje, kim pan jest. Tu nikt tego nie
wie, nie kojarzą pana. Nie można było
powiedzieć, że prasa, bo dziennikarzy
na rynku wszyscy rozpoznali i mogliby
ich pobić, a panu przejdzie ulgowo.
Może nawet dostanie pan pochwałę za
udaną akcję, tylko sprawozdanie trzeba
będzie napisać.
Szum w głowie zastępcy dyrektora
i dziwne drgawki wewnętrzne nieco
złagodniały. Słowo sprawozdanie
dokonało cudu, sprowadzało całą aferę
do przeciętności, stanowiło sedno pracy
każdej instytucji, było doskonale
znajome. Miał z nim do czynienia na co
dzień. W sprawozdaniu można było
każdego kota wykręcić ogonem w
dowolną stronę, a raz przynajmniej nie
musiał nic wymyślać, treść miał gotową.
Nagle ujrzał tę drugą, jaśniejszą
stronę medalu i jąkanie mu przeszło jak
ręką odjął.
- No tak, no tak... Jest w tym
sens... Ale może należało przedtem
uzgodnić... No nic, wszystko jedno. No
dobrze, niech będzie, że to my. Ale w
takim razie zbadajmy wszystkie reakcje!
Wyjdzmy do ludzi! Gdzie pan
Zdzisław?!
- Zaraz będzie, bo pewnie z
Krzysiem przyjedzie...
Sekretarz redakcji i socjolog
rzeczywiście przyjechali, ale nie mogli
się przedostać do wnętrza kawiarni, bo
zamieszanie na rynku wzrosło. Uliczne
głośniki, zbyt pózno przełączone, podały
tylko część wiadomości i zapanowała
dezorientacja.
- Ludzie, wszystko pić na wodę! -
wykrzykiwał ktoś, wychylony z okna. -
Radio podało, że to lipa! Dziennikarze
dla pucu się przebrali!
- Jak to...?!
- Coś pan?! Radio łże!
- Co mówili przez radio? Pan
powtórzy!
Z kawiarni zaczęli wybiegać
ludzie, którzy słyszeli cały tekst.
- Przez radio podali, że to było
fikcyjne lądowanie! Zamaskowali
helikopter i symulowali lądowanie z
kosmosu! To byli zwyczajni ludzie!
- Patrz pan, a jak dobrze
podrobieni...!
- Niemożliwe!
- %7ływa granda! W konia naród
zrobili!
- Panie, co się dzieje, jak rany? To
Marsjanie lądują, to znów mówią, że
ludzie... Co jest?
- Oszustwo, człowieku, nic innego,
jak zwykle...
- Ale jakie tam ludzie, jak to były
ludzie, to czego tak się kota bały? %7łeby
psa, to jeszcze, ale kota...?
- A pewnie! Wszyscy widzieli!
Kota zobaczyły i chodu! I zara
nasmrodzili tem gazem...
- Coś tu całkiem nie gra, w konia
robią cały naród!
- Radio gada, wielkie mi co! -
powiedziała gniewnie kasjerka z poczty.
- Jak powiedzą, że cukru nie zabraknie,
to dzień mija i jednego okrucha nie
uświadczy! Zawsze na odwrót. Ja tam w
radio nie wierzę!
Na progu apteki ukazał się
kierownik, bliski apopleksji.
- Oszustwo! - chrypiał z furią. -
Skandal! Wariatów robią z poważnych
ludzi! Ja wzywałem straż pożarną! Ja ich
podam do sądu...!
- Ejże! - przerwał mu
ostrzegawczo stojący akurat obok
schodków kierownik miejscowego
SANEPID-u. - A skąd pan wie, które?
- Co które?
- Które to oszustwo? Lądowanie
czy komunikat? Słyszał pan kiedy, żeby
przez radio prawdę powiedzieli?
Kierownik apteki zawahał się,
zdenerwował jeszcze bardziej, zawrócił
do wnętrza i chlupnął sobie kolejną
porcję kropli walerianowych.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]