[ Pobierz całość w formacie PDF ]
widzenia prawa budowlanego. A poprzednio mieszkał na rogu Koszykowej i Mokotowskiej&
Wyprowadził się dwa lata temu i mieszkanie czekało& Budynek oddany do użytku w czwartym
kwartale sześćdziesiątego roku!
A poprzednio mieszkał&
Rany boskie, cieć! To jest człowiek, który wie wszystko o lokatorach. Natychmiast ciecia!
Niech Pan Bóg da zdrowie wszystkim autorom powieści kryminalnych, żywym i martwym,
razem wziętym. Z sercem przepełnionym wdzięcznością i uwielbieniem dla wyżej wymienionych
autorów ruszyłam na podbój tajemnicy. Ruszyłam dwukierunkowo: raz na obecne mieszkanie,
bo znowu nie oddajemy budynków do użytku na setki, i to w dodatku nietypowych, dwa na byłe
mieszkanie, bo z nowego budownictwa ludzie się tabunami nie wyprowadzają.
Miałam jeszcze dwa dni urlopu, które mogłam swobodnie wykorzystać na tę niezwykłą
rozrywkę. Pierwszy raz w życiu przytrafiła mi się taka atrakcja i w gruncie rzeczy byłam temu
człowiekowi gorąco wdzięczna za nieoczekiwane i nadprogramowe urozmaicenie szarej
rzeczywistości. Prawdopodobnie nawet nie przypuszczał, jaką przyjemność mi robi.
Zacząwszy od Wydziału Architektury Dzielnicowej Rady Narodowej, przez projektantów, bądz
co bądz, kolegów po fachu, dotarłam do inwestorów budynków mieszkalnych. Projektanci
zaprzysięgli się na klęczkach, że żaden z nich nigdy w życiu nie wymyślił takiej idiotycznej klatki
schodowej, więc w końcu musiałam im dać spokój i wzięłam się za DBOR. DBOR inwestuje
wszystkie mieszkaniówki, z wyjątkiem bardzo nielicznych, należących do jakichś specjalnych
instytucji, i tu miał prawo zaistnieć ten wypadek, ale musiałam się o tym upewnić. Pierwszego dnia
już nie zdążyłam; skończyły się godziny pracy, więc zmieniłam kierunek i uderzyłam na cieciów.
Każdego interesowały przyczyny moich dociekań, wobec tego musiałam coś wymyślić. No i
wymyśliłam szalenie wzruszającą historię o tym, jak przed trzema laty zginął mi Orland szalony
Ariosta, biały kruk, wydanie z osiemnastego wieku, którego pewien mój przyjaciel zostawił przez
pomyłkę u swoich znajomych. Przyjaciela musiałam jakoś unieszkodliwić, żeby się nikt nie dziwił,
że go o to nie pytam, więc wysłałam go do Iraku, gdzie szczęśliwie wybuchła rewolucja,
uniemożliwiająca jakiekolwiek kontakty. Ja tych jego znajomych nie znam, nie wiem nawet, jak się
nazywają, wiem tylko, gdzie mieszkali przed trzema laty. Słyszałam o nich mnóstwo plotek
towarzyskich i teraz padam ofiarą dyskrecji i taktownych ludzi, którzy, plotkując, nie wymieniają
nazwisk. Cóż, normalna rzecz, nomina sunt odiosa. A Ariosta muszę natychmiast odzyskać, bo
należał nie do mnie i jego właściciel właśnie wraca z zagranicy. Bezwzględnie muszę go zwrócić,
jak ja inaczej będę wyglądała, zagubić taką cenną rzecz, istna rozpacz!
Bóg raczy wiedzieć, czy w ogóle pęta się gdzieś po Polsce jakiś egzemplarz Orlanda
szalonego z osiemnastego wieku, ale miałam nadzieję, że nie trafię na żadnego bibliofila, a z
przeciętnych ludzi na pewno też nikt tego nie wie. Opowiadałam tę historię, komu tylko się dało,
wzbogacając ją coraz to nowymi szczegółami, aż wreszcie sama w to uwierzyłam i nie musiałam
już udawać rozpaczy. Nieomal że miałam łzy w oczach. Powtarzałam też systematycznie wszystkie
plotki o poszukiwanych, że mieli te trzy pokoje, że się rozwiedli i wyprowadzali kolejno, podając
przybliżoną datę, kiedy to było. Moje zainteresowanie brzmiało na pewno szczerze, choć jedyne, co
w tej opowieści było prawdziwe, to fakt, że nie znałam nazwiska tych państwa. Wszyscy mi
wierzyli i wyrażali swoje najgłębsze współczucie, ale co z tego, skoro ciecie, jak jeden mąż,
zaprzysięgli się, że w tym domu nie ma ani jednego trzypokojowego mieszkania. Szóstym zmysłem
wiedziona, nie uwierzyłam cieciom i postanowiłam odwiedzić jeszcze biuro meldunkowe. Uparłam
się jak kozioł w kapuście.
Następnego dnia udałam się przede wszystkim do DBOR u. Tutaj wzruszające opowiadanie o
Orlandzie szalonym było całkowicie nie na miejscu i musiałam wymyślić coś innego.
Wymyśliłam już wcześniej, a uzupełniłam sobie po drodze zagadnienia społeczno mieszkaniowe,
którymi interesuje się jedna z bardzo poważnych państwowych instytucji. Jeden z pracowników tej
instytucji rozmawiał kiedyś z kimś spotkanym w pociągu o mieszkaniach w nowym budownictwie i
ten ktoś opowiadał o budynku, którego lokatorzy są bardzo zadowoleni. Instytucja poleciła mi
odnalezć to curiosum, ponieważ to był pierwszy wypadek w dziejach naszego budownictwa, żeby
mieszkańcy nowego budynku byli z niego zadowoleni. Pracownik instytucji, prawdopodobnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]