[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kilka dni po oświadczynach.
W ostatnich tygodniach rzadko go widywała. Przypuszczała, że załatwia więcej
spraw niż zwykle, by wygospodarować czas na podróż poślubną.
Nawet wtedy, gdy zostawał w Rivermeadows, żegnał ją zawsze przed drzwiami
sypialni.
Ponieważ intensywnie pracowała nad książką, żeby skończyć ją w terminie, a dwie
matki wciąż konsultowały z nią szczegóły planowanej ceremonii, w gruncie rzeczy cie-
szyło ją, że Bryn zostawił ją w spokoju. Równocześnie dziwiła ją jego wstrzemięźliwość.
Albo krępował się matki, choć bez oporu zostawiała ich sam na sam, albo też nie
bardzo zależało mu na fizycznej bliskości. Jeśli gdzieś wychodzili, to zawsze ze znajo-
mymi, ponieważ Bryn chciał, żeby ich poznała. Ze swoimi straciła kontakt po wyjeździe
z Nowej Zelandii, toteż niewielu zaprosiła na ślub.
Przyjęcie zorganizowano w ogrodach Rivermeadows. Na szczęście pogoda dopi-
sała, choć na wszelki wypadek nad trawnikiem rozpięto płócienny dach.
Rachel rozpoznała wśród osób składających życzenia Samanthę Magnussen, ubra-
ną w elegancki kostiumik i stylowy różowy kapelusz.
- Nie miałyśmy okazji się poznać - oświadczyła Samantha. Najwyraźniej nie pa-
miętała przelotnego spotkania w poczekalni biurowca. - Bryn to mój dobry przyjaciel -
dodała, całując go w usta. Właściwie tylko go cmoknęła, lecz potem jeszcze pogłaskała
po torsie. - Gratuluję, kochany. Nie przypuszczałam, że to zrobisz. Podobno nawet naj-
trwalsze drzewo w lesie kiedyś padnie.
- Myśl, godna filozofa - skomentował Bryn ze śmiechem, przyciągając Rachel bli-
żej ku sobie. - Jestem bardzo szczęśliwy.
- Na pewno - odparła, obrzuciwszy Rachel chłodnym, taksującym spojrzeniem. -
Tylko czy ona wie, co bierze?
- Oczywiście - wtrąciła Rachel. - Znam Bryna od dziecka.
Samantha wyglądała na zaskoczoną, lecz nadal prezentowała promienny uśmiech.
- Życzę wam szczęścia na nowej drodze życia.
Nim odeszła, podniosła wzrok na Bryna. Rachel najchętniej zapytałaby go, co
oznaczało jej wystąpienie, lecz zaraz następna osoba podeszła z życzeniami. Po odebra-
niu ostatnich już nie wypadało wracać do tematu, bo wyszłaby na zazdrośnicę.
Dzień minął jak we śnie. Mimo że Bryn nie odstępował jej na krok, wciąż musiała
sobie przypominać, że oto została jego żoną. Gdy uprzątnięto stoły z obszernego holu,
trzyosobowy zespół zagrał do tańca. Rachel niemal frunęła nad parkietem.
Po weselu zmieniła strój na codzienny. Bryn zawiózł ją do swojego mieszkania w
Auckland. Następnego dnia odlatywali do ekskluzywnego letniego domku na dalekiej
północy kraju.
W drodze wymienili spostrzeżenia na temat niektórych gości. W końcu Rachel nie
powstrzymała ciekawości:
- Nie wiedziałam, że Samantha Magnussen to twoja bliska przyjaciółka - rzuciła
pozornie lekkim tonem.
- Skąd to przypuszczenie?
- Czy każdego znajomego nazywa „kochanym"?
- Podejrzewam, że niejednego - roześmiał się Bryn. - Chętnie używa kobiecego
wdzięku, by osiągnąć, to co chce, ale pod maską kokietki skrywa twardy charakter i że-
lazną wolę. Trochę mi przypomina mamę. Podziwiam jej stanowczość.
Rachel nie skomentowała wyjaśnienia. Bryn zerknął na nią z ukosa z wyraźnym
rozbawieniem.
- Chyba nie jesteś zazdrosna? Mamy zbyt podobne charaktery, by czuć do siebie
pociąg. Dwie władcze osobowości nie stworzyłyby udanego związku.
Po krótkim namyśle Rachel uznała, że może mu wierzyć. Nie wątpiła, że gdyby
okazał zainteresowanie, Samantha by go nie odtrąciła. Skoro jednak to ją, Rachel, wybrał
na żonę, nie widziała powodu do zazdrości.
Po zaparkowaniu samochodu wjechali windą na piętro. Bryn zaniósł do sypialni jej
torbę podróżną, stanął przy wielkim łożu i zwrócił ku niej twarz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]