[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marszcząc brwi, przerzucił stertę papierów na biurku, zdziwiony i zakłopotany. Po-
woli się uspokajał i odzyskiwał zwykłą pewność siebie. Nie mógł jednak zrozumieć na-
stawienia Jasona Tavernera. Dla niego dziecko było najważniejsze; ono oraz oczywi-
ście miłość do jego matki; to było esencją jego życia.
Przez jakiś czas jedli bez słowa, nagle pozbawieni jakiejkolwiek więzi między sobą.
W tym budynku jest bar powiedział w końcu Buckman, wypiwszy szklankę
podrabianej chińskiej herbaty ale jedzenie tam jest trujące. Chyba wszyscy pracow-
nicy mają krewnych w obozach pracy. Mszczą się na nas.
Wybuchnął śmiechem. Jason Taverner nie uśmiechnął się.
Panie Taverner rzekł Buckman, ocierając usta serwetką. Zamierzam pana
wypuścić. Nie zatrzymuję pana.
Dlaczego? spytał Jason, wpatrując się w niego.
Ponieważ nic pan nie zrobił.
A podrobione dokumenty? To przestępstwo.
Mam prawo uchylić dowolne oskarżenie odparł Buckman. Sądzę, że zmusiła
pana do tego sytuacja, o której nie chce mi pan nic powiedzieć, ale którą rozumiem.
Dziękuję rzekł Jason po chwili.
Każdy pański krok będzie jednak monitorowany elektronicznie. Nigdy nie zosta-
nie pan sam, z wyjątkiem własnych myśli, a może nawet i nie. Każdy, z kim nawiąże pan
kontakt, zostanie tu sprowadzony i przesłuchany... tak jak teraz ta mała Nelson. Nachy-
lił się do Jasona Tavernera i mówił powoli i wyraznie, żeby Jason wysłuchał go i zrozu-
miał. Uważam, że nie wycofał pan żadnych danych z żadnych banków, publicznych
czy prywatnych. Myślę, że nie rozumie pan swojej sytuacji. Jednak... wyraznie pod-
niósł głos prędzej czy pózniej zrozumie ją pan, a kiedy to nastąpi, chcemy przy tym
być. Dlatego zawsze będziemy z panem, dobrze?
Jason Taverner wstał.
Czy wszyscy siódmacy myślą w ten sposób?
W jaki sposób?
Podejmują stanowcze, istotne, szybkie decyzje, tak jak pan. Podziwiam sposób,
w jaki zadaje pan pytania, słucha Boże, jak pan umie słuchać! a potem wyrabia
sobie zdanie na dany temat.
96
Nie wiem odparł szczerze Buckman bo tak rzadko kontaktuję się z innymi
siódmakami.
Dziękuję powiedział Jason. Wyciągnął rękę; uścisnęli sobie dłonie. Dzięki za
posiłek.
Teraz wyglądał na spokojnego, panował nad sobą. Chyba czuł ulgę.
Czy mogę stąd tak po prostu odejść? Jak mam wyjść na ulicę?
Będziemy musieli zatrzymać pana do rana odpowiedział Buckman. Takie
są przepisy. Podejrzanych nigdy nie zwalnia się w nocy. Zbyt wiele może się zdarzyć na
ulicach po zmroku. Dostanie pan pryczę i pokój; będzie pan musiał spać w ubraniu...
a o ósmej rano Peggy odprowadzi pana do wyjścia.
Buckman wcisnął przycisk interkomu i polecił:
Peggy, na razie zabierz pana Tavernera do aresztu; wypuść go dokładnie o ósmej
rano. Zrozumiano?
Tak, panie Buckman.
Generał Buckman, rozłożywszy ręce, rzekł z uśmiechem:
To wszystko. Na tym skończyliśmy.
17
Panie Taverner powtarzała Peggy. Proszę wstać, ubrać się i pójść za mną do
biura. Zaczekam tam na pana. Niech pan wejdzie w niebiesko-białe drzwi.
Stojąc nieco z boku, generał Buckman przysłuchiwał się głosowi dziewczyny; był
miły i energiczny, wydawał mu się przyjemny i domyślał się, że Tavernerowi również.
Jeszcze jedno powiedział Buckman, zatrzymując rozchełstanego, zaspanego Ja-
sona, który ruszył do niebiesko-białych drzwi. Nie mogę odnowić pańskiej przepust-
ki, jeśli anuluje ją któryś z niższych rangą funkcjonariuszy. Rozumie pan? Musi pan zło-
żyć podanie, zgodnie z przepisami, o zestaw niezbędnych dokumentów. To będzie wią-
zało się z intensywnym przesłuchaniem, ale... klepnął Jasona w ramię szóstak da
sobie z tym radę.
W porządku rzekł Jason Taverner. Opuścił biuro, zamykając za sobą niebie-
sko-białe drzwi.
Herb, upewnij się, że podrzucili mu zarówno mikronadajniki, jak i heterostatycz-
ną głowicę bojową klasy osiemdziesiąt, tak żebyśmy mogli go śledzić i w każdej chwili
zniszczyć, jeśli zajdzie taka konieczność powiedział Buckman do interkomu.
Mikrofon również? spytał Herb.
Tak, jeśli zdołacie przyczepić mu go tak, żeby nie zauważył.
Każę to zrobić Peggy powiedział Herb i wyłączył się. Czy gdyby oprócz mnie
i McNulty ego sprawą zajęli się jeszcze Mutt i Jeff, zdobyliby więcej informacji? zada-
97
wał sobie pytanie. Doszedł do wniosku, że nie, ponieważ ten człowiek sam nic nie wie.
Musimy zaczekać, aż rozwiąże tę zagadkę... i być przy nim, fizycznie lub elektronicznie,
kiedy to nastąpi, tak jak mu mówiłem. Mimo wszystko obawiam się, że mogliśmy natra-
fić na coś, co szóstaki robią wspólnie, nie bacząc na wzajemne animozje.
Ponownie wcisnął guzik interkomu i polecił:
Herb, niech przez dwadzieścia cztery godziny na dobę obserwują tę piosenkar-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]