[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poważniejszego...
- Niestety, to wszystko co mamy - powiedział Stiepan
- Może gdzieś w tych murach ukrył szyfr - pan Tomasz w zadumie zabębnił placami
po blacie. - Macie jeszcze jakieś pamiątki po nim?
- Kilka książek, głównie literatura piękna. Niestety, żadnych jego autorstwa.
Ubolewamy nad tym...
- A może wiecie, gdzie mieszkał przed wojną? - podsunąłem.
Rozłożył bezradnie ręce.
- Macie jakąś listę członków z lat dwudziestych? - spytał szef. - Może tam
odnotowano adres?
- Zaraz sprawdzę.
Wydobył opasłe tomisko oprawione w szare płótno. Kartkował je dłuższą chwilę.
- Niestety - pokręcił głową. - Jest odnotowany jako członek naszego stowarzyszenia...
O, proszę, nawet więcej. Był członkiem założycielem, zwolnionym z konieczności opłacania
składek, ale i tak płacił... Pewnie często siedział w tym pomieszczeniu, tu odbywały się
posiedzenia... A mimo to niewiele o nim wiemy... Zaraz...
Wygrzebał protokoły posiedzeń. Tu nazwisko Rychnowskiego pojawiło się kilka razy.
Przyznawał zapomogi ubogim wynalazcom, reprezentował kogoś w sporze z magistratem,
występował z interpelacją w sprawie ochrony patentowej...
- Myślę, że musiał pokazywać kolegom swoje urządzenie - rzekł szef. - A skoro
przekazał wam swoje archiwum... Nie macie gdzieś na strychu jego maszyny?
- Nie, na pewno nie - zapewnił Miedwied. - Robiliśmy tam w zeszłym roku
inwentaryzację. Wtedy znalezliśmy ten model maszyny elektrodynamicznej... I niestety nic
więcej... Chciałbym pomóc, ale tu kończy się moja wiedza.
Uznaliśmy, że pora się zbierać.
Poszliśmy na podwieczorek do odwiedzonej poprzednio smażalni kurczaków. Ja z
szefem jedliśmy pączki, a nasz znajomy fizyk skubał bez przekonania kawałek szarlotki.
Widelec trzymał w jednej ręce, drugą ciągle pisał wzory w notesie.
- A jednak się nie obraca - stwierdził triumfalnie zamykając kajet.
Szef popatrzył na niego łagodnie.
- A jakie to ma znaczenie? - zapytał.
- Trzeba będzie zmieniać podręczniki - wyjaśnił z zadowoleniem Marek. - A
dokładniej mówiąc, wiem, że się obraca, tylko że z wyliczeń wychodzi co innego... A nie ma
w nich błędu. Sprawdzam już chyba dwudziesty raz. Zwietna zabawa do wkurzania fizyków i
matematyków...
W tym momencie do naszego stolika podszedł wysoki mężczyzna w ciemnym
garniturze. Wyglądał na agenta.
- Można się dosiąść? - zapytał po polsku z prawie nienagannym akcentem.
Szef wskazał mu gestem krzesło.
- Nazywam się Bohdan Krawczuk - przedstawił się - Mam przyjemność z panem
Tomaszem N.N., Pawłem Dańcem i panem Markiem Kościuszką?
- Czym możemy służyć? - zapytał Pan Samochodzik
- Jestem przedstawicielem kontrwywiadu Ukrainy - wyjaśnił spokojnie.
Na brzegu stolika położył legitymację. Spojrzeliśmy na niego zaskoczeni.
- Wiem, że przybyli panowie szukać śladów wynalazku inżyniera Rychnowskiego.
Pan Tomasz zachował kamienną twarz.
- Skąd to przypuszczenie? - zapytał.
- Och, to proste - wyjął gazetę sprzed dwu dni. - Polski rząd powołał komisję do spraw
odnalezienia dorobku inżyniera... Kogo mógł postawić na jej czele, jeśli nie najlepszego
detektywa, wyspecjalizowanego w poszukiwaniach zaginionych dzieł sztuki, oraz jego
podwładnego - skinął głową w moją stronę. - Oczywiście na wypadek, gdyby panowie coś
znalezli, do zabezpieczenia urządzeń i zrozumienia zasad ich działania dostaliście do pomocy
błyskotliwego, choć znanego z ekscentrycznych wystąpień fizyka - skłonił się Markowi.
Uniosłem brwi z uznaniem. Niezły mają wywiad...
- Czego pan oczekuje? - zaciekawiłem się.
- Zasadniczo nie podoba nam się, że sąsiedni kraj przysyła na nasze ziemie swoich
agentów - powiedział twardo. - Jesteśmy niepodległym państwem, które nie może pozwolić
sobie na tego typu ustępstwa.
- Deportujecie nas? - zainteresowałem się.
- Nie. Nie mamy jednoznacznych dowodów, że faktycznie to wy jesteście członkami
tej komisji. Ale będziemy wam deptać po piętach.
- Grzebanie w archiwach nie jest chyba zabronione? - zagadnął szef.
- Oczywiście że nie, to wolno każdemu - mruknął agent. - Ale będziemy wam patrzeć
na ręce. Poza tym, żeby już grać w zupełnie otwarte karty, powiem, że nie wy jedni
przejawiacie zainteresowanie inżynierem...
- Załóżmy, oczywiście hipotetycznie, że faktycznie interesujemy się wynalazkiem
Rychnowskiego - szef gładko uniknął pułapki. Agent uśmiechnął się z uznaniem. - Kogo
jeszcze może obchodzić sprawa sprzed siedemdziesięciu lat?
- Wedle naszych informacji, białoruskie KGB żywo się nią interesuje.
- A wasze służby? - zaryzykowałem pytanie.
- Nasze nie... Z opisów doświadczeń dawno już wiemy, o co chodziło w tym odkryciu.
Zresztą jako fizyk z wykształcenia z grubsza jestem w stanie określić, jakiego typu zjawiska
wytwarzał Rychnowski. I nie ma w nich nic tajemniczego.
- Fizyk z wykształcenia - uśmiechnął się Marek. W jego oczach zabłysły diabelskie
ogniki. - Mam pewien problem, którego sam nie mogę rozgryzć...
Podsunął mu kajet. Bohdan spokojnie przeleciał wzrokiem wzory. Zrobił to z pozoru
obojętnie, ale nieoczekiwanie drgnął.
- Wot te na! - mruknął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl