[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wrażenia, to postaram się załatwić ci coś w tym stylu. W zamian, bardzo proszę, nie
udawaj bohatera sensacyjnego kina familijnego i nie plącz się, gdzie nie musisz.
- O, dlaczego nie? - Kluczyki wreszcie się znalazły.
- Dlatego, drogi przyjacielu, że w realnym życiu nie zawsze mamy happy end, a
poza tym, jak widzisz, nie wszyscy go dożywają. - Coś zatrzeszczało. - Muszę się
wyłączyć. Cześć! - zakończył nagle.
Reising wsiadł do swojego bezpiecznego, granatowego SUV-a w nadziei, że
inspektorowi Staniszowi nie stało się nic złego. Cóż, przecież Stany Zjednoczone to
raczej spokojny kraj.
Zanim jednak włożył kluczyk do stacyjki, zadał sobie proste pytanie. Dokąd
właściwie ma teraz jechać? Z kim powinien porozmawiać?
Nie umiał odpowiedzieć.
Kilka godzin temu ktoś z zimną krwią zamordował człowieka. Przyjaciela
kogoś, kogo wczoraj zabił w spektakularny sposób. Bezkarnie straszy i napada ludzi.
Najpierw zrzuca ze schodów dla okrutnej zabawy, a dzisiaj w taki sam sposób
pozbawił życia? Czasem przychodził SMS, a kiedy indziej nie. Czyżby dwie różne
osoby zaatakowały jednocześnie? Trudno to sobie wyobrazić. Na wszelki wypadek
zapytajmy jeszcze raz, co takiego właściwie uczynił Sylwester Płonin?
Z zamyślenia wyrwały Reisinga przyjemne dzwięki, którymi telefon zachęcał
go do rozmowy.
Dzwonił Mikołaj. Został zatrzymany z powodu dokonania napadu. Wprawdzie
bez broni, natomiast z jednoznacznym i częściowo wykonanym zamiarem pobicia.
- O, Jezu! - To wszystko, na co Janka było stać.
Przynajmniej jeden problem z głowy. Teraz dokładnie wiedział, gdzie i po co
ma jechać.
*
- Dodzwoniłam się do Roberta - mówiła trochę zmęczonym głosem pani Irmina
- i wzięłam od niego numer Sandry. Mam takie wrażenie, że jakoś dziwnie ze mną
rozmawiał.
Magda Płonin nieufnym spojrzeniem obdarzyła sałatkę, którą ciotka nałożyła na
jej talerzyk.
- Mógł być zajęty. Przecież pracuje.
Siostra profesora głęboko westchnęła.
- Może i był, ale myślę, że bardziej zdenerwowany. A on potrafi się opanować.
Mimo swojego temperamentu. Azjatycko południowego.
- Wiesz, kiedyś mi się wydawało, że razem śmiesznie wyglądamy. Rysy mamy
strasznie podobne, tylko te jego oczy inaczej osadzone i czarne z lekko niebieskimi
białkami. - Magda skrzywiła się, przełykając. - Dałaś winegret zamiast majonezu w
trosce o moją linię? Mam wyglądać jak ta cała Sandra, bogini?
Irmina Dobrzyńska popatrzyła na nią z uśmiechem.
- Zawsze byłaś zadziorna, zwłaszcza wobec ojca. Co mu zresztą nie
przeszkadzało, bo cię uwielbiał. A jeśli chodzi o Sandrę, to akurat bardzo się do niej
przekonałam. Rzeczywiście, na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie skoncentrowanej
na sobie i na swoim wyglądzie...
- Na drugi i trzeci też - wtrąciła jej siostrzenica, biorąc łyk zielonej herbaty.
- Ale naprawdę ma zupełnie inne priorytety. Dużo czasu poświęca pracy i o
Robercie myśli całkiem poważnie. To udany związek. A dzisiaj, kiedy chciałam od
niej numer telefonu jej koleżanki, Anety, która sprzątała u Sylwestra, okazało się, że
w sobotę to właśnie ona, Sandra, po cichu ją zastąpiła.
- Bohaterstwo - ogłosiła Magda, oblizując łyżkę. - Do twojej sałatki się,
owszem, przekonałam. Do dziewczyny Roberta, sorry, ale nie mogę.
- Dziecko Anety zachorowało - ciągnęła niezrażona ciotka - więc rzuciła
wszystko i wykonała za nią całą robotę. W dodatku na dwieście procent, bo
mieszkanie lśniło, jak nigdy przedtem.
- I bardzo dobrze.
- Niestety, nie zauważyła niczego, co mogłoby mieć znaczenie.
- No, to znaczy, że się nie przydała - zawyrokowała córka profesora,
podchodząc do otwartego okna. - Jezu, zobacz, kto do nas idzie!
Po wyłożonym lśniąca kostką i otoczonym zadbanymi klombami chodniku,
stukając obcasami, w stronę ich bloku szybkim krokiem zmierzała pani Teresa
Chociej.
- Akurat przechodziłam, czy można na chwilę? - wygłosiła do domofonu.
Obie kobiety z kuchni, gdzie najbardziej lubiły rozmawiać, przeniosły się do
dużego pokoju. Tam też pani Irmina wprowadziła szwagierkę i zaproponowała
szklankę soku.
- Już zapomniałam, moja droga, jak ładnie mieszkasz. Osobiście uważam, że
rodzina powinna odwiedzać się tak często, jak tylko czas pozwoli. - Wystudiowanym
ruchem założyła nogę na nogę. - Chciałam powiedzieć, że jestem bardzo poruszona
tym, co stało się wczoraj, jak również kolejnymi wydarzeniami. - Westchnęła
głęboko. - Wypadek profesora Bogockiego to przeogromna strata. Dla nauki i dla
nas. A kiedy usłyszałam, Irmino, o włamaniu, po prostu nie mogę przyjść do siebie.
Czy coś zginęło?
- Nie wiadomo. - Magdalena wzięła na siebie ciężar rozmowy. - A po co
dokładnie pani przyszła?
Siostra profesora ze zgrozą wzniosła oczy ku górze, ale pani Chociej nie
zmieszała się. Starannie wygładziła brzeg serwetki.
- Pomyślałam, że ponieważ w rodzinie nie ma tajemnic, to na pewno dowiem
się od was czegoś bliższego o panu Tomaszu Jakubku.
- Słucham? - Młoda kobieta patrzyła na nią w sposób niewróżący niczego
dobrego. - A na co on pani?
- No, cóż. - Pani Teresa wzruszyła ramionami. - Przypadkowo
zaobserwowałam, że moja córka się z nim spotyka. Osobiście jestem zdania, iż w tej
sytuacji powinnam wiedzieć o nim coś więcej.
Irmina Dobrzyńska załamała ręce.
- Dajże spokój! Adrianna jest dorosła i jeżeli z nim ze dwa razy rozmawiała, to
nie powód do wyciągania jakichkolwiek wniosków.
- Zupełna racja - odparła z godnością jej szwagierka.
- Jednak ja osobiście wiem, że sytuacja przedstawia się nieco inaczej.
Magda Płonin obdarzyła ją promiennym uśmiechem.
- Ja panią rozumiem. I osobiście informuję, iż pan Jakubek to znakomicie
prosperujący biznesmen stanu wolnego. Jego maniery są również nienaganne. Czy
coś więcej panią interesuje?
- Dość jednostronnie podchodzisz do tematu, moja kochana. - Teresa Chociej
poprawiła zdobiące jej dekolt korale. - Ale przyznam, że mnie osobiście te
informacje na razie wystarczą. Adunia jest inteligentna i sama będzie o sobie
decydować.
*
- Tak, wiem, jestem kryminalistą. - Mikołaj nerwowo szukał w kieszeniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl