[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tarcza śmigały w powietrzu tak szybko, \e z trudem mo\na było nadą\yć za nim wzrokiem. Cymmerianin miał
nadzieję, \e Bamula nie posunie się za daleko i nie pozbawi \ycia przeciwników.
Trzej następni wieśniacy zeskoczyli z brzegu na pla\ę. To wsparcie odbudowało nadwątlone siły
atakujących. Napastnicy rozbiegli się i zaczęli okrą\ać Conana odwróconego plecami do rzeki. Jeden z
nowych był jeszcze raczej chłopcem ni\ mę\czyzną i popisywał się młodzieńczą brawurą. Wbiegł do wody,
chcąc zajść Cymmerianina z tyłu.
Conan starał się patrzeć we wszystkich kierunkach naraz, gdy nagle usłyszał za sobą głośny plusk.
Przera\enie w oczach wieśniaków powiedziało mu wszystko, zanim jeszcze dobiegł go ryk hipopotama.
Cymmerianin wykonał szybki obrót i jednym skokiem wydostał się z kręgu wojowników. Któryś z
wieśniaków zamachnął się na niego, ale włócznia Conana przetrąciła mu nadgarstek. Napastnik zaskowyczał
jak kopnięty pies i zatoczył się do tyłu, ściskając zakrwawioną rękę drugą dłonią.
Hipopotam zaciskał ju\ wielkie szczęki na ciele chłopca. Cymmerianin dostrzegł jednak, \e za sprawą
jakiegoś kaprysu bogów nieszczęśnik dostał się między kły bestii. śaden z długich jak sztylet i ostrych niczym
brzytwa zębów nie drasnął ciała ofiary.
Conan wskoczył do rzeki, wzbijając fontanny wody. Jego uniesiona nad głową maczuga opadła z całą siłą
na nos potwora. Zwierzę cofnęło się i rozdziawiło paszczę.
Nawet mięśnie potę\nego ramienia Cymmerianina zaprotestowały, gdy chwycił chłopca za przepaskę na
biodrach i wyszarpnął z pyska hipopotama.
Drugą ręką wbił włócznię głęboko w podniebienie bestii.
Potwór zaryczał i wzburzył wodę, jakby cała ławica rekinów rzuciła się w szale na zdobycz. Próbował
kłapnąć paszczą i dosięgnąć młokosa, a potem Conana, ale mocno wbita włócznia nie pozwoliła mu zewrzeć
szczęk.
Cymmerianin ruszył do brzegu, trzymając chłopca w wyciągniętych ramionach. Obejrzał go i upewniwszy
się, \e nie został ranny, postawił na pla\y.
 Nic mu nie będzie  powiedział.  Poszukajcie czarownicy, \eby się nim zajęła, to wydobrzeje. Na
pewno poczuje się lepiej ni\ wy, kiedy następnym razem nazwiecie mnie władcą demonów!
Wieśniacy gapili się na niego z otwartymi ustami. W końcu jeden podbiegł do chłopca i objął go. Conan
zauwa\ył, \e mę\czyzna ma posiwiałe włosy i brodę.
Domyślił się, \e to ojciec młodzieńca.
Tymczasem hipopotam miotał się w płytkiej wodzie, próbując pozbyć się włóczni. Tkwiła za głęboko, by
mogła wypaść z rany, ale nie sięgnęła mózgu bestii.
Oszalałe z bólu zwierzę mogło przez wiele dni włóczyć się po rzece i zabić niejedną ofiarę, zanim samo
padnie. Conan przyklęknął, wziął kilka nowych włóczni i wrócił do wody.
Sięgała mu do kolan, kiedy usłyszał głośny okrzyk i plusk. Zanim zdą\ył się obejrzeć, gromada wiejskich
wojowników omal go nie przewróciła. Z trudem utrzymał równowagę. Wieśniacy otoczyli kołem hipopotama.
Dzgali go włóczniami i sztyletami i okładali maczugami, jakby walili w bęben.
Ryki konającej bestii słychać było zapewne właśnie z takiej odległość, jak ich bębny. W końcu martwe
zwierzę zaczęła unosić woda zabarwiona krwią. Dopiero wspólnym wysiłkiem i z pomocą Conana udało się je
odciągnąć od głównego nurtu rzeki.
 Nie porwał go prąd, ale mogą porwać krokodyle  ostrzegł Cymmerianin.  Lepiej wróćmy do wioski i
sprowadzmy więcej ludzi. Wojownicy go przypilnują, a kobiety poćwiartują mięso. Na Croma, nie po to
zmagałem się z tą bestią, by krokodyle miały ucztę!
Musiał to powtórzyć trzy razy, zanim Kubwande go zrozumiał. Ale nawet wtedy Bamula ociągał się z
odejściem. Ojciec chłopca nieskładnie podziękował Conanowi za uratowanie syna. Starszy mę\czyzna
nazywał się Bessu i był wodzem ni\szej rangi. Młokos miał na imię Govindue. Cymmerianin liczył na to, \e
obaj wstawią się za nim w Dolinie Martwego Słonia. Niewiele mógłby zrobić na ich ziemi, mając przed sobą
demony, a za sobą włócznie wieśniaków.
Conan zdą\ył przetrząsnąć zarośla, wśród których ukrywali się wieśniacy, ale niewiele znalazł. Tego się
zresztą spodziewał. Tylko jedna rzecz wzbudziła jego niepokój.
Zauwa\ył ślady prowadzące w kierunku krzaków i z powrotem. Nie były to odciski stóp wieśniaka  poznał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl