[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zbadał pomieszczenie, lecz nie znalazł żadnej broni. Zamiast tego było tu wszystko, co obiecała:
zastawiony stół, krzesła, szerokie zasłane łóżko.
Odłożył topór i bacząc by mieć go ciągle w zasięgu ręki, wypił łyk wody. Smakowała
zupełnie zwyczajnie.
 Rozbierz się&  powiedziała, gdy ugasił pierwsze pragnienie.  Tak długo na ciebie
czekałam.
Jej palce zaczęły się zwinnie poruszać po jego ubraniu. Odpięła mu pas i uklękła, by
rozsznurować buty. Wkrótce wspólnym wysiłkiem dokonali tego, że stanął przed nią nagi. Poczuł
nagły przypływ podniecenia. Jej oczy lśniły w niemym podziwie. Ujął ją w pasie.
 O Ishtar!  krzyknął.  Pozwól, że poskromię tę zdobycz.
 To boli, Conanie!
Puścił ją. Dotknęła jego ran.
 Chcę mieć zaszczyt połączenia się z najpotężniejszym mężczyzną na ziemi& 
uśmiechnęła się, trzepocząc rzęsami, po czym wspięła się na palce i ucałowała go.  Tak bardzo
za tobą tęskniłam&  Jej głos brzmiał melodyjnie, niczym śpiew.  Lecz widzę, że jesteś ranny,
kochany. Krew, pot i brud kalają twoje wdzięki. Pozwól, że cię umyję, opatrzę i obandażuję, abyś
nie czuł już bólu i udręki. A pózniej będziemy cieszyć się sobą.
 Jak sobie życzysz&  mruknął siadając. Ciągle nie oddalał się od topora na wyciągnięcie
ręki.
Przyniosła czyste ubranie i zaczęła go myć. Jej ruchy były wolne, zmysłowe, budzące
pożądanie. Drugą, wolną ręką gładziła go po włosach.
Kiedy skończyła, poczuł żal, że to tak prędko. Potem wyszła, a on odprowadził ją wzrokiem
do drzwi. Czekał, aż wróci, trzymając w rękach ręcznik i bandaże. Sądził, iż poszła wyrzucić
brudy i poprawić włosy, lecz gdy długo nie wracała, zaczął się niepokoić.
 Ejże, gdzie jesteś?  krzyknął zaskoczony tak długą nieobecnością.
Ukazała się w drzwiach, wisząc nad podłogą, jak zjawa.
 Zmieniłam zdanie i nie pójdę z tobą. %7łegnaj, barbarzyńco!
Zerwał się na równe nogi. Nehebeka cofnęła się. Sięgnął po topór i pognał do przedpokoju.
W oczy uderzyło go słońce! Przez moment zupełnie nic nie widział. Gdy odzyskał wzrok,
stwierdził, że stoi na pustej ulicy.
 Na Croma  mruknął.  Ta wiedzma w końcu zrobiła ze mnie głupca. Tylko dlaczego?
Wysoko w górze orzeł wzbijał się ponad obłoki. Leciał na zachód.
Nagle Conan roześmiał się. Gromki śmiech odbił się od kamieni i pobiegł przez puste ulice.
Zmiał się z radości, że w końcu ma tę cudowną broń, którą przyniesie ludziom wolność. Zmiał
się, ogarnięty nagłym zapałem i nieokiełznaną radością życia.
Było to tak, jak gdyby Nehebeka zabrała ze sobą całą tę paskudną gnuśność, która trapiła go
od paru dni. Znowu był sobą, Conanem wędrowcem, wojownikiem i kochankiem.
Przypomniawszy sobie, że jest nagi, szybko się ubrał.
W obozie Tajów wrzała praca. Daris była obrażona, ale mimo to umiała żwawo wziąć się do
rzeczy. Ujrzawszy Conana, rzekła patrząc gdzieś w przestrzeń:
 Stosownie do rozkazów podzieliłam żołnierzy na dwie grupy. Pierwsza to ranni oraz ci,
którzy będą ich eskortować w drodze do domu. Druga, to żołnierze zdolni do walki. Tyris
powiedział, że zaprowadzi nas wprost na spotkanie Ausara. Obie grupy będą gotowe do
wymarszu mniej więcej za godzinę.
Spojrzenie jego niebieskich oczu spotkało jej wzrok. Położył rękę na jej ramieniu.
 Jesteś wspaniała, córko królów, a ja z pewnością byłem zbyt szorstki. Sam nie wiem,
dlaczego tak się stało, lecz teraz widzę, że bardzo cię uraziłem. Proszę, wybacz mi.
 Och, Conanie!  krzyknęła i nie zważając na otaczających ich ludzi, padła mu w ramiona.
19
Bitwa pod Rasht
Stygijska armia weszła do Tai od północnego zachodu. Dzień pózniej najezdzcy maszerowali
przez niewielką dolinę. Po obu stronach wznosiły się wysokie skały. Na pochyłych stokach
przykrytych czerwoną, nieurodzajną glebą rosły kolczaste krzewy i sucha, szeleszcząca trawa.
Niebo tego ranka przybrało barwę czystego błękitu, a z góry lał się nielitościwy żar.
Osłonięci przez krzaki mężczyzni patrzyli w dół. Odległość sprawiała, że Stygijczycy
przypominali marionetki i wyglądali zupełnie niegroznie, ale nawet duży dystans nie potrafił
ukryć ich liczby. Jako straż przednia postępowała jazda, za nią sunęły rydwany, pózniej
w równych szeregach maszerowała piechota. Kolumna wojsk rozciągała się na trzy mile.
Conan zagwizdał cicho.
 Twoi zwiadowcy nie przesadzili&  powiedział.  Ta armia musi pochodzić z centralnej
Stygii. To rezerwy zebrane w największym pośpiechu.
 Na dodatek to Mentuphera ich prowadzi&  rzekł Ausar ponuro.
 Jesteś tego pewien? Przecież twoi zwiadowcy to prości górale.
 Ale dobrzy obserwatorzy. Nikt, oprócz samego króla, nie może używać sztandaru ze
srebrnym wężem na czarnym polu. Ci nędznicy wybiją nas wszystkich co do nogi.
 Eee&  skrzywił się Conan. Jego wzrok powędrował do miejsca, z którego nadciągały
stygijskie oddziały. Tam ku niebu wzbijał się gęsty słup dymu. Właśnie tam zleciały się sępy
z całej okolicy. Wszyscy padlinożercy mogli nasycić się do woli. Wczoraj w dolinie Rasht
istniała wioska, były pola uprawne, łąki, pasterze i stada owiec. Ludzie Ausara nie zdążyli
przestrzec mieszkańców i skłonić ich do ucieczki. Nikt zresztą nie spodziewał się, że dojdzie to
takiej masakry. Sądzono, iż Stygijczycy przejdą przez dolinę spokojnie, spiesząc za oddziałami
buntowników. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl