[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zamierzał \yć wiecznie!
Sowartus patrzył na zbli\ającą się istotę. Ju\ niedługo narody świata ukorzą się przed nim i
zło\ą mu hołd. Niebawem zrówna z ziemią całe miasta, obróci w perzynę wsie, wyr\nie w pień
zbrojne armie i uśmierci wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób mu się sprzeciwią. Wkrótce
będzie rządził światem i albo wszystkie jego kaprysy i zachcianki zostaną spełnione, albo cały
świat przestanie istnieć!
Ta myśl przepełniła Sowartusa mroczną radością.
Korytarz przeszedł w ogromną sień. Conan ujrzał plecy dwóch kolejnych zakapturzonych
jaszczurów i wszedł do pomieszczenia. Uwaga stra\ników skupiona była na czymś innym, a
kiedy Cymmerianin spojrzał ponad nimi, ujrzał chudego mę\czyznę o czarnych włosach i
spiczastej bródce, odzianego we włosiennicę i wyglądającego przez okno.
 Sowartus  wyszeptała Kinna stojąca obok Conana.
 Nareszcie  rzekł Cymmerianin i uniósł miecz.
Coś musiało ostrzec stra\ników, gdy\ obaj odwrócili się równocześnie, by spojrzeć na
barbarzyńcę i dziewczynę. Pochylili włócznie.
 Ja biorę tego z lewej!  rzekła Kinna. Conan bez wahania skoczył na spotkanie
zakapturzonych postaci. Sowartus spojrzał w jego stronę, po czym, jakby wcale się tym nie
przejął, ponownie wyjrzał przez okno.
Zwiadomość szybkości i siły jaszczurów dała Conanowi przewagę. Nie próbował starcia, lecz
ominął poszukujące go ostrze włóczni i jednym cięciem trzymanego oburącz miecza powalił
zaskoczonego przeciwnika. Obok Kinna dzgnęła w łeb drugiego jaszczura. Rozległ się głośny
zjadliwy syk. Cymmerianin zakręcił mieczem młynka i ciął monstrum w głowę. Człekojaszczur
bezgłośnie padł na ziemię.
Potę\ny Cymmerianin przekroczył próg komnaty i znalazł się wie\y. Eldia zakuta w kajdany
znajdowała się pod oknem, oprócz niej w pomieszczeniu była jeszcze trójka dzieci,
skrępowanych podobnie jak ona. Cała czwórka sprawiała wra\enie pogrą\onej w głębokim śnie,
a mo\e nawet martwej. Conan warknął gniewnie i postąpił dwa kroki w stronę Sowartusa.
Mag odwrócił się od okna i machnął ręką w stronę Conana, lekko poruszając przy tym
palcami.
Rękojeść miecza barbarzyńcy rozgrzała się nagle i stała się zbyt gorąca, by mo\na ją było
utrzymać. Skóra na rękojeści zaczęła dymić, a\ w końcu buchnęła ogniem. Conan opuścił miecz.
Ostrze rozjarzyło się czerwienią, która stopniowo przeszła w błękit i biel tak oślepiającą, \e
Cymmerianin musiał odwrócić wzrok.
Rozległ się głośny huk, a kiedy Conan ponownie spojrzał w tę stronę, stwierdził, \e jego
miecz zniknął. Pozostał po nim tylko czarny ślad na posadzce.
Z tyłu dobiegł krzyk Kinny i brzęk padającej na kamienie włóczni. Znów błysnęło, zagrzmiało
i barbarzyńca domyślił się, \e jej broń równie\ została zniszczona.
Conan odwa\nie rzucił się naprzód dobywając zakrzywionego sztyletu, którym zabił
Lempariusa. Orę\ był magiczny, a zatem mógł się okazać skuteczny przeciwko Sowartusowi.
Nó\ wyrwał się z dłoni Conana i uleciawszy w powietrze, przywarł do pobliskiego stołu.
Diabielstwo! Conan warknął wściekle. Na Croma, wcią\ miał swoje ręce! Potę\ny młodzieniec
rzucił się naprzód pragnąc zatłuc chudego mę\czyznę wielkimi jak bochny chleba pięściami.
Niewidzialny but trafił Conana w brzuch. Jego węzlaste mięśnie powstrzymały uderzenie, ale
barbarzyńca odrzucony został o kilka stóp wstecz.
Sowartus uśmiechnął się i uniósł rękę. Kolejny cios dosięgnął Cymmerianina tym razem z
boku. Młodzieniec młócił powietrze rękami w poszukiwaniu przeciwnika, którego mógłby
pochwycić, nie znalazł go jednak, a trzeci cios trafił go w głowę z taką siłą, \e gwiazdy
zawirowały mu przed oczami.
Strona 79
Perry Steve - Conan nieustraszony
Kinna usiłowała zbli\yć się do Conana, ale ona równie\ znalazła się w mocy jakiegoś czaru i
osunęła się na posadzkę z trudem chwytając oddech. Conan podniósł się na czworaki i z pewnym
wysiłkiem wyprostował.
Sowartus wybuchnął śmiechem i ponownie uniósł dłoń.
 Głupcze! Nie mo\esz się ze mną mierzyć! Jestem twoim nowym bogiem! Pokłoń mi się, a
oszczędzę cię jako mego pierwszego wyznawcę!
 Nigdy  odrzekł Conan.
Niewidzialny but trafił Cymmerianina w podbródek przewracając go na wznak. Conan jęknął
mimo woli, usiadł i pokręcił głową usiłując wstać.
Sowartus przyglądał mu się, wyraznie rozbawiony. Eldia przykuta do okna za plecami
Sowartusa ocknęła się. Jej powieki zatrzepotały. Zamrugała i spojrzała na Conana, a następnie na
Sowartusa.
Wbiła wzrok w Sowartusa. Uniosła rękę i wyciągnęła ją w stronę osobliwej szaty maga.
Sowartus musiał usłyszeć brzęk łańcucha, gdy\ odwrócił się nagle do dziewczynki.
Conan wziął głęboki oddech i splunął na maga. Czarnoksię\nik ponownie skupił na nim
uwagę.
 Zdechniesz za to, ty głupcze!  zaczął opuszczać dłoń&
I wtedy tył szaty Sowartusa buchnął ogniem. Mag odwrócił się gwałtownie.
 Co& ?
Szata płonęła coraz silniej, płomienie powiększały się. Sowartus zaklął i zdarł z siebie szatę.
Nie patrzył ju\ na potę\nego młodzieńca.
Conan zdołał wstać. Zebrał się w sobie i skoczył. Tym razem dosięgnął celu. Jego dłonie jak
kleszcze zacisnęły się na gardle Sowartusa. Dwaj mę\czyzni runęli na ziemię i przeturlali się po
płonącej szacie. Sowartus równie\ zaczął dusić Conana. Wbrew swej posturze, mag dysponował
ogromną siłą, a dodatkowym jego atutem była desperacja. Conan poczuł, jak palce
czarnoksię\nika niczym stalowe szpony wpijają mu się w ciało. Napiął mięśnie szyi, wzmógł
uścisk i zakrzyknął w dzikiej wściekłości.
Uchwyt Sowartusa osłabł. Twarz maga nabiegła ciemną czerwienią, przechodzącą we fiolet.
Oczy wyszły mu z orbit, krew puściła się nosem. Wargi rozchyliły się ukazując zaciśnięte białe
zęby.
Wydawało się, \e minęło całe \ycie boga, gdy dłonie Sowartusa zsunęły się wreszcie z szyi
Cymmerianina i ciało maga zwiotczało.
Na zewnątrz rozległ się bezgłośny krzyk gniewu i agonii, który przeszył Conana do szpiku
kości. Barbarzyńca wstał i wyjrzał przez okno.
Olbrzymia istota na równinie zadr\ała potę\nie, wymachując rozpaczliwie ramionami.
Ponownie ryknęła i od jej torsu poczęły odpadać ziemne lawiny. Oczy rozbłysły \ywym ogniem,
błyskawica wyrwała się z ust i stwór zaryczał po raz trzeci, po czym ruszył w stronę zamczyska.
Conan podniósł włócznię. Wbił ostrze pomiędzy metalowe ogniwa łączące Eldię ze ścianą,
wziął głęboki oddech i wyrwał okowy z obsady. Odwrócił się w stronę Kinny.
 Pomó\ jej, jeśli mo\esz, i ocuć resztę! Nadciąga potwór!
Conan szybko przemknął przez komnatę wyrywając łańcuchy wią\ące dzieci, potrząsając ich
drobnymi ciałkami i usiłując je obudzić. Cała trójka doszła do siebie, choć ciągle wydawała się
otępiała.
Podło\e komnaty zadr\ało, kiedy potwór zbli\ył się do twierdzy. Barbarzyńca ponownie
zerknął przez okno. Stwór dygotał i wydawał się bliski ostatecznego rozpadu. Ogromne bryły
jego ziemistego cielska odrywały się i spadały w dół. Ogniste kule oczu uleciały w niebo tak jak
wcześniej błyskawice, a tornada tworzące kończyny wirowały coraz wolniej i chudły. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl