[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tak, powinniśmy  odparł zdecydowanie.  Livvy, proszę...  wyszeptał jej imię, co
brzmiało niczym westchnienie, i oparł jej delikatnie dłonie na ramionach.  Za dobre czasy...
Skinęła bez słowa głową.
W czasie tańca Adam zauważył, że napięcie powoli ustępuje miejsca innym doznaniom.
Liv opuściła ręce, które obejmowały jego szyję, i oparła je o jego pierś. Czuła pod palcami
uderzenia jego serca.
 Jak dobrze, prawda, Liwy?  westchnął. Odchyliła nieco w tył głowę i napotkała
spojrzenie jego ciemnych oczu. Miała wrażenie, jakby przeskoczyła między nimi iskra,
rozpalając ich ciała. Wydało jej się, że czas się cofnął, że znów są bardzo młodzi i bardzo
zakochani. Są mężem i żoną...
 Rozumiesz, o co pytałem, prawda?  odezwał się łagodnie.
W następnej sekundzie poczuła na ustach jego wargi, namiętnym pocałunkiem
domagające się odpowiedzi. Rozchyliła lekko usta, po chwili szerzej.
 Och, Liwy  szepnął.  Nie śmiem wierzyć, że to dzieje się naprawdę. A ty jesteś tego
pewna?
Przebiegła palcami wzdłuż jego ramion i po klatce piersiowej. I znowu poczuła na ustach
jego wargi, tym razem całujące ją z taką słodką czułością, jakiej nie doświadczyła nigdy
wcześniej, nawet w najlepszym okresie ich małżeństwa. W chwilę pózniej chwycił ją na ręce i
zaniósł do sypialni.
Posadził ją ostrożnie na łóżku. A potem jednym ruchem zerwał z siebie koszulę, i po
sekundzie został całkiem nagi. Wpatrywała się oszołomiona w to tak dobrze sobie znane
ciało, jakby widziała je po raz pierwszy. Nie poruszyła się, gdy zaczął ją rozbierać.
 Wciąż jesteś taka piękna  wyszeptał, dotykając językiem jej piersi.  Chodz! 
Pociągnął ją za sobą.
Byli oboje podnieceni, spragnieni siebie, swego dotyku i smaku, myśleli tylko o tym, że
po samotnych latach rozłąki znowu zostaną kochankami. I że to znaczy, że cuda jednak się
zdarzają.
Nagle Liv znieruchomiała. Wróciły wspomnienia.
 Kochanie, co się dzieje?  zaniepokoił się, widząc łzy w jej oczach.
 Och, Adam, nie mogę zapomnieć  szlochała.  Tego strasznego dnia, kiedy cię
opuściłam...
 Ależ zapomnij o tym! Zapomnij i chodz do mnie, Livvy  prosił.
Poczuła, że jej zmysły się budzą, że ulega namiętności i pożądaniu. Nagle runęły
wszystkie bariery, jakie wyrosły między nimi przez ostatnie lata, i zespolili się jeszcze pełniej
niż kiedyś.
Liv łzy popłynęły po policzkach. Adam pamiętał, że i przedtem nieraz tak bywało.
Pocałował je czule.
 Powiedz mi, Liwy...  zaczął.
 Jak się czuję?  zaśmiała się krótko.  Doskonale.
 Na pewno?
 Uhm.  Wtuliła twarz w jego szyj ę.  Nie zabezpieczyliśmy się  szepnęła.  Ale chyba
nie było potrzeby.
 Pomyślę o tym jutro.  Zamknął ją w ramionach, jakby już nigdy nie chciał jej
wypuścić.
 Czy będzie jakieś jutro?  Przycisnęła czoło do jego czoła.
 No pewnie!  mruknął, zasypiając.  I jutro, i pojutrze.
 O matko! Spójrz, która godzina!  Liv odrzuciła kołdrę i wyskoczyła z łóżka.  Adam!
Wstawaj!  Potrząsnęła go za ramię.  Musimy do ósmej odebrać Josha od Mary i o wpół do
dziesiątej stawić się na zawodach w przeciąganiu liny.
 Jak ja dałem się w to wciągnąć?  jęknął Adam.
 Spytaj Stuarta.
 Muszę się napić kawy, Liv.
 Nastaw wodę, ja tymczasem wezmę prysznic.
 Liv chwyciła płaszcz kąpielowy.
 Wiesz...  Błyskawicznie wyskoczył z łóżka.  Zrezygnuję z kawy i pójdę z tobą pod
prysznic.
 Nie ma czasu na zabawy  ostrzegła go.  Mamy dokładnie pół godziny.
 A więc nie powinniśmy stracić ani sekundy.
 Mówię poważnie, Adam.  Liv biegła do łazienki.
 Ja też.  Porwał ją na ręce.
 Puść mnie!
Zrobił to dopiero, gdy zamknął za nimi drzwi.
Liv podjechała pod dom matki. Josh w stroju estradowym czekał już na nią przed
wejściem.
 Co się stało?  spytał, wsiadając.
 Nic. Dlaczego pytasz?
 Bo się spózniłaś.
 Tylko troszkę  broniła się Liv.
 Gdzie tata?
 Chyba w motelu  odparła.  A co?
 Myślałem, że przyjedzie po mnie swoim samochodem.  Chłopiec wzruszył ramionami.
 Hm... Tata przeprowadzał w nocy nagłą operację  wyjaśniła Liv.  Myślę, że bardzo
pózno zasnął.  Wybaczyła sobie tę drobną nieścisłość.  Ale będziemy oboje przed urzędem
pocztowym, żeby popatrzeć, jak maszerujesz razem z zespołem. Babcia też przyjdzie 
dodała.  Kathleen ją podwiezie?
 Nie wiem.  Josh spojrzał na matkę z ukosa. Jakoś dziwnie się zachowywała.  Nie
zapomniałaś mojego stroju sportowego?
 Skądże  odparła z ulgą.
Przynajmniej była na tyle przezorna, że włożyła go do bagażnika poprzedniego dnia po
powrocie z pracy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl