[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mężczyzny w berecie, z wielkimi siwymi wąsami i nabiegłymi krwią, pożółkłymi
oczami.
Koniak dla mnie i dla mojego przyjaciela admirała -zamówił u tłuściocha za ladą.
Barman miał oczy jak szlifowane kamienie.
UAmiral Beaufort?
Nikogo innego. Cienka warstewka potu świeciła się na różowo-białym obliczu
Hugues'a. BBC przekazała hasło. Ale zawsze było możliwe, że coś potoczyło się nie
tak jak trzeba, że ten nieprzenikniony barman, o którym Hugues wiedział, że jest w
ruchu oporu, odmówi wskazania następnego kontaktu.
Ale jak na razie wszystko szło dobrze.
Barman podał koniak i ogryzkiem ołówka pracowicie nagryzmolił rachunek. Hugues
podsunął kieliszek Millerowi, powiedział:
Salut i spojrzał na świstek papieru. Było na nim napisane "Guy Jamalartegui 7,
Rue du Port, Martigny". Hugues wyciągnął z kieszeni pieniądze i wraz z rachunkiem
wręczył barmanowi. Ten włożył zapłatę do kasy, podarł rachunek na strzępki i
wrzucił do kosza.
Bon rzekł Hugues. On s'en va? Blisko rozległ się chrapliwy szept:
Vive la France!
Hugues'owi serce podskoczyło w piersiach. Głos należał do mężczyzny z wąsami.
Odwrócił się.
Widziiałem ten papier. To dobry człowiek, ten Guy rzekł
wąsacz. Zajeżdżało od niego jak z gorzelni. Bardzo dobry. Pozwoli pan, że się
przedstawię. Jestem komendant Cendrars. Może słyszał pan o mnie?
Wzrok Hugues'a przebiegł do Niemców zajętych warcabami. Uśmiechnął się
rozpaczliwie.
Niestety nie. Pan wybaczy&
Croix de Guerre za Mamę ciągnął starzec. Miecz długo spoczywał w pochwie,
ale nadal błyszczy. I jest gotów znów wyskoczyć. Przysunął głowę do Hugues'a.
Wokół zapanowała cisza. Przepity, chrapliwy głos Cendrarsa był szczególnie
przenikliwy, a jego konspiracyjne zachowanie zwracało uwagę. Nie jestem sam. Są
inni podobni do mnie. Czekają chwili. Chwili, która się zbliża. Choćby teraz. Wielka
walka o wyzwolenie Francji spod faszystowskiego buta. Nie jesteśmy komunistami,
monsieur. Ani socjalistami, jak ci z partyzantki. Mam nadzieję, że nie jest pan
komunistą. Non. Jesteśmy po prostu Francuzami&
Pan wybaczy powiedział Hugues. Wkrótce zacznie się godzina policyjna.
Mówi się, że dzisiaj w górach zabito sześciu esesmanów -rzekł Cendrars, znacząco
mrużąc żółte oczy.
Cisza stała się intesywna, taka, w której wszyscy nastawiają uszu. Miller opróżnił
kieliszek, zdecydowanie capnął Hugues'a za ramię i wyprowadził go na uliczkę.
Co on mówił?
Brednie powiedział Hugues. Głupi stary drań. Głupi stary rojalistyczny con&
%7ładnego politykowania. Do domu, James.
Ruszyli.
Miller trzymał się trochę z tyłu za Hugues'em. Nie podobał mu się ten Cendrars.
Jeszcze mniej podobało mu się to, że wieść o zabiciu esesmanów stała się w
miasteczku tajemnicą poliszynela. Niemcy nie będą siedzieć na tyłku i opłakiwać
nieżywych. Nastąpią poszukiwania i odwet&
Idący przed nim Hugues zamarł. Mówił do kogoś, kogoś małego we włóczkowej
czapce i wielkim płaszczu. Zarzucił tej małej osobie ramiona na szyję, objął ją,
dziwnie parskał, jakby
się śmiał, ale bardziej przypominało to płacz. To był niesamowity, okropny hałas,
który na pewno ściągnie uwagę. Spłoszony Miller nacisnął beret na oczy i ruszył w
innym kierunku. Nagle ta osoba odezwała się po francusku:
Na litość boską, zamknij się.
Hugues odskoczył do tyłu, jakby go ktoś postrzelił. Miał zdumienie na twarzy,
otwarte usta.
Bądz mężczyzną powiedziała mała figurka. Mała figurka Lisette.
Hugues, musimy iść przywołał go do porządku Miller.
Musisz iść przytaknęła Lisette. Tylko tego nam jeszcze brakowało pomyślał
Miller. Hugues gapił się na nią. Nie rozumiał słów, które mówiła. Azy radości sprawiły,
że jego twarz była świetlista jak oblicze anioła. Zapomniał, że jest żołnierzem. Był
mężczyzną, a ta kobieta nosiła pod sercem jego dziecko. Tyle tylko chciał wiedzieć.
Teraz już zawsze będą szczęśliwi.
Jesteś wolna powiedział.
Zgadza się rzekła Lisette. A teraz, na litość boską, rusz się.
Ruszyć się?
Miller odchrząknął. Lisette wyglądała kwitnąco. Włosek nie spadł jej z głowy. Była w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]