[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czterokilogramowego chłopca. Wyobrażał sobie, jak będzie ją
całował, aż Cecile powoli się obudzi, przeciągnie i obdarzy go
tym swoim zmysłowym uśmiechem, a potem zarzuci mu
ramiona na szyję, przyciągnie go do siebie i będą się kochali
przez wiele godzin. Była kobietą pełną namiętności, zarówno
w łóżku, jak i poza nim. Nawet przez całe życie nie zdołałby
się nią nasycić.
Na tę myśl mocniej nacisnął pedał gazu i na jego czole
pojawiły się kropelki potu. Otarł je przedramieniem. Przez
całe życie? Nigdy nie myślał o związaniu się z kimś na resztę
życia.
A już na pewno nie z kobietą obarczoną dziećmi. Uspokój
się, Coufsey, tłumaczył sobie. Jesteś przecież rozsądnym
mężczyzną. Przemyśl to wszystko dokładnie. Przymknął oczy
i wyobraził sobie Denta, Gordy'ego i CeeCee. Z dziewczynką
zdążył już się zaprzyjaznić i zdawało się, że został przez nią
zaakceptowany bez zastrzeżeń. Z chłopcami chyba również
nie byłoby większych problemów. Gordy był bystrym
dzieciakiem, podobnym do Randa w jego wieku. Potrzebował
wiele aprobaty i łagodnego prowadzenia. Rand bardzo dobrze
go rozumiał, a poza tym łączyły ich wspólne zainteresowania,
uznał więc, że mógłby stać się dla Gordy'ego znakomitym
przewodnikiem w życiu.
Dent to była zupełnie inna sprawa. Bardzo przypominał
matkę. Był równie uparty jak ona i z całej trójki chyba właśnie
jemu najtrudniej było zaakceptować Randa. Zapewne
powodem było to, iż Dent, jako najstarszy, najlepiej pamiętał
zmarłego ojca. Rand nie miał jednak zamiaru okradać Denta
ze wspomnień, chciał tylko dołożyć do nich inne.
Nagle wyminął go jakiś samochód. Rand wyrwał się z
zamyślenia i powoli wypuścił oddech.
- Rany boskie - mruknął pod nosem. - Jak ja mam ją
przekonać, żeby za mnie. wyszła?
Ta myśl prześladowała go przez całą drogę do domu. Gdy
znalazł się przed drzwiami, wątpliwości gwałtownie się
nasiliły.
- Cecile! - zawołał i zajrzał najpierw do kuchni, a gdy tu
jej nie znalazł, poszedł do sypialni, w której zostawił ją przed
kilkoma godzinami. Pokój pogrążony był w półmroku,
zauważył jednak, że łóżko jest puste.
- Cecile? Kochanie, już jestem! Zatrzymał się i przez
chwilę nasłuchiwał. Zdawało mu się, że słyszy dzwięk
telewizora. Kreskówki, pomyślał z uśmiechem, idąc w stronę
swojego gabinetu. Uśmiech jednak przygasł, gdy otworzył
drzwi i zobaczył, że ten pokój również jest pusty.
Na pewno znudziło się jej czekanie i wróciła do domu,
żeby wziąć prysznic i przebrać się. Zauważył migoczące
światełko automatycznej sekretarki. Podszedł do biurka i
przycisnął guzik z nadzieją, że usłyszy wiadomość od Cecile.
- Rand? Tu Amber. Potrzebuję twojej pomocy. Na dzwięk
stłumionego szlochu Rand westchnął ciężko. Co się stało tym
razem? Mandat, którego nie może zapłacić z braku pieniędzy?
Zabrakło jej na czynsz? Odcięto jej prąd albo telefon?
- Jestem w ciąży. Rand jęknął, przymknął oczy i oparł
czoło na łokciu. Jezu, co jeszcze!?
- Jesteś jedyną osobą, do której mogę się zwrócić. Rand,
proszę, musisz mi pomóc. - Pełen desperacji ton głosu Amber
nie był dla Randa niczym nowym, mimo to jednak zawsze go
poruszał. - Wiem, że obiecywałam uważać, ale... - Tu rozległ
się histeryczny śmiech. - Znasz mnie przecież. Kocham cię,
Rand. Proszę, zadzwoń do mnie.
Cichy dzwięk zasygnalizował koniec wiadomości. Rand
ze znużeniem przewinął taśmę. Jest w ciąży. Potrzebuje jego
pomocy. Tego rodzaju prośba w ustach Amber mogła
oznaczać wszystko, od aborcji aż po długoterminową
pożyczkę. Ponieważ Rand nie przeprowadzał zabiegów
usunięcia ciąży, musiała to być prośba o pożyczkę. Amber i
tak była mu już winna sporo pieniędzy.
Podniósł się z westchnieniem i sięgnął po pilota od
telewizora. Na podłodze obok stołu leżała skórka od banana.
Przykucnął i wziął ją do ręki, na chwilę zapominając o Amber.
Zapewne było to śniadanie Cecile. Wrzucił skórkę do kosza,
postanawiając, że zadzwoni do niej i zaproponuje, by spędzili
razem resztę dnia. Wyznanie miłości wymagało pewnych
przygotowań. Zwiece, wino. A może mecz baseballowy byłby
bardziej w guście Cecile, pomyślał i zaśmiał się głośno.
Telefon zadzwonił. Rand poderwał się z miejsca z
nadzieją, że to Cecile, zanim jednak zdążył podnieść
słuchawkę, włączyła się sekretarka i znów usłyszał głos
Amber,
- Och, Rand, zapomniałam podać ci mój nowy numer
telefonu.
Uśmiech Randa zgasł. Opadł na fotel, wpatrując się w
aparat.
- Mieszkam teraz u przyjaciółki. Numer 555 - 0789.
Dzięki, Rand.
- Och, Boże, nie - mruknął, opierając głowę na dłoni.
Naraz zrozumiał powód nieobecności Cecile.
Usłyszała wiadomość od Amber!
Cecile otworzyła tylne drzwi sklepu, sprawdziła, czy
alarm jest wyłączony, i zawołała:
- Cześć, to ja! Na zapleczu pojawiła się Malinda z
naręczem sukienek.
- A co ty tu robisz? - zapytała, zdziwiona. - Zdawało mi
się, że miałaś spędzić cały dzień z Randem!
Cecile zmarszczyła brwi.
- Zmieniłam plany, Czy dotarła już jesienna dostawa?
- Tak - odrzekła Malinda. - Właśnie ją oglądam.
- To dobrze. Pomogę ci.
Cecile przeszła przez pomieszczenie, przykucnęła przy
pudłach z ubraniami i spojrzała na nie bez większego
zainteresowania.
- Czy coś się stało? - spytała Malinda. Cecile gwałtownie
podniosła na nią wzrok.
- Nie, dlaczego?
- Bo wyglądasz tak, jakbyś miała ochotę dać komuś w
zęby. Pokłóciłaś się z Randem?
- Nie. Nie było go, gdy się obudziłam. Zostawił
wiadomość, że pojechał do szpitala.
- I dlatego jesteś na niego zła? - Nie.
- A dlaczego?
- Z powodu Amber. Malinda spojrzała na przyjaciółkę ze
zdziwieniem.
- Jakiej Amber? Cecile tylko pomachała ręką.
- Nieważne. Od czego zaczniemy? - wskazała na pudła.
Malinda wyjęła fakturę z jej ręki.
- Nie zaczniemy, dopóki mi nie powiesz, co się stało.
Cecile obrzuciła ją pochmurnym spojrzeniem, po czym
ciężko westchnęła. Dobrze wiedziała, że Malinda nie zostawi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl