[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Powodzenia  dotknęła mojego ramienia i odeszła, nadal się uśmiechając.
Zamknęłam okno, przekręciłam kluczyk i już spokojna dotarłam do domu. Czekał mnie bardzo, bardzo
długi i bardzo, bardzo samotny weekend.
Poniedziałek. Po południu byłam umówiona u ginekologa. Do południa nie miałam ochoty widzieć się
z Andrzejem, dlatego zadzwoniłam rano i poprosiłam o urlop, nie wyjaśniając powodu mojej prośby.
Zgodził się bez problemu i nawet zaproponował mi cały tydzień, jeśli potrzebuję. Skorzystałam z tego.
Nie wiedziałam, co zrobię, gdy ten tydzień minie, ale przygotowując się do wizyty u lekarza, starałam
się o tym nie myśleć.
Luiza zauważyła, że wkładam buty.
 Nie idziesz  poinformowałam stojącą pod drzwiami psię, gotową wybrać się ze mną.
Jej pysk wyrażał wielką prośbę. Przecież nie mogę jej zabrać, pomyślałam, idąc powoli schodami na
dół.
Właściwie dlaczego nie? Mogę. Jest mi najbliższą w tej chwili przyjaciółką. O nic nie pyta, słucha,
co do niej mówię, to dlaczego nie ma w tej trudnej dla mnie chwili być ze mną? Najwyżej poczeka trochę
w samochodzie. Wróciłam po nią i jej radość przywołała uśmiech.
Zwierzaku najmilszy!
 Daj szyję  wyszeptałam do niej.  Daj, kochanie, muszę zapiąć.
Wsiadłyśmy do auta. Ona zadowolona, ja zdenerwowana. Zamknęłam drzwi i próbowałam się
uspokoić. Jaka to różnica, co mi powie lekarka. Jeśli jest tam  ktoś , to jest i niczego już nie zmienię, ale
jeśli to fałszywy alarm, to nie będę już taka naiwna.
 Nie będę taka głupia  powiedziałam na głos i zerknęłam w lusterko, tak jakby ktoś oprócz Luizy
siedział na tylnym siedzeniu.
Zarejestrowałam się. Poczekalnia pełna dziewczyn w ciąży. Niektóre wyglądały jak balony. Okropne!
Ja też mam tak wyglądać? Nie, nie, na pewno to jakaś pomyłka.
 Pani Magdalena Zięba!  zawołała lekarka.
Weszłam& Siadłam przy biureczku i rozejrzałam się po gabinecie. Pani doktor przeglądała papiery.
Podniosła na mnie wzrok i zapytała z uśmiechem:
 Doroczna kontrola?
 Chyba nie  wzdycham.  Chyba że to jest nieprawda.
Położyłam test na biurku i obserwowałam jej reakcję. Zerknęła, wstała i gestem ręki zaprosiła mnie
na fotel. Rozebrałam się i podeszłam.
 Pani Magdo, test jest w porządku, a pani w ciąży  uśmiechnęła się tak jak Magda.
 To pewne?
 Pewne  powiedziała spokojnym tonem.
 Jak to się stało?
 Myślę, że pani wie  spojrzała na mnie z politowaniem.
 Tak, tak  zaśmiałam się.  To wiem.
Spojrzała w kalendarz i coś liczyła. Patrzyłam z zainteresowaniem.
 Poród na początek grudnia  oznajmiła mi.
 To znaczy, że to się stało z początkiem marca?  mruczę, odliczając miesiące do tyłu.
 Mniej więcej  potwierdza.  Początek marca.
 Jest pani pewna? Nie pózniej?
 Raczej nie.
 Raczej? Czyli ten grudzień nie jest pewny?
 Jest, tylko nie powiem pani co do dnia.
 Rozumiem.
 Zrobimy maleństwu zdjęcie?  spytała wesoło, wstała i podeszła do kozetki.  Proszę się tu
położyć.  Po chwili dodała:  Proszę, to dla pani  podała mi wydruk z ultrasonografu.
Podniosłam się. Wytarłam brzuch z paskudnego smarowidła, wciągnęłam spodnie. Siadłam na
brzeżku krzesełka, obserwując, jak szybko mknie po recepcie długopis prowadzony ręką lekarki.
 Proszę  znowu podała mi papierek.  Witaminy i kwas foliowy. I zapraszam za miesiąc.
 Dziękuję  wyszeptałam, składając go na pół.  Mam jeszcze jedno pytanie.
 Słucham?  zerknęła na mnie uśmiechnięta.
 Gdybym nie chciała?  pytam nieśmiało.
 Niestety, nie pomogę pani  przestała się uśmiechać.
 A kto?  brnę dalej.
 Przykro mi  zmieniła ton na nieprzyjemny.  W tym też pani nie pomogę.
Poczułam się jak zbrodniarz, jak morderca, chociaż chyba nie miałam tego w planie. Nie wiem,
czybym potrafiła. Spojrzałam na nią i w jej oczach zobaczyłam coś niemiłego. Spuściłam wzrok
i przejechałam paznokciem po grzbiecie recepty. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl