[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przypomniało tamto jej przerażenie za kulisami w teatrze, w Waszyngtonie, gdzie zobaczyła,
że korytarzem wariaci ciągną kosz z uciętymi głowami, i tak krzyczała, jakby nie mogła zu-
pełnie zamknąć buzi! I tym razem po bardzo silnym przeżyciu trzeba ją było do końca dnia
uspokajać. Nazajutrz pozostawiona w nowym dziecinnym pokoju już dla niej urządzonym (na
miejscu dawnej sypialni), siedząc tam sama niecałą nawet godzinę, zabrała się do odwetu:
malarze zostawili w nim swoje narzędzia pracy (łazienka jeszcze nie była dokończona), stały
więc puszki z farbą, wałki; Cathy wzięła do rączki wałek i nim wymalowała, co mogła, białą
olejną farbą, przejechała dokładnie po dywanie, pojezdziła po kołdrze, pościeli, łóżku, krze-
sełkach, dziecinną komódkę obsmarowała dokładnie do połowy, a warto przypomnieć, że
farby, którymi Amerykanie wszystko wszędzie od nowa ciągle w kółko malują, są świetne
gatunkowo i wcale się nie zmywają. Pierwszy z domowników odkryłem to spustoszenie,
wchodzę  Cathy w trakcie roboty, pytam groznie;  Dlaczego to zrobiłaś?  Because I was
unhappy  odpowiedziała patrząc mi szczerze w oczy, ale ja, nie zważając na zasady współ-
czesnych pedagogów, spuściłem małej lanie, ani biedna pisnęła i od tej pory była zupełnie
happy, już oczyszczona.
Z Lyndą tymczasem nie najlepiej się działo: Mackintosh zamilkł i nawet unikał z nią roz-
mowy, nie mając propozycji; nie wychodziła z domu; nie mając nad czym pracować, robiła
wciąż awantury mnie, małej Cathy, kotu Patrykowi, lecz nigdy Francuzce Mauricette, zauwa-
żyłem, że wyraznie ją oszczędzała. Któregoś popołudnia wróciłem z New York Public Libra-
ry i kiedy zobaczyłem na moim stole dużą kartkę z napisem zielonym flamastrem:  Zaopiekuj
się moim biednym dzieckiem , już wiedziałem: znowu wzięła pigułki, sadziłem po dwa
schodki na górę do sypialni, lecz puste było łoże, tylko na nim leżała druga kartka z napisem
zielonym flamastrem:  Jestem w pokoju Mauricette , wpadłem tam jak oszalały, drzwi nie
były zamknięte, Lynda leżała sama, zakrwawiona, z podciętymi żyłami, dopiero alarm, leka-
rze, krwawiła siedem godzin, ale ją odratowano.
Tymczasem Mauricette przyszła pod wieczór do domu razem z Cathy, były gdzieś na spa-
cerze, i tego dnia po raz drugi miałem niezłą zabawę. Dziewczyna weszła najpierw do swego
pokoiku i zobaczywszy łóżko okropnie okrwawione dostała kryzysu nerwowego, a potem
ataku szału, krzyczała na korytarzu:  Mon billet de retour, mon billet de retour, je n'veux plus,
63
je n'veux plus , powychodzili sąsiedzi, biła pięściami w ścianę, nie chciała za nic wrócić do
siebie, a przecież ja takiej wrzeszczącej nie mogłem wprowadzić do mieszkania, gdzie byli
jeszcze lekarze, a stan Lyndy wymagał ciszy, spokoju, musiałem ją zawiezć windą na dzie-
wiąte piętro do mych dobrych znajomych, już oni się nią zajęli karmiąc proszkami, by się
uspokoiła, ale i tak całą noc podobno, płacząc cichutko, przesiedziała w fotelu. Nazajutrz
ochłonęła na tyle, że była w stanie załatwić sprawy związane ze swym natychmiastowym
powrotem do rodziny bez mego współudziału (bo ja siedziałem przy żonie, nie chciałem jej
na chwilę zostawić bez opieki), na całe szczęście Lynda podcięła żyły w środę, we czwartek z
samego rana Mauricette pobiegła zarezerwować miejsce na transatlantyku  France , który
odpływa do Hawru co dwa tygodnie w piątki o szóstej przed wieczorem z nabrzeża portowe-
go na wysokoÅ›ci Czterdziestej Ósmej Zachodniej, udaÅ‚o siÄ™ jej jednak  chociaż z niemaÅ‚ym
trudem  zdobyć miejsce na tym liniowcu w przeddzień jego odbicia od brzegów Ameryki,
ale wtedy dopiero, gdy w biurze Compagnie Generale Transatlantique dostała nowego szoku.
Sam już zorganizowałem  choć z trudem  jakąś gotówkę dla niej za dwa tygodnie ostatnio
przepracowane, bo konto Lyndy w Bankers Trust było puste, czek nie miałby pokrycia, a w
piątek po południu znosiłem jej walizy do taksówki, jechała trochę wcześniej, by się zaokrę-
tować.
Od tej chwili Cathy praktycznie została na mojej głowie. Budziła się koło wpół do dzie-
siątej rano i zaraz sama uruchamiała adapter nastawiając płyty z bajeczkami, lecz nigdy tak,
jak potrzeba, na normalnych obrotach, puszczała je jak dawniej: albo na obrotach zwolnio-
nych, albo też tarczę zanadto przyśpieszała, by lektor piał falsetem, wysłuchiwała tego szczę-
śliwa i rozbawiona. W tym czasie przygotowywałem jej butelkę chocolate milk, kakao, sma-
żyłem w kuchni jajko z dwoma paskami bekonu. Po śniadaniu, gdy Lynda jeszcze spała, wy-
chodziliśmy razem do magazynu  Food City , tam wsadzałem ją na wózek firmowy, w który
się kładzie zakupy, a z tyłu jest przewidziane specjalne siedzisko dla małych dzieci. Potem,
poczekawszy w kolejce, aby zapłacić przy kasie u Murzynki Jerlyne i wydać polecenie, aby
wszystko, cośmy kupili, odesłano do domu, codziennie ją prowadzałem  nastały dni bardzo
ciepłe  do Childrens's Playground tuż obok naszej ulicy, na skraju Central Parku, gdzie o tej
porze roku najbardziej lubiła jezdzić na małym rowerku trzykołowym albo siadała na karu-
zelę. O pierwszej byliśmy w domu; lunch dawała nam Lynda; jeśli lepiej się czuła, składał się
on przeważnie z hamburgera, marchewki, sandwicza smarowanego masełkiem orzechowym i
miodem, do tego coca-cola.
Zjadłszy najwyżej ćwierć porcji przeznaczonej dla siebie Lynda wracała do łoża, a ja, nie-
co po trzeciej, musiałem ułożyć Cathy do snu, umyć jej ząbki, dać butelkę kakao. Na krótko
miałem spokój i wtedy próbowałem pracować nad moją Pamiątką po Glorii Swanson kiedy
się obudziła, przychodziły jej małe koleżanki, czasami koledzy, z tego samego domu, i dzieci
się bawiły, musiałem stale mieć je na oku, w tej sytuacji rzadko udawało mi się przejrzeć ja-
kąś gazetę, nie mówiąc już o pisaniu. Kolacja; po kolacji malutką kąpałem; i tak: najpierw
sama chlupotała się w wannie piętnaście, dwadzieścia minut, potem ją myłem, położywszy do
łóżka czytałem z książeczek bajki moją okropną angielszczyzną, jak potrafiłem, a ona popra- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl