[ Pobierz całość w formacie PDF ]

faktycznie, ale nie doceniasz jej skłonności do poświęceń. Uwielbia opiekować się
ludzmi. Mnie samemu matkowała przez rok, przechowując w dodatku u siebie.
Niańczyła Sandy ego od momentu jego pojawienia się w Nowym Jorku. Mógłbyś
miewać takie ataki raz na tydzień zamiast raz do roku, a ona i tak czuwałaby przy
tobie całą noc. Ta wariatka cię kocha.
 Milo, ja...
 Wiem, co sobie możesz myśleć, stary. Pochodzisz ze specyficznej rodzinki.
Hollywoodzka bajka zamieniła się w koszmar na twoich oczach. To fakt, że w
naszych zawodach potrzeba jakiejś podpórki. Pech chciał, że członkowie twojej
rodziny podpierali się tym, co, niestety, przynosi same kłopoty. Ale nie każdy to
robi. Roe.  Milo zdjął swoje okularki i przyjrzał się im.  Uważam, że czasem
warto spojrzeć w przyszłość przez różowe okulary. Być może w to nie uwierzysz,
ale kiedyś byłem bardzo cynicznym facetem.
 Nigdy bym na to nie wpadł.
 Takie różowe szkła dają mi też odrobinę prywatności. Nikt nie widzi moich
oczu  dodał Milo.
 Zauważyłem  przyznał Roe.
Milo znowu nałożył okulary i ciągnął dalej:
 Gingie ma inną metodę, prostą i może nawet skuteczniejszą. Ona po prostu
zapomina o wszystkim co złe. Zauważyłeś to? Obserwuję ją już dwanaście lat i nie
widziałem, żeby przez ten czas zdołał się do niej przykleić jakiś brud. Choćby na
krótko.  Milo wzruszył ramionami.  No więc, stary, możesz spróbować pójść tą
dróżką albo wrócić do buszu i zostać samotnym do końca życia. Przemyśl to
dobrze.
Powiedziawszy to. Milo opuścił domek. Roe patrzył przez chwilę w sufit, po
czym bosy i nagi poczłapał do łazienki, by gorącym prysznicem odświeżyć
zmaltretowane ciało i ociężały umysł.
Wiedział, że nie ma żadnych gwarancji na powodzenie w życiu. Wiedział aż
nadto dobrze, jak okrutne i nieprzewidziane figle płata czasami los. A nade
wszystko nie chciał skazać się w życiu na sytuację, w której znów musiałby
obserwować z bliska, jak ktoś, kogo kocha, nie potrafi udzwignąć presji opinii
publicznej i staje się ofiarą własnej sławy.
Musiał jednak przyznać rację argumentom Milo. Czuł, że jego osobiste urazy,
lęki i uprzedzenia nakładały się na obraz Gingie, gdy tymczasem ona była przecież
osobą zupełnie wyjątkową. Miała rzadki dar zjednywania sobie ludzi i losu, który
prawdopodobnie chronił ją przed zgubą.
On i Gingie mieli teraz szansę na to, by wzajemnie zacząć się wspomagać.
Najpierw on pragnął się nią zaopiekować, teraz ona roztoczyła nad nim swoje
opiekuńcze skrzydełka. Dowiodła mu swojego oddania już wiele razy. I wtedy, gdy
się kochali, i wtedy, gdy wysłuchiwała ze zrozumieniem jego zwierzeń, gdy
cierpliwie znosiła jego wybuchy i złe humory, tolerowała lęki, pielęgnowała go w
chorobie.
Wyskoczył spod prysznica i zaczął się wycierać ręcznikiem. Gdy nakładał
płaszcz kąpielowy, usłyszał, że ktoś wchodzi do domku.
Miał tremę przed rozmową z Gingie, niczym jeden z jej anonimowych fanów.
Jej piękne niebieskie oczy zalśniły radością na jego widok.
 Milo powiedział mi, że już wstałeś!  zawołała.  Ale czy nie powinieneś
jeszcze trochę pozostać w łóżku?
 Musiałem wziąć prysznic. Byłem przepocony jak stara skarpetka.
Ochrypły, lecz ciepły tembr jego głosu wywołał uśmiech na twarzy Gingie.
Dzwigała tacę pełną sporządzonych przez Letycję specyfików. Postawiła ciężar na
stoliku i oświadczyła.
 Cieszę się, że już lepiej wyglądasz. Przestraszyłeś mnie.
 Ty za to wyglądasz okropnie  odpowiedział. Rzeczywiście. Gingie miała
zaczerwienione oczy.
wymizerowaną twarz i potargane włosy. Kiedy jednak uśmiechnęła się do niego
promiennie, stała się nagle ładniejsza niż. kiedykolwiek.
 No cóż, całą noc czuwałam przy twoim łóżku. Nie zawsze wyglądam tak
dobrze, jak na scenie. Będziesz musiał się z tym pogodzić. Roe.
 Gingie, musimy porozmawiać.
 Musimy. Ale najpierw powinieneś wypić wszystkie te wywary i połknąć to.
co dla ciebie przeznaczyła Letycja.
 Dzwoniłaś do niej?  zapytał słabo.
 Ona jest tutaj.
 Tutaj?!
 Kiedy rozchorowałeś się wieczorem, zadzwoniłam do niej do Nowego Jorku i
kazałam jej natychmiast przyjechać, na wypadek, gdybyś jednak nie wydobrzał tak
szybko, jak obiecywałeś.  Widząc zdumiony wyraz jego twarzy, dodała szybko: 
Nie mogłam przecież wezwać miejscowego lekarza po tym, co o nim opowiadałeś.
 No, raczej nie  zgodził się Roe. Wypił jeden łyk z kubka, który podała mu
Gingie, po czym niemiłosiernie się skrzywił.  Ja nie mam zamiaru...
 Do dna  rozkazała Gingie stanowczo.
 Do dna?  powtórzył bez przekonania. Gdy przytaknęła, pociągnął ją za rękę,
by usiadła obok niego na łóżku.  Gingie, my...
 Aha, byłabym zapomniała. Przed chwilą telefonowałam do Vince a. Udało mi
się go uspokoić. Jutro rano Sandy leci do Nowego Jorku  uśmiechnęła się i
dodała:  A Maria Sellerio ze swoją babcią wybiera się do niego w odwiedziny w
przyszłym tygodniu. Coś mi się wydaje, że mają zamiar się pobrać.
 Co? Jak do tego doszło?  spytał zdumiony.
Gingie wzruszyła ramionami.
 Pokrewieństwo dusz, jak przypuszczam. Maria jest po mnie drugą kobietą, do
jakiej Sandy w ogóle zechciał przemówić w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. A
najśmieszniejsze jest to, że ona mówi po angielsku mniej więcej tak samo jak on po
włosku, czyli prawie wcale.
 Ich serca za to dobrze się komunikują  westchnął Roe.
 Dlatego właśnie ostatnio rzadko go widywaliśmy, a poza tym nie miał
zamiaru stąd szybko wyjeżdżać. Zabiegał o względy Marii.
 I ściągnął sobie na głowę nieszczęście w postaci koszmarnej teściowej.
Gwiazdy rocka pakują się czasem w bardzo dziwne tarapaty.
 A ja cieszę się z jego szczęścia  powiedziała Gingie.
 Ja też  przyznał Roe.  Maria wniesie do jego życia dużo spokoju, a poza
tym...  Potarł pieszczotliwie palcem grzbiet jej dłoni.  Poza tym, miejsce u
twojego boku będzie znowu wolne.
 Jeśli ktoś miałby zająć miejsce u mojego boku, mógłbyś to być tylko ty. Ja
ciebie potrzebuję. Roe.
 A ja ciebie.
Gingie uścisnęła jego rękę.
 A więc bądzmy razem. Na dobre.
 Boję się wstąpić na ścieżkę, którą kroczysz, Gingie  przyznał spokojnie.
 Wiem o tym.  Oblizała nerwowo wargi.  I rzeczywiście nie mogę ci obiecać
spokoju, dyskrecji i pełnej anonimowości.
 Ja nie...
 Mogę obiecać ci tylko siebie  przerwała mu.
 A także to, że będę cię kochać.
 Kocham cię  szepnął, przytulając twarz do jej szyi.  Jeżeli ty jesteś w stanie
znieść moje humory, moją malarię i moich krewnych, to ja może jakoś się pogodzę
z żądnymi sensacji dziennikarzami pism brukowych.
 Naprawdę?  westchnęła.  Więc ty... Więc zamieszkasz razem ze mną w
Nowym Jorku?
 Tak, ale bez Milo i Letycji. Poszukamy sobie raczej osobnego lokum. 
Potargał dłonią jej włosy. Decyzja przyszła mu łatwiej niż przypuszczał. Lęk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl