[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozglądałem się na boki w poszukiwaniu dobrego schronienia.
- To Batura - szepnęła Zosia.
Dziewczyna zaproponowała skrycie się w schronie.
- Tam nie! On będzie chciał go zwiedzić - szybko powiedziałem.
Za naszymi plecami znajdowała się głęboka rysa biegnąca pionowo. Zajrzałem do
środka. Widać było stos gruzu, który tworzył jakby schodki prowadzące w głąb.
Podejrzewałem, że tamtędy można dojść na szczyt stosu betonu piętrzącego się w środku
budowli. Czyli bylibyśmy idealnie ukryci. Szerokość szpary wynosiła niecałe pół metra.
Zosia szybko weszła. Ja musiałem wciągnąć brzuch.
W półmroku wchodziłem pod górę. Przestrzeni było akurat tyle, żeby nabawić się
klaustrofobii. Po trzech metrach znalezliśmy się w niewielkiej pieczarze tego betonowego
kolosu. W kącie widać było światło słoneczne bijące z niewielkiej półki wychodzącej na
zewnątrz schronu.
Leżeliśmy w ciszy. W środku było tak zimno, że nasze oddechy zamieniały się w parę.
Jednak nadstawialiśmy uszu.
- No to jesteśmy u Himmlera - usłyszałem głos Batury. - Sądzisz, że tutaj Below
przyjechał z tymi papierami?
Usłyszeliśmy czyjeś ciche mruknięcie.
- Już tyle razy czytaliśmy ten wiersz, że prawie znam go na pamięć - mówił z
niechęcią Batura. -  Spójrz, bracie, na nasze jeziora i wodzów naszych, prowadzą naród ku
chwale tworząc krzyż. Jego podstawę dają pruskie fundamenty Bismarcka. Pierś w środku
niesie godło w świat. Lewe ramię daje najwierniejszą osłonę, a prawe najmocniejsze
uderzenia. Głowa pcha mężczyzn ku zwycięstwu. Gdzieś wdziera się zwątpienie. Trzeba
zdrajców zniszczyć i dam ci siłę. Jest ona skryta w paszczy lwa, pomiędzy żelazem i
kamieniem, gdzie często bywaliśmy. Ten facet nie miał za grosz talentu! - orzekł na koniec
mój wróg.
Widziałem, że pomimo ciemności Zosia starała się zanotować słowa Batury.
Pomyślałem, że taki pomocnik to skarb.
Po chwili słyszeliśmy, jak Batura z osobą mu towarzyszącą zwiedzają bunkier
Himmlera.
- Nic tu nie znajdziemy, wszystko jest zniszczone - mówił Batura. - To bzdura biegać
po tych bunkrach. Trzeba dowiedzieć się, gdzie spędzał wolny czas Nikolas Below. To do
niego jest ten poetyczny list. Jego kuzyn ukrył wszystko w miejscu, gdzie często bywali.
Znowu usłyszeliśmy jedynie ciche mruknięcie. Po chwili  Hochwald znowu stał się
cichym miejscem. Powoli wyjrzałem na zewnątrz. Nikogo nie było widać oprócz pary
staruszków. Poznałem ich i chciałem się skryć, ale Zosia popchnęła mnie i wyleciałem ze
szpary jak z procy, a za mną Zosia. Staruszka, która widziała nas już w giżyckiej Twierdzy
Boyen, teraz najpierw zamarła z przerażenia, że ktoś może wyskakiwać ze ściany, a potem na
jej twarzy odmalował się wyraz totalnego oburzenia.
- Tadziu, poznajesz ich - mówiła potrząsając ramieniem męża. - Ten znowu bałamuci
tę dziewczynę.
Zosia słysząc te słowa stłumiła eksplozję śmiechu. Przybrała rozmarzony wyraz
twarzy, spojrzała na mnie i uczepiła się mego ramienia. Staruszka dostała chyba w tym
momencie palpitacji serca. Wściekły z powodu tego cyrku pociągnąłem dziewczynę w las,
gdzie stał Rosynant.
- Przestań robić kino! - mruknąłem.
Rano harcerze biwakujący w zatoce na jeziorze Kisajno, tuż za wyspą Górny Ostrów,
obudzili się zmęczeni. Pierwszy dzień żeglowania wśród wysp, gdzie trzeba było wykonywać
mnóstwo zwrotów, był dla nowicjuszy bardzo ciężki.
- Nie chcę słyszeć żadnych jęków - grzmiał Sarmata. - Dziewczyny idą do lasu po
grzyby.
Po półgodzinie harcerki wróciły z garściami kurek. Instruktor Krypka, który był
doskonałym kucharzem, przygotował na śniadanie kromki chleba smażone w jajkach
zmieszanych z grzybami.
- To strasznie niedietetyczne - narzekała blondynka Jacka.
Dziewczyna postanowiła posmarować kromeczki pumpernikla masłem. Wszystko to
przywiozła ze sobą z domu.
- Nie cuduj - próbował uspokoić ją Jacek.
Od jakiegoś czasu zauważył, że jego dziewczyna przestała zwracać na niego uwagę.
Za to jej spojrzenia często kierowały się w stronę innego harcerza, na nieszczęście Jacka
przystojnego i wesołego, zawsze gotowego do wygłupów.
Po śniadaniu harcerze popłynęli na jezioro Dargin, gdzie do obiadu ćwiczyli zwroty.
Pojechałem z Pozezdrza w stronę wsi Przerwanki. Zatrzymałem się przy drodze, gdzie
staliśmy w pełnym słońcu. Wolałem jednak pocić się, niż być pogryzionym przez komary.
Wyjąłem mapę obejmującą Krainę Wielkich Jezior Mazurskich. Zosia rozpakowała kanapki.
Siedziałem wpatrzony w mapę i żułem chleb z serem.
Zosia co chwila spoglądała w swoje notatki.
- I co? - zapytałem.
- Zaczynam coś jarzyć - odmruknęła.
- To słucham.
- Jest tak - dziewczyna rozsiadła się wygodnie. - Patrzymy na mapę Wielkich Jezior
Mazurskich. Jak wół zaznaczona jest kwatera Hitlera w Gierłoży. To jeden punkt -
powiedziała i nagle wbiła patyczek w mapę koło Kętrzyna. - Myślałam, że tu powinien być
środek, no wie wujek, centrala, mózg. Jednak druga kwatera jest tu - i wbiła kolejny patyczek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl