[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kmita spojrzał na mnie przyjaznie.
- O, to się nazywa rozpoznanie terenu przed akcją! Ale, wracając do niej...
Zasadzkę... powiada pan, młody panie. Ale gdzie? Wewnątrz kantoru czy na
zewnątrz? Wewnątrz raczej nie. Wchodzący przestępcy od razu zorientowaliby się, że
w kantorze pracuje coś za dużo kasjerów. Zaatakujemy skubańców w momencie, gdy
będą przekonani, że cały plan im się powiódł! Kiedy będą wsiadać do czekającego na
nich samochodu!
- A czy nie można wcześniej? - spytałem nieśmiało.
- Wcześniej? - komendant popatrzył na mnie nieufnie.
- To znaczy już teraz. Aresztować przestępców w ich melinie.
- Jeśli ujmiemy ich już teraz, to za co będą odpowiadać? Za kradzież
samochodu. Może jeszcze za nielegalne posiadanie broni. O ile ją u nich dzisiaj
znajdziemy. I nie minie wiele czasu, a bujać będą na wolności! Co innego napad z
bronią w ręku. Tu i najlepszy adwokat im nie pomoże. Dostaną wyroki jak się patrzy!
Grzecznie skłoniłem się komendantowi. Zrozumiałem, że mam przed sobą
człowieka czynu.
Ten chwilę milczał, jakby w oczekiwaniu na niedopuszczalny sprzeciw,
wreszcie sapnął i mówił dalej:
- Wystarczy jeden nasz samochód, oczywiście  cywilny , by w razie próby
ucieczki zablokować drogę samochodowi opryszków. Do tego kilku funkcjonariuszy
po cywilnemu, którzy będą stali opodal i włączą się we właściwym momencie do
akcji. I mamy ptaszki w garści!
Ośmieliłem się wtrącić.
- Chce pan użyć do akcji miejscowych funkcjonariuszy? Nie wiem jak
pozostała trójka, bo są tu ponoć obcymi, ale Baziak może znać któregoś z pańskich
chłopców.
Komisarz skinął głową.
- Co do tego, to się zgodzę. Dlatego poproszę o pomoc kolegów z Olsztyna -
zerknął na Andrzeja. - Kto i kiedy ukrył się w Morągu przed niespodziewanym
atakiem Prusaków w sianie?
Ku memu i chyba też komendanta zdumieniu Andrzej odpowiedział cicho, ale
spokojnie.
- Marszałek napoleoński Jean Baptiste Bernadotte, pózniejszy król Szwecji,
założyciel dynastii, która do dzisiaj tam panuje.
- Zuch chłopiec! - klasnął w dłonie komisarz. - A mówią, że nasza młodzież
do niczego!
Popatrzyliśmy z dumą na Andrzeja, który w tym momencie pod wpływem
barwy policzków mógł już rywalizować z burakiem. Komisarz odwrócił się w moją
stronę.
- Mówi więc pan, że rozmowę bandytów podsłuchaliście przypadkiem?... -
zawiesił pytająco głos, co mogło oznaczać:  Gadaj zdrów. Ani ociupinę nie wierzę w
takie przypadki .
Uderzyłem się pięścią w pierś jednocześnie kopiąc Andrzeja pod krzesłem w
kostkę, bo coś mi się zdawało, że ten ma ogromną ochotę pochwalić się przed
komisarzem z rozszyfrowania dalszych tajemnic ponumerowanego gangu. Ja zaś
miałem inne plany.
- Daję słowo, panie komendancie, że podsłuchaliśmy bandziorów zupełnie
przypadkowo, wypoczywając nad jeziorem Ewingi. Równie przypadkowe i może
mylne jest skojarzenie rozmawiających w nadjeziornych zaroślach z sąsiadem
Andrzeja, niejakim Józefem Baziakiem. Dlatego też będę prosił o wyłączenie nas z
dalszego śledztwa. Dla dobra chłopca - pogłaskałem Andrzeja po głowie, na co on
odpowiedział wściekłym spojrzeniem. - Obawia się zemsty wzmiankowanego Józefa
Baziaka lub jego kumpli. Nasze doniesienie proszę potraktować jako anonimowe.
Komisarz popatrzył na mnie z niechęcią.
- Anonimowe, powiada pan? A może w ogóle w strachu przed zemstą chce
pan wycofać doniesienie? Ale niestety już na to za pózno! - wybuchnął ironicznym
śmiechem. - Ja wycofać się nie mam zamiaru. I Baziak, czy jak mu tam, będzie już
pojutrze o tej porze za kratkami. Do widzenia panom. Miło było poznać i pogawędzić
o historii Morąga. Szkoda, że nieco różniły się nasze zdania co do rozwiązywania
dzisiejszych problemów. Jeszcze raz do widzenia panom!...
Ze zwieszonymi głowami wyszliśmy z gabinetu.
- Co, przepytywał was stary z historii Morąga? - przywitał nas dyżurny
policjant.
- Troszeczkę - uśmiechnąłem się wymuszenie.
- Tak - pokiwał głową policjant - to jego hobby... Jeśli nie liczyć służby.
Wyszliśmy z budynku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl