[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pamiętasz tę parę z Massachusetts? Są dzisiaj w mieście. Pokazywałam im domek nad jeziorem,
skąd właśnie wracam. Przejeżdżając tędy, zauważyłam przed wejściem twoją pół-ciężarówkę, o
czym już wspomniałam, i wstąpiłam.
- Sprawdzasz mnie - wycedził Chase. - Czy już naprawdę nie mogę spóznić się do domu kilka minut,
żebyś nie urządzała na mnie polowania?
- Hej, Chase! Uspokój się! Odzywka brata została zignorowana.
- Lub może nie dowierzasz mi, że poprzestanę na jednym drinku?
Pomyślałaś może, że uciekłem i znowu dołączyłem do jakiejś grupy rodeo?
- Co ty, do diabła, wyprawiasz? - rzucił Lucky przez zęby, celowo nie podnosząc głosu, by nie
przyciągać uwagi.
- On próbuje mnie upokorzyć - stwierdziła Marcie bez ogródek. - Ale przez swoje zachowanie sam
wychodzi na głupka.
Po tych słowach odwróciła się. Dumna, wyprostowana, z wysoko podniesioną głową ruszyła w
stronę drzwi.
Zanim Lucky zdążył coś powiedzieć, Chase zwrócił się do niego:
- Zamknij się. Nie potrzebuję żadnych twoich uwag. -Włożył rękę do kieszeni dżinsów w
poszukiwaniu gotówki. Wydobył garść drobnych, które w zupełności wystarczyły na pokrycie
kosztów drinków i napiwek dla barmana.
Torował sobie drogę wśród stłoczonej klienteli, posuwając się za rudymi włosami Marcie w
kierunku drzwi. Jakaś roześmiana zapijaczona twarz stanęła mu na drodze, nie chcąc odsunąć się
pomimo ponagleń Chase'a.
- Tyler, lepiej ją dogoń, bo to kąsek pierwszej klasy!
... i wtedy Chase warknął:  To moja żona, ty skurwielu!" Następnie walnął pięścią faceta w twarz,
uderzając go z boku. Następny cios ugodził
go w usta, wybijając zęby. Widziałem to z miejsca przy barze. Klnę się na Boga - wybacz mi, Devon
- że tak było. Połamane ząbki leciały na podłogę jak groch. Wszyscy próbowali zejść Chase'owi z
drogi. Zachowywał się jak szaleniec.
Gdy Lucky skończył relacjonować bójkę, która wynikła dwa wieczory wcześniej w tawernie zwanej
 Miejscem", wszyscy zgromadzeni w jadalni Tylerów byli zszokowani.
Marcie wbiła wzrok w talerz, zmieszana, że niechcący stała się przyczyną bójki. Teraz podzielała
awersję Devon do  Miejsca".
Widocznie Chase również nie czuł się zbyt dobrze, słuchając relacji z bójki. Siedział zamyślony i
robił widelcem dołki w porcji tłuczonych ziemniaków.
Laurie, jak zauważyła Marcie, niespokojnie okręcała wokół szyi łańcuch pereł, prawdopodobnie
niezadowolona, że Lucky używał
niecenzuralnych słów w obecności gościa zaproszonego na niedzielny obiad.
- Wolałabym, chłopcy, żebyście trzymali się z dala od tawerny - odezwała się wreszcie, przerywając
krępującą ciszę. - Jedyna dobra rzecz, jaka kiedykolwiek zdarzyła się lam, to poznanie się Lucky'ego
i Devon.
- Dziękuję, Laurie - powiedziała Devon. - Czy mogę posprzątać naczynia ze stołu i podać deser?
- Och, to miło z twojej strony. Czy wszyscy już skończyli? Jess?
Jess Sawyer wytarł usta serwetką z taką samą skrupulatnością, z jaką słodził herbatę, kroił mięso,
smarował bułkę masłem i jadł posiłek. Był
małym, schludnym mężczyzną, ubranym w dobrze skrojony brązowy garnitur i białą wykrochmaloną
koszulę. Miał rzadkie, ciemne włosy i bezmyślne brązowe oczy. Jeżeli ludzka osobowość miałaby
jakiś kolor, jego z pewnością miałaby brązowy.
- Wszystko było wyśmienite, Laurie - rzucił uprzejmie. -Dziękuję za zaproszenie.
Devon zaczęła zbierać puste naczynia i ustawiać na tacy. Gdy na stole nie pozostało już nic,
przytrzymała Lucky'emu drzwi, by mógł wynieść tacę do kuchni.
- Przyniesiemy deser i kawę - oznajmiła, wychodząc za mężem.
- Cieszę się, że złapałam cię, gdy wychodziliśmy z kościoła - zwróciła się Laurie do pana Sawyera. -
Nie cierpię myśli, że ktoś spożywa posiłek samotnie, a już jedzenie niedzielnego obiadu w
samotności uważam za świętokradztwo. Więc czuj się zaproszony i przychodz, kiedy tylko będziesz
miał ochotę - powiedziała, uśmiechając się do niego. - Pat, czy rostbef nie był dla ciebie zbyt
wysmażony? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl