[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeby pracował u mnie na farmie i zwrócił zagrabione
pieniądze. Roześmiał mi się w twarz, a dwa dni pózniej
wyjechał, zabierając Ninę i ciebie. Powiedział, że jedzie do
Kanady i już nigdy tu nie wróci.
Po latach wszystko stało się jasne. Kristine w jednej chwili
pojęła, czemu jej ojciec tak bardzo nienawidził sadów i farm,
na których pracował, i czemu matka - oderwana od korzeni i
rzucona na obcą, nieznaną ziemię - była przez całe życie
nieszczęśliwa.
- Myślę, że nigdy więcej niczego nie ukradł. - Ponury
wyraz twarzy Jakoba świadczył o udręce, w jakiej żył przez
ostatnie dwadzieścia lat. - Ale myślę też, że nigdy potem nie
był szczęśliwy. Kiedy wrócisz do domu, powiedz mu, że
chętnie przyjmę go z powrotem.
- Przekażę mu - odparła smutno - ale nie wiem, jak
zareaguje. Nigdy nie pozwalał nam mówić po norwesku, a
chłopcom dał angielskie imiona.
- Może wystarczy, gdy zapomnimy o gniewie.
Przez resztę wieczoru Jakob i Kristine opowiadali sobie
nawzajem historie własnego życia. Gdy nadeszła pora kolacji,
Kristine poszła do kuchni, by pomóc Karoline przygotowywać
jedzenie. Krojąc świeżo zerwane pomidory, uświadomiła
sobie, iż osiągnęła cel, dla którego przyjechała do Norwegii.
Za kilka dni będzie musiała wrócić do domu.
Do Kanady. I zostawić Larsa.
Minęły trzy dni. Lars pomagał Jakobowi w pracach
polowych. Gdy pogoda się popsuła, obaj panowie zaszyli się
w kącie, pochyleni nad szachownicą. Kristine nie wiedziała,
czy bardziej tęskni, gdy cały dzień nie widzi Larsa, czy też
gdy cały dzień ogląda go z bliska, a jednak tak bardzo
niedostępnego.
Wczesnym popołudniem przerwali grę. Lars, wyprosiwszy
Karoline z kuchni, zabrał się do zmywania naczyń.
- Chodzmy na spacer. Kris. Możemy podejść aż pod
lodowiec - zaproponował, gdy skończył.
- Niedługo zacznie się ściemniać - odpowiedziała
wymijająco, oczyma wyobrazni widząc, jak zdziera z Larsa
ubrania.
- Jedna noc w chacie mojego brata poprawiłaby nam
humor. - Miała wrażenie, iż czyta w jej myślach.
- Pochlebiasz sobie.
- Może byśmy gdzieś wyskoczyli na parę dni? Chciałbym
pokazać ci fiord Geiranger... Potem byśmy wrócili.
- Dobrze. - Czuła, że nic jest w stanie dłużej bez niego
wytrzymać.
Lars uśmiechnął się zawadiacko.
- Lubię, gdy kobieta wie, czego chce.
Dwadzieścia minut pózniej szli ścieżką prowadzącą
między drzewami po zboczach Supphellebreen. Lars nadawał
marszowi dość szybkie tempo, a Kristine miała nadzieję, że
dzięki forsownemu spacerowi wieczorem łatwo zaśnie.
Czyżby uzależniła się od Larsa? Już nie jesteś tak niezależna,
jak przed kilkoma tygodniami, szeptał drwiący głos. Odejdz,
zamilknij, uciszała go. Tu chodzi tylko o seks, o chwilowe
zauroczenie.
Niespodziewanie zza drzew wyłonił się rozległy widok na
ostre szczyty. Surowe, ponure skały w górnych partiach
pokrywała gruba warstwa lodu.
- Ten lód może mieć nawet pięć tysięcy lat - oznajmił
Lars. - Co chwila schodzą tu lawiny. - Jakby na potwierdzenie
jego słów od lodowej bryły oderwał się mniejszy fragment i z
hukiem runął w dół, porywając za sobą śnieżne masy.
Utkwiwszy wzrok w rysującym się na tle skalnej ściany
profilu Larsa. Kristine zastanawiała się, czy uda jej się
pogodzić z własną przeszłością, tak jak to się udało jemu.
Nagle poprzez towarzyszący im szum spienionej rzeki przebił
się inny, wyższy dzwięk. Brzmiał rozpaczliwie, jak wołanie o
pomoc.
- Co to? - zapytała zaciekawiona.
- Jakob mówił, że u stóp lodowca pasie się stado koni.
Chodz, rozejrzymy się.
Przeszli zaledwie parę kroków, gdy ich oczom ukazała się
zielona polana, na której pasło się nieduże stado koni.
Zwierzęta biegały niespokojnie, rzucały łbami i rżały
rozpaczliwie. Nagle Kristine pojęła przyczynę ich niepokoju:
na brzegu rzeki stało dwóch mężczyzn, ubranych w skórzane
kurtki, i rzucało kamieniami w konie. Trafiona klacz zarżała
żałośnie, krążąc wokół zrebięcia. Lars skinieniem głowy
nakazał, by szła za nim. W milczeniu przemknęli na drugą
stronę lodowatej rzeki i zaczaili się w gęstych krzakach.
Kristine wiele czasu spędziła z braćmi na zabawach na
dworze. Starała się - zarówno ze względu na siebie, jak i na
nich - jak najmniej przebywać w domu z rodzicami. Potrafiła
wspinać się na drzewa ze sprawnością małpy i ciskać
kamieniami, bezbłędnie trafiając w odległy cel. Teraz
chwyciła spory, płaski odłamek skalny i rzuciła nim w
stojącego bliżej mężczyznę. Trafiony w kark, wrzasnął z bólu
i odwrócił się ku swemu niewidzialnemu prześladowcy.
Bezpiecznie ukryta w zaroślach, wycelowała drugi, a potem
trzeci i czwarty kamień, trafiając zdezorientowanych
mężczyzn to w kostkę, to w brzuch. Lars patrzył na nią z
podziwem, a po chwili przyłączył się do ataku. Spłoszone
łobuzy rzuciły się do ucieczki.
- Za nimi! - nakazał Lars szeptem. - Spiszemy ich
numery, trzeba zawiadomić policję!
Biegli przez krzaki, nie zważając na ostre gałązki raniące
gołe nogi. Minęli porośniętą trawą łąkę i samotną kępę drzew.
Kątem oka Kristine zauważyła błysk metalu. Wytężając
wzrok, usiłowała zrozumieć, co zobaczyła. Motory,
pomyślała. To muszą być motory.
Zanim dotarło do niej, że zaparkowano tam trzy maszyny,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]