[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niewiele zasłania.
Chloe wzniosła oczy do nieba i westchnęła.
- Czyś ty oszalał? Lepiej przypomnij sobie, po co tu
przyjechaliśmy.
- Nic nie rób, po prostu pozwól mi działać. Słyszałem, że
właścicielka tego baru to prawdziwa wariatka. Miała już czterech
mężów.
- I to miałoby świadczyć o jej obłędzie? Ja nazwałabym ją raczej
osobą, która nie miała szczęścia w miłości.
S
R
- Jeszcze mniej szczęścia mieli jej mężowie, bo wszyscy są martwi.
- Co sugerujesz?
- Po prostu próbuję ci uświadomić, że to twarda i zaprawiona w
bojach zawodniczka. Nie martw się, znajdę sposób, by ją obłaskawić.
Proszę tylko o jedno, do niczego się nie wtrącaj. Zachowuj się tak,
jakbyś była niewidzialna.
Weszli do środka i na chwilę przystanęli w progu, usiłując
przyzwyczaić wzrok do skąpego oświetlenia. W powietrzu było aż
gęsto od dymu papierosowego, z szafy grającej rozlegała się piosenka
country, a hałas potęgowany był jeszcze przez dzwięki dobiegające z
automatów do gier.
Trace nie zdołał zrobić nawet trzech kroków, gdy drogę zagrodził
mu potężny ochroniarz.
- Poproszę o jakiś dowód tożsamości - zażądał.
- A od tej pani nie? - zapytał Trace, patrząc, jak Chloe znika w głębi
baru. - Chyba nie ma pan wątpliwości, że jestem pełnoletni.
- Na moje oko wygląda pan na dwanaście lat - warknął ochroniarz.
- Ale mam dwadzieścia siedem.
- Dlaczego pan nie chce się wylegitymować?
- W porządku - skapitulował, uznając, że szkoda czasu na takie
dyskusje. Sięgnął do kieszeni i ze złością stwierdził, że obie są puste.
Cholera, zaklął w duchu.
- Jakiś problem, chłoptasiu?
S
R
Owszem, miał problem, i to nie byle jaki. Ramon nie tylko zdzielił
go w głowę, ale w dodatku okradł. Trace został bez pieniędzy, kart
kredytowych i dokumentów.
- Czy da pan wiarę, że ktoś ukradł mi portfel?
- A to ci dopiero! - Ochroniarz zaśmiał się nieprzyjemnie.
Zanim Trace zdążył cokolwiek odpowiedzieć, podbiegła do nich
Chloe.
- Co się dzieje? - spytała zaniepokojona.
- Sam to załatwię - warknął Trace.
- Nie powinieneś tak niegrzecznie odzywać się do swojej
dziewczyny. - Ochroniarz zmrużył oczy i spojrzał groznie na Trace'a.
- Nie jestem jego dziewczyną - zaprotestowała Chloe.
- Miło mi to słyszeć - rozpromienił się ochroniarz.
- Młoda damo, czy mogę pani postawić piwo?
- To moja kobieta! - krzyknął Trace buńczucznie.
- Może załatwimy to nieporozumienie na zewnątrz? Ochroniarz
rozciągnął usta w uśmiechu, pokazując dwa złote zęby, i bez słowa
wskazał ręką drzwi.
- Nigdzie nie pójdziecie! - krzyknęła Chloe, stając między nimi. -
Jakiś problem, %7łmija? - zwróciła się do ochroniarza, a widząc
zdumioną minę Trace'a, dokonała prezentacji: - Poznajcie się. Trace, to
mój kuzyn %7łmija D'Onofrio. %7łmija, to Trace Callahan.
- Znów zadałaś się z jakimś chłystkiem. - %7łmija z dezaprobatą
pokręcił głową. - Powinnaś się wreszcie umówić z bardziej dojrzałym
facetem. A właśnie, o tym też miałem z tobą porozmawiać. Mój
S
R
adwokat chciałby się z tobą umówić, wpadłaś mu w oko. Pomyśl, jaką
byś wyświadczyła przysługę całej rodzinie. Całodobowe bezpłatne
porady prawne... - rozmarzył się.
- Sam się z nim umów - warknęła. - Nie przyszłam tu rozmawiać o
moim życiu osobistym. Szukam Ramona.
- Nawet gdybym go widział, i tak nie puściłbym pary z ust -
stwierdził %7łmija obojętnym tonem.
- A zatem będę musiała zapytać Ducky. Zawsze wie najlepiej, co
się tu dzieje. - Chloe rozejrzała się po zatłoczonym wnętrzu. - Gdzie
ona jest?
%7łmija zawahał się, a potem spojrzał podejrzliwie na Trace'a.
- A co z tym facetem? - spytał. - Twierdzi, że nie ma żadnych
dokumentów. Może to tajniak?
- Gdybym był gliniarzem, już dawno bym cię aresztował. Choćby
za sam wygląd. Gdy tylko znajdziemy Ramona, odzyskam swój portfel.
- A zatem mały Ramon nareszcie stał się pełnoprawnym członkiem
rodziny D'Onofrio. Dzielny chłopak. Jedyną czarną owcą pozostaje
kuzyneczka Chloe. Zawsze była skarżypytą i nie ma na swym koncie
nawet jednego dnia w aresz... Auu! - krzyknął, gdy szczupła siwowłosa
kobieta pociągnęła go mocno kościstymi palcami za ucho.
- Virgil, jesteś niegrzeczny. Ile razy mówiłam ci, że klient nasz
pan? - Pociągnęła opierającego się Virgila w stronę baru, a potem
schyliła się i wyjęła zza kontuaru kubeł oraz szczotkę.  Jeśli masz
nadmiar energii, to posprzątaj łazienki.
S
R
- Ależ Ducky... -jęknął %7łmija żałośnie, rozcierając zaczerwienione
ucho. Starsza pani spojrzała groznie i uniosła ostrzegawczo w górę
kościsty palec. Na ten widok %7łmija zbladł i odmaszerował. Chloe
zapaliła papierosa i powiedziała:
- Trace, przedstawiam ci moją ukochaną babcię, Ducky D'Onofrio.
S
R
ROZDZIAA PITY
Na widok zdumionej miny Trace'a Chloe z trudem powstrzymała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl