[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spokojnie. - Poza tym stłuczone ramię, kilka mniej groznych
ran oraz parę siniaków. Lekarz mówi, że szybko wracasz do
132 MUZYKA MIAOZCI
zdrowia. Za pięć dni wypisze cię ze szpitala. Za miesiąc
wrócisz na estradę.
Sabina bezradnie mrugała powiekami. Nie miała pojęcia,
co się stało. Czemu się tu znalazła? Przyglądała się krwawym
plamom na koszuli Thorna, który wciąż miaÅ‚ na sobie smo­
king. I tÄ™ poplamionÄ… koszulÄ™.
- Krew... - wyjąkała.
- O co chodzi? - wypytywał. Z lękiem popatrzył na
chorÄ….
- Jak długo tu jesteś?
- Trzy dni - odparł spokojnie i pewnie.
.- Byłeś w klubie, gdy miałam wypadek? - nie dawała za
wygranÄ….
Thorn westchnÄ…Å‚ z rezygnacjÄ….
- Nie - odparł. - Zamierzałem wstąpić tam po przyjęciu,
które odbywało się na Manhattanie. Dennis zadzwonił do
mnie, gdy tylko wezwał pogotowie. - Parsknął nerwowym
Å›miechem. - Lekarz i ja zjawiliÅ›my siÄ™ równoczeÅ›nie. Poje­
chałem z tobą do szpitala.
- Czemu? - zapytaÅ‚a natarczywie. Trudno jej byÅ‚o zrozu­
mieć, o co chodzi Thornowi. - Przecież mnie nienawidzisz.
Jakby na potwierdzenie tych słów rzuciÅ‚ jej gniewne spo­
jrzenie.
- A kogo tu masz prócz mnie? - rzucił ostro. - Al i Jes-
sika załatwiają moje sprawy w Arabii Saudyjskiej, Dennis
i Ricky chętnie by się tobą zajęli, ale mają zobowiązania
wobec klubu i muszą grać. Zaangażowali solistę.
- Solistę? Kogo? - zapytała, nadstawiając ucha.
- Jakie to ma znaczenie?
Westchnęła z rezygnacją. Straciła wielką szansę. Ktoś in-
MUZYKA MIAOZCI 133
ny na tym skorzysta. Co gorsza, Thorn siedzi tu i gapi siÄ™ na
nią pogardliwie, jakby miał przed sobą istny obraz nędzy
i rozpaczy. Przymknęła oczy. Wielkie łzy popłynęły spod
rzęs.
- O Boże, tylko nie to! - jÄ™knÄ…Å‚ wystraszony Thorn. Sa­
bina przygryzła drżące wargi.
- Mam tu dobrą opiekę - stwierdziła, otwierając oczy.
- Dzięki za troskę. Lepiej wróć do domu. Dam sobie radę.
Jestem w tym dobra. Sam rozumiesz... lata praktyki.
Thorn wstał i pochylił się nad łóżkiem. Niebieskie oczy
rozjaśnił dziwny blask. Sabina nie wiedziała, co to może
oznaczać.
- Ciekawe, do czego mam wracać - stwierdził ponuro.
To było dla niej zbyt trudne. Utkwiła wzrok w białym
prześcieradle. Chciała wytrzeć nim załzawione oczy, ale obie
ręce miała unieruchomione.
- Masz swoje dziewczyny, ważniaku - zachichotaÅ‚a ner­
wowo.
- Jestem sam - odparÅ‚. MilczaÅ‚ przez chwilÄ™, przyglÄ…da­
jÄ…c siÄ™ Sabinie. - Nie mam nikogo.
- W takim razie jest nas dwoje. - Nie miaÅ‚a odwagi spo­
jrzeć mu w oczy. Gapiła się bezmyślnie na igłę wkłutą na
stałe w prawe ramię. Thorn westchnął ciężko.
- Przez jakiś czas będziesz wymagała opieki.
Powoli zaczynała rozumieć, co knuje Thorn. Popatrzyła
na niego bezradnie. Była oszołomiona. Nie da się ukryć, że
będzie potrzebowała troskliwej opieki i spokojnego miejsca
do rekonwalescencji. Jessika wyjechała i nieprędko wróci.
Co robić?
- Nie ma powodu do obaw - stwierdził Thorn, jakby
134 MUZYKA MIAOZCI
czytał w jej myślach. - Zamieszkasz u mnie. Będę się tobą
opiekować, aż staniesz na nogi.
- Wykluczone! - krzyknęła wystraszona. Przez kilka
tygodni byÅ‚aby zdana na jego Å‚askÄ™ i nieÅ‚askÄ™. Thorn wzru­
szył ramionami.
- SpodziewaÅ‚em siÄ™, że tak zareagujesz - mruknÄ…Å‚, obser­
wujÄ…c jÄ… uważnie. - Zastanów siÄ™ nad tym, różyczko, i po­
wiedz, czy jest inne wyjście. Na litość boską, nie mogę cię
przecież zostawić na pastwę losu.
- Zawiez mnie do Nowego Orleanu - zaproponowała.
- Mogę dochodzić do zdrowia w swoim mieszkaniu. Pan
Rafferty będzie mi pomagać.
- Pan Rafferty uważa cię za stadium pośrednie między
Å›wiÄ™tÄ… a dobrÄ… wróżkÄ… - stwierdziÅ‚ z roztargnieniem zamy­
ślony Thorn.
- Skąd wiesz? - zapytała, zerkając na niego podejrzliwie.
Znów wzruszył ramionami i popatrzył w okno.
- Byłem tam. Chciałem zobaczyć, jak mieszkasz.
- Dlaczego?
- To rudera - rzucił wymijająco. Sabina popatrzyła
gniewnie na swego rozmówcę.
- Nieprawda! Moja dzielnica ma wiele zalet: czynsz jest
niewielki, ceny niskie, ludzie przyzwoici. Mam dobrych sÄ…­
siadów. Oni się mną zajmą.
- Pan Rafferty ledwie potrafi zadbać o własne potrzeby.
Sądzisz, że znajdzie siły, by wędrować po schodach kilka
razy dziennie?
Szare oczy znów były mokre od łez. Sabina pojęła, że
Thorn zaproponowaÅ‚ najlepsze wyjÅ›cie. ByÅ‚a caÅ‚kiem bez­
radna.
MUZYKA MIAOZCI
135
- Wiem, że masz swojÄ… dumÄ™ i nie chcesz mi nic za­
wdzięczać, ale musisz liczyć się z faktami - dodał cicho. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl