[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie doprowadzi, jednak w pewnym względzie przynajmniej oddam sobie spra-
wiedliwość. W gruncie rzeczy, najdroższa, człowiek często poniża siebie bez
żadnego powodu, uważa, że niewart złamanego grosza, że jest szmata. A gdy-
by tak wyrazić się porównawczo, to wszystko to może pochodzi stąd, iż ja
sam jestem zastraszony i zahukany, niby tan biedny chłopiec, który prosił
mnie o jałmużnę. Teraz, na przykład, będę mówił figuralnie, serdeńko, proszę
mnie posłuchać: zdarza się często, droga moja, iż rankiem, śpiesząc na służ-
bę, zagapię się na miasto, jak to ono budzi się, wstaje, dymi, wre, huczy. Cza-
sem patrząc na taki widok człowiek skuli się w sobie, jakby dostał od kogoś
prztyczka w ciekawy nos, no i pójdzie dalej swoją drogą, cichszy od wody,
niższy od trawy, machnąwszy ręką. A teraz popatrzcie no, co tam w tych czar-
nych, okropnych, wielkich kamienicach się wyrabia, wejrzyjcie w to wszyst-
ko, a wtedy osądzcie sami: czy to było słusznie tak nisko się cenić i wpadać
w niegodną konfuzję? Zauważyła pani, Wareńko, że ja mówię nie wprost, ale
symbolicznie. Lecz zobaczmy, co się dzieje w tych domach. Tam, w jakimś
zadymionym kącie, w wilgotnej norze, która w potrzebie uchodzi za mieszka-
nie, jakiś czeladnik budzi się z nocnego snu; przez całą noc śniły mu się, na
przykład, trzewiki, które wczoraj nieumyślnie zakrajał, jak gdyby takie wła-
- 92 -
śnie świństwo powinno śnić się człowiekowi. Ale przecież to rzemieślnik 
szewc, można by mu więc wybaczyć, że myśli wciąż o tym samym przedmio-
cie. W domu piszczą głodne dzieci i żona; a nie tylko szewcy budzą się w ten
sposób, moja droga. Mniejsza z tym, nie warto by nawet pisać o tym, ale
wynika stąd następująca okoliczność, serdeńko: w tym samym domu, o piętro
wyżej albo niżej, w złoconych pokojach te same trzewiki przyśniły się może
w nocy arcybogatemu panu, może trzewiki zrobione w inny sposób, innego
fasonu, ale jednak trzewiki, albowiem w sensie, w jakim ja to rozumiem, my
wszyscy, droga moja, stajemy się trochę szewcami. A wszystko to byłoby
jeszcze nic, zle tylko jest z tym, że obok tego bogatego pana nie ma człowie-
ka, który by mu szepnął na ucho:  Dość, przestań myśleć tylko o sobie, żyć
tylko dla siebie, przecieżeś nie szewc, dzieci masz zdrowe, żona nie prosi
o jadło, obejrzyj się wokół siebie, czy nie zobaczysz bardziej godnego przed-
miotu twych trosk niż własne trzewiki! Oto co chciałem powiedzieć alego-
rycznie. Być może, Wareńko, myśli te są zbyt swobodne, ale te myśli czasem
się zjawiają, czasem nadchodzą i niekiedy, wówczas już wbrew mej woli,
gorącym słowem wytryskują z serca. I dlatego było od rzeczy uważać, że się
nie jest wartym złamanego grosza, wystraszyć się szumu i grzmotu! Zakończę,
serdeńko, tymi słowy: może pani pomyśli, że mówię same oszczerstwa lub
też że to jakaś chandra napadła mnie, lub też ściągnąłem te rzeczy z jakiejś
książki? Nie, serdeńko, proszę być innego zdania  to co innego, oszczer-
stwem gardzę, żadna chandra mnie nie opadła, z żadnej książki nic nie ściąg-
nąłem, ot co!
Przyszedłem do domu w smutnym nastroju ducha, zasiadłem do stołu,
zagrzałem sobie wody w czajniku i zabierałem się do wypicia paru szklanek
herbaty. Nagle patrzę: do pokoju wchodzi Gorszkow, nasz biedny lokator;
jeszcze rankiem zauważyłem, że ciągle jakoś kręci się koło lokatorów i wy-
raznie chce do mnie podejść. Mimochodem rzeknę, serdeńko, że ich życie
przedstawia się bez porównania gorzej niż moje. Gdzie tam! %7łona, dzieci!
Nie wiem, co bym począł, gdyby mi tak przyszło być na miejscu Gorszkowa.
No więc wchodzi mój Gorszkow, kłania się, jak zawsze na rzęsach ropieje mu
łezka, szura nogami i słowa nie może wyrzec. Posadziłem go na krześle, zła-
manym co prawda, ale innego nie było. Zaproponowałem herbatki. Długo się
wypraszał, usprawiedliwiał, wreszcie wziął jednak szklankę, zaczął pić bez
cukru, a gdym go namawiał, by wziął cukier, znowu zaczął przepraszać: długo
- 93 -
się opierał, wymawiał, wreszcie włożył do szklanki najmniejszy kawałeczek
i jął zapewniać, że herbata jest niezwykle słodka. Ot, do jakiego unicestwie-
nia doprowadza ludzi nędza!  No, jakżeż tam, mój przyjacielu?  rzekłem
mu.   Ano, tak a tak, dobrodzieju mój, Makary Aleksiejewiczu, pomóż pan,
na litość boską, okaż pomoc nieszczęsnej rodzinie; żona, dzieci nie mają co
jeść; cóż pocznę ja, ojciec . Chciałam coś powiedzieć, ale on mi przerwał:
 Makary Aleksiejewiczu, ja tu się jakoś boję wszystkich, to znaczy nie tyle,
żebym się bał, ale tak po prostu krępuję się, wszyscy oni to ludzie dumni
i hardzi. Ja bym, powiada, dobrodzieju mój, pana nie fatygował, wiem, że sam
miałeś przykrości, wiem, że nie możesz mi dać wiele, ale choć cokolwiek
pożycz; dlatego zaś ośmieliłem się pana prosić, że wiem o pańskim dobrym
sercu, że sam pan byłeś w potrzebie i doświadczyłeś nieszczęść, i dlatego ser-
ce pańskie zdolne jest do współczucia . Zakończył niby na tym:  Proszę prze-
baczyć moje zuchwalstwo i mój brak wychowania, Makary Aleksiejewiczu .
Odpowiedziałem mu, że chciałbym z całej duszy, ale nic nie mam.  Makary
Aleksiejewiczu, serdeńko  powiada do mnie  nie proszę o wiele, ale to
a to  tutaj cały poczerwieniał  żona, dzieci, głód  choćby z dziesięć
kopiejek . Tu ścisnęło mi się serce. Gdzie tam, myślę sobie, ileż oni mnie
prześcignęli. Miałem wszystkiego dwadzieścia kopiejek na swoje najpilniej-
sze potrzeby.  Nie, drogi, nie mogę, bo to a to  powiadam.  Dobrodzieju,
Makary Aleksiejewiczu, ile pan może  powiada  chociaż dziesięć kopie-
jek . No i wyjąłem z pudełka, i oddałem mu własne dwadzieścia kopiejek,
zawsze to dobry uczynek, serdeńko! Ach, jaka tam nędza! Rozgadałem się
z nim.  Jakże to  pytam  popadłeś pan w taką nędzę, a będąc w takiej
nędzy wynajmujesz pokój za pięć rubli srebrnych? Wyjaśnił mi, że pokój
wynajął przed pół rokiem, a pieniądze zapłacił z góry za trzy miesiące, potem
zaś wypadły biedakowi takie okoliczności, że ani rusz. Myślał, że sprawa
jego jakoś się skończy w tym czasie. Sprawę ma bardzo nieprzyjemną. Widzi
pani, on znajduje się teraz pod sądem, prawuje się z jakimś kupcem, który
oszukał skarb na dostawach; oszustwo zostało wykryte, kupca oddali pod sąd,
a on wplątał Gorszkowa w swoją złodziejską aferę. Prawdę zaś mówiąc,
Gorszkow zawinił tylko zaniedbaniem, niewybaczalnym niedopatrzeniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl