[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się nierzadko, że przychodzili do Theresenhof obcy szukać pracy w majątku. Ale
możliwości zatrudnienia były ograniczone.
Minęła zima i wiosna, nadeszło lato.
Tiril czuła się bardzo dobrze, była zaskoczona, że oczekiwanie dziecka to taka
prosta sprawa. Theresa i Móri dziwili się również, po Tiril właściwie nic nie było
widać. Młoda kobieta była po prostu radosna.
Chociaż czasami ogarniał ją trudny do wytłumaczenia lęk.
Ale Tiril pochłaniały własne myśli.
Często w nocy leżała nie śpiąc. Pomóż mi, błagała bezgłośnie, wpatrując się
w piękne, jasne niebo wznoszące się nad ziemią w tę niezwykłej urody eteryczną
letnią noc. Nie chciała mieć na oknach ciężkich zasłon, jedynie muślinowe firanki,
białe w delikatne kropki, chciała wciąż widzieć krajobraz za oknami. Na ogół
okna były uchylone i nocny wiatr poruszał firankami.
Móri spał, a Tiril nigdy mu nie opowiadała o swoich bezsennych godzinach.
To wtedy jej zmartwienia i lęki ożywały, to wtedy dostrzegała grozę tego, co uczy-
nili. Powołali do życia dziecko zgodnie z wolą duchów.
Czy to zły, czy dobry znak?
Powinna była czuć się taka szczęśliwa. Niebezpieczeństwo ze strony niezna-
50
nych prześladowców już jej nie zagrażało, odnalazła rodzoną matkę, która dała jej
wspaniały dom, mogła mieć przy sobie swego ukochanego Nera. . . Ale to wszyst-
ko nic, miała bowiem przede wszystkim Móriego. Móri należał do niej na zawsze,
czuła się do niego coraz bardziej i bardziej przywiązana.
Tiril wiedziała, że Móri kocha ją niemal rozpaczliwą miłością. Jakby nie wie-
rzył, że zdoła ją zatrzymać przy sobie, tak gwałtownie ją niekiedy obejmował.
To dziwne, bo czyż nie rozumiał, że odkąd spotkała jego, żaden inny mężczy-
zna nie może mieć dla niej najmniejszego znaczenia? Wciąż była niemal tak samo
zafascynowana jego tajemniczością, jego głębokim smutkiem, tymi sugestywny-
mi, głęboko osadzonymi oczyma, jego zmysłowością, jak tamtego dnia, kiedy
zobaczyła go po raz pierwszy. Był cudownym i bardzo czułym kochankiem, ale
czułym tylko do pewnych granic, potem przychodził taki moment, kiedy zdawał
się zapominać o wszystkim i brał ją z dziką, egoistyczną gwałtownością. Jakby
w tych najgorętszych chwilach płonął i jakby również ją chciał cisnąć w płomie-
nie, a ona starała się z całych sił opanować i powstrzymać swoje pragnienia, bała
się bowiem okazywać zbyt otwarcie podniecenie i pożądanie. Ale opanować się
nie mogła, w każdym razie nie tak, jak by chciała.
Teraz jednak już od bardzo dawna nie odważyli się do siebie zbliżyć, oboje
bowiem wyczuwali, że rozwijające się życie jest nieskończenie delikatne i po-
trzebuje jak najwięcej troskliwości.
Czasami Tiril zastanawiała się, czy przypadkiem nie popełnia błędu, sądząc,
że jest w ciąży, to mające się narodzić dziecko prawie nie dawało o sobie znać.
Wiedziała, że ono tam jest, ale czuła tak, jakby nosiła w sobie płód elfa, takie jej
się zdawało eteryczne.
Inna jeszcze sprawa napełniała ją przerażeniem, ale z nikim, nawet z Mórim,
nie odważyła się o niej rozmawiać.
Wielokrotnie w ciągu ostatnich tygodni dostrzegała coś kątem oka, kiedy się
jednak odwracała, w pobliżu nie było nikogo ani niczego. Nie mogła więc widze-
nia opisać nawet sama przed sobą, ale zdawało jej się, że to wysoki czarny cień,
który początkowo stanowił jedynie czarny punkt daleko nad horyzontem. Podpo-
wiadała jej to wyobraznia, bowiem niczego konkretnego nie zauważała. Pózniej
ów cień pokazywał się jakby bliżej i bliżej, a potem był już tuż-tuż, okropnie bl
isko.
Widywała go też we śnie. I wtedy zjawa była dokładnie taka, jak Tiril sobie
wyobrażała: Niepospolicie wysoka, smoliście czarna sylwetka, która szła za nią
w pewnej odległości, jakby jej pilnowała. Było to w najwyższym stopniu nieprzy-
jemne i przerażające ponad wszelkie granice, ale nie miała z kim na ten temat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]