[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sztywność objęła jej ciało, sztywność, której nie czuła już od wielu miesięcy.
Od czasu, kiedy z szafki ojca w łazience wyjęła maszynkę do golenia. Wino
wyparowało z niej błyskawicznie.
- Germaine, mówiłam ci, jak zaszłam w ciążę.
- No tak, mówiłaś, ale mnie przecież możesz powiedzieć najprawdziwszą prawdę. O
rany, ta cała parteno--coś-tam! To przecież był Mikę, no nie? Pozwoliłaś mu na
to. Opowiedz mi, jak było.
Mary wbiła palce głęboko w kanapę; usiłowała wyflia-cać w niej coś solidnego,
czego mogłaby się uchwycić.
264
Madonna jak ja i ty
- Germaine - zaczęła zduszonym gosem. - Powiedziałam ci prawdę. Dziecko zaczęło
się we mnie rozwijać samo z siebie. I właśnie dlatego to będzie dziewczynka. Już
ci to wszystko mówiłam. A ty mnie zapewniałaś, że mi wierzysz. Nie spałam z
nikim. A już na pewno nie z Mike'em!
Miała wrażenie, że głos przyjaciółki dochodzi z bardzo daleka, jak zza warstwy
waty.
- Marę, nie złość się, ale powiedziałam ci o Rudym, a nigdy przedtem nikomu o
tym nie mówiłam. Nawet moja mama myśli, że Rudy istnieje. Jesteś jedyną osobą,
która zna prawdę. -Jedno zdyszane słowo goniło drugie. - Wiem, co powiedziałaś
doktorowi Wade'owi, i on ci na pewno wierzy. Tak samo jak twój ksiądz i twoi
starzy. Ale Marę, przecież mnie możesz zaufać, bo ja nikomu nie powiem.
Zachowamy to tylko dla siebie, tak jak Rudnego. Marę! - Germaine gwałtownym
ruchem chwyciła Mary za ramię. - Marę! Powiedz mi, że to Mikę!
Coś się w Mary zagotowało. Powitało gdzieś głęboko w jej wnętrzu, a potem się z
wielkim trudem przedzierało na zewnątrz, aż wreszcie wyrwało się jej z gardła:
- O Boże...
- Marę!
Mary wyszarpnęła ramię z uścisku Germaine i najpierw, pracując całym ciałem,
usiadła, a potem jakimś cudem wstała z kanapy i wkładając w to nieco wysiłku
zdołała utrzymać równowagę.
- Marę, zaczekaj! Przepraszam! Ja nie chciałam... Ale Mary już biegła. Nie
sądziła, że będzie w stanie
biec, bo była przecież ciężka i niezdarna, mimo to biegła. I nawet udało jej się
w ciemności odszukać frontowe drzwi.
-Mary chciała porozmawiać z ojcem, usiąść obok niego i wszystko z siebie
wyrzucić, ale nie mogła czekać ani chwili dłużej; musiała zobaczyć się z nim
już, natychmiast Tylko że właśnie była środa.
265
Barbara Wood
Na szczęście wiedziała, gdzie go szukać.
Zaparkowała przed klubem i bez wahania weszła do budynku, żeby o niego zapytać.
Wyobrażała sobie, że cokolwiek by robił, błyskawicznie to przerwie, przebierze
się i wezmie ją na Coca-Colę.
Nie przewidziała jednak tego, co jej powie zagadnięty przez nią pracownik klubu.
- Ted McFarland nie bywa tu od czasu, kiedy wygasła mu karta członkowska. To
znaczy od jakichś dwóch, może trzech lat.
Stała jak wryta.
- Jest pan tego pewien?
Jego wzrok prześlizgnął się po jej brzuchu bez zbytniego zainteresowania.
- Najzupełniej w świecie.
- Może chodzi do jakiegoś innego klubu, nie wie pan czasem?
- Nie wiem.
Pięć minut pózniej siedziała już w Impali i jezdziła bez celu po ulicach; nie
zwracała uwagi ani na neony, ani na światła uliczne, ani nawet na to, jak
jedzie. Myślami błądziła gdzieś daleko, a tymczasem jej ręce i nogi zupełnie
mechanicznie prowadziły samochód -hamowały na czerwonym świetle i wyrzucały
kierunkowskazy. Nie miała ochoty na nic; chciała tylko jechać i jechać przed
siebie.
Prowadziła kierując się wymalowanymi na jezdni zygzakami; raz tą ulicą, raz
tamtą, wreszcie wjechała na bitą, nierówno wyjeżdżoną Etiwanda Avenue. Przy
bibliotece skręciła w prawo i znalazła się na ciemnej wiejskiej drodze, przy
której wykopano duży, teraz porośnięty rzęsą, rów odpływowy na deszczówkę. Nie
wybrukowano jeszcze wielu ulic w dolinie, ale głębokie doły* w jakie wpadała
Impala, i tak nie wyrwały Mary z zamyślenia.
Wyrwało ją z tego stanu coś zupełnie innego.
Kiedy dotarło do niej, że widzi zielonego Lincolna)
266
Madonna jak ja i ty
zwolniła i zatrzymała się przed sąsiednim domem. Zgasiła silnik i z głuchym
pomrukiem wykręciła szyję, żeby popatrzeć na samochód ojca. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl