[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gwen była ubrana i gotowa przed przyjazdem Ethana. Wolała nie ryzykować,
że musiałaby go zaprosić do domu, żeby poczekał.
W czerwonej sukience, w równie czerwonych pończochach i atłasowych
czółenkach czuła się jak gwiazda filmowa. W uszach miała kolczyki. Wielkie, złote
50
S
R
kółka. Na szyi i na nadgarstkach lśniły złote łańcuszki. Włosy luzno spływały na
ramiona, spięte tylko kilkoma niemal niewidocznymi wsuwkami.
Właścicielka butiku przekonała ją jeszcze do kupna małej torebki. Tak małej,
że z trudem zmieściła tam szminkę i klucz do mieszkania. Podekscytowana czekała
w kuchni na Ethana. I chociaż nasłuchiwała, kiedy rozległo się pukanie do drzwi, aż
podskoczyła z wrażenia.
Wzięła głęboki wdech i przełknęła ślinę. Po chwili, kiedy czuła się już
gotowa, otworzyła drzwi.
I znowu, kiedy go ujrzała, poczuła, jakby dostała potężny cios w splot
słoneczny.
Stał z ręką w kieszeni i uśmiechał się oszałamiająco. Oczy mu błyszczały.
Miał na sobie elegancki, czarny garnitur i dobraną do niego jedwabną szmaragdową
koszulę.
Gwen uśmiechnęła się radośnie, chociaż kosztowało ją to sporo wysiłku.
Zarzuciła torebkę na ramię, wyszła i prędko zamknęła za sobą drzwi.
- Cześć - powiedziała.
- Cześć. - Wprost pochłaniał ją wzrokiem. - No! Mam nadzieję, że się nie
obrazisz, ale to naprawdę robi wrażenie.
Zarumieniła się. Spuściła wzrok.
- Wyglądasz wspaniale. Możesz mi wierzyć, bo widziałem wiele wystrojonych
kobiet. - Uśmiechnął się i mrugnął szelmowsko. - Uboczny efekt posiadania
nocnego klubu, rozumiesz. Ale dzięki temu jestem prawdziwym fachowcem i z całą
odpowiedzialnością mówię, że wyglądasz dzisiaj szałowo.
- Dziękuję - powiedziała nieśmiało. - Ty też wyglądasz wspaniale.
- Dziękuję. - Obciągnął brzegi marynarki i wygładził kołnierzyk koszuli. -
Gotowa do wyjścia?
Jeszcze raz przekręciła klamkę, żeby się upewnić, czy zamknęła mieszkanie, i
obróciła się twarzą do niego.
51
S
R
- Gotowa.
Ujął ją za rękę, splótł palce z jej palcami i poprowadził korytarzem ku
schodom.
- Dziękuję, że zgodziłaś się ze mną pojechać trochę wcześniej. Nie chciałbym,
żebyś musiała jechać taksówką, a wolałbym być na miejscu, kiedy przyjadą Peter i
Lucy.
Być może dla Ethana szósta wieczorem była wczesną godziną, ale ona zwykle
o tej porze była już po kolacji i wędrowała z książką do łóżka. Ethan uprzedził ją
wcześniej, że powinni skończyć kolację przed dziesiątą, zanim nadejdzie pora
otwarcia klubu.
- Nie ma za co. Nie mogę się już doczekać spotkania z twoimi przyjaciółmi.
- Polubisz ich - stwierdził.
- Jestem pewna. Czy będzie ktoś jeszcze, czy tylko oni?
Kiedy znalezli się na parterze, otworzył drzwi i puścił ją przodem.
- Tylko oni - odparł, gdy znalezli się na ulicy. - Mam nadzieję, że ci to
odpowiada?
- Oczywiście. Zastanawiałam się tylko, czy to będzie duże przyjęcie.
- To będzie całkiem małe przyjęcie. Czworo to w sam raz, nie sądzisz?
- Chyba tak - mruknęła niepewnie. - Rzadko urządzam przyjęcia.
- Naprawdę?
Otworzył drzwi srebrnego lexusa i pomógł jej wsiąść. Po chwili wsunął się za
kierownicę i uruchomił silnik.
- Sądziłem, że dużo czasu spędzasz na zabawie - orzekł. - Wyglądasz na
dziewczynę, która lubi wesołe życie.
Gwen poczuła lodowate ciarki na plecach.
Miał rację, tak wyglądała. Bo tak właśnie miała wyglądać. Jak mogła być tak
nieostrożna?! Jak mogła powiedzieć, że nie spotyka się z ludzmi?
52
S
R
Głupia, głupia. Musi bardziej uważać, bo Ethan się zorientuje, że jest zupełnie
inna, niż udaje.
Myślała gorączkowo nad jakimś wykrętem, wiarygodnie brzmiącą wymówką.
- Owszem, lubię - przyznała. - Ale raczej wolę wyjść z domu, niż zapraszać
ludzi do siebie.
- Zauważyłem - powiedział z kamienną twarzą.
Czy to oznaczało, że jej uwierzył?
Posłał jej znaczące spojrzenie.
- Byłem u ciebie już dwa razy - wytknął. - Pora, byś mnie wreszcie zaprosiła
do środka.
Poruszyła się nerwowo.
- Naprawdę chciałeś wejść? - Miała nadzieję, że zabrzmiało to przekonująco.
- Oczywiście. Ty widziałaś moje mieszkanie. Wypadałoby, żebym i ja
zobaczył twoje.
O Boże! Widziała jego mieszkanie. Prawda. Szczególnie sypialnię. Czyżby
oczekiwał rewanżu?
Nie miałaby nic przeciwko kochaniu się z nim. Na samą myśl zrobiło jej się
gorąco. I niemal czuła na skórze ślady jego dotknięć.
Ale to nie zmieniało faktu, że nie mogła go do siebie zaprosić. Gdyby to
zrobiła, zobaczyłby, że mieszka jak nudna bibliotekarka. Albo jeszcze trafniej - jak
trzydziestojednoletnia stara panna.
- Pomyślę o tym - obiecała niepewnie.
Po dziesięciu minutach dojechali na miejsce. Ethan poprowadził ją do tylnego
wejścia.
Bez stroboskopowych lamp i barwnego tłumu wnętrze klubu wyglądało
zupełnie inaczej, niż Gwen je zapamiętała.
53
S
R
Na środku ciemnego parkietu stał owalny stół nakryty śnieżnobiałym
obrusem, a wokół niego cztery krzesła. Na środku, otoczony czerwonymi i białymi
różami, stał srebrny świecznik.
Gwen zdumiała taka romantyczna strona natury Ethana. Nie spodziewała się
jej po kimś z taką reputacją, jaką on miał. Ale to odkrycie było bardzo przyjemne.
- Urocze - powiedziała.
Ethan stanął u jej boku, objął ją w pasie.
- Chciałbym bardzo, ale nie mogę przypisać sobie zasług - przyznał. -
Powiedziałem dostawcom, czego oczekuję, a oni zadbali o resztę.
- W takim razie zatrudniłeś świetnych fachowców.
- Dziękuję.
Wziął ze stołu butelkę wina.
- Proszę. - Napełnił kieliszek gęstym, czerwonym płynem i podał jej. - Usiądz
i napij się. Ja pójdę tylko sprawdzić, czy wszystko idzie zgodnie z planem. Zaraz
wrócę.
I nim zdążyła zaprotestować, zniknął na zapleczu. Uniosła kieliszek do ust i
rozejrzała się po pustej sali. Dobre, pomyślała. I może pomóc przetrwać ten wieczór,
może pozwoli nie wpaść w panikę? Usłyszała, że drzwi frontowe się otworzyły.
Prędko upiła kolejny łyk. Potem usłyszała z oddali trzask zamykanych drzwi i
stłumione głosy.
Gwen odetchnęła głęboko. Wygładziła sukienkę, żeby się upewnić, że jest
gotowa na spotkanie z przyjaciółmi Ethana.
Była pewna, że to byli oni.  Hot Spot" był jeszcze zamknięty. Tylko oni mogli
się dostać do środka. Po chwili do sali weszła para przyjaznie uśmiechniętych ludzi.
Kobieta była wysoka. Miała długie, proste, czarne włosy. Ubrana była w
czarną sukienkę w wielkie, kolorowe tulipany, sięgającą do pół łydki. Cieniutkie ra-
miączka sprawiały, że ramiona miała odkryte. Na szyi błyszczał niewielki naszyjnik.
54
S
R
Na nogach miała czarne pantofelki na płaskim obcasie. Dla bezpieczeństwa i
wygody, pomyślała Gwen, widząc jej wydatny brzuch.
Mężczyzna był również wysoki. Miał jasne jak piasek włosy i wyraznie zle się
czuł w szarym garniturze.
Gwen czuła, że powinna się odezwać, zrobić coś, ale nie wiedziała co.
Na szczęście nieznajoma nie miała takich zahamowań. Zrobiła krok naprzód i
z uśmiechem wyciągnęła rękę do Gwen.
- Cześć. Zapewne to ty jesteś Gwen. Ja jestem Lucy, a to mój mąż Peter. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl